Sytuacja geopolityczna Polski jest trudna, więc wielu Polaków zastanawia się, kto może dostać kartę mobilizacyjną. Wojskowi wyjaśniają nam, jak wygląda procedura, kogo dotyczy i co grozi za "schowanie się" przed armią. Mówią nam też, czemu pracownicy NBP, TVP czy niektórych innych firm raczej nie trafią na front, jeśli wybuchnie poważny kryzys. Podobna zasada dotyczy też części przedsiębiorców.
- Przedstawicielka Wojska Polskiego kpt. Joanna Maciaszek opowiedziała Business Insider Polska, jak może wyglądać ewentualna mobilizacja
- Wyjaśniła na przykład, co się stanie, gdy ktoś nie będzie odbierał korespondencji od wojska
- Nieoficjalnie rozmawialiśmy też z żołnierzami. Przyznają, że jest sporo niewiadomych, jak taka mobilizacja może wyglądać
- Mówią natomiast, że warto spoglądać na to, jak to wygląda w Ukrainie. Polska mobilizacja może wyglądać podobnie
- Kto będzie służby unikał, narazi się natomiast na bardzo poważne konsekwencje
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Politycy — na przykład premier Donald Tusk — czasem straszą perspektywą wojny, a czasem uspokajają, że na razie nic nam nie grozi. Nic jednak dziwnego, że obawy Polaków rosną. I zastanawiają się, czy pewnego dnia nie dostaną wezwania. Kto jednak może je dostać? Czy otrzymanie karty oznacza rychłą podróż na front? Kto może być pewien, że nie wezmą go "w kamasze"? O tym wszystkim rozmawialiśmy z przedstawicielami Wojska Polskiego.
Zobacz także: Tyle trzeba wydać na "plecak przetrwania"
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Weźmy pod uwagę czarny scenariusz. Czy jeśli wybuchnie wojna, każdy, kto ma kategorię A, powinien czekać na kartę mobilizacyjną? Niekoniecznie. Jak wyjaśnia w rozmowie z Business Insider Polska kpt. Jolanta Maciaszek z Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji, mobilizacją mają być objęte poszczególne województwa czy powiaty w województwie, a nawet wskazane jednostki wojskowe. Wszystko zależy więc od tego, czy władze zarządzą powszechną, czy tylko częściową mobilizację.
Może się więc okazać, że w jednym województwie mężczyźni będą dostawać karty mobilizacyjne, ale w sąsiednim już nie. To samo może się tyczyć powiatów. I tak na przykład możliwe, że mieszkaniec Hajnówki będzie musiał iść "w kamasze", ale Bielska Podlaskiego już nie.
W nieoficjalnych rozmowach wojskowi przyznają, że forma mobilizacji zawsze jest decyzją polityczną, co pokazuje zresztą sytuacja w Ukrainie. Władze tego kraju długo zwlekały z powoływaniem młodszych osób do armii. Nie chciano bowiem, by na front trafiali ludzie, którzy mogą być przyszłością kraju po wygranej wojnie z Rosją. Granica się jednak przesuwa, bo armii Ukrainy brakuje ludzi. Wiek poboru został właśnie obniżony z 27 do 25 lat.
Jak tłumaczy kpt. Jolanta Maciaszek, w tym momencie nie jest możliwe określenie grup objętych ewentualną mobilizacją. Najpierw bowiem muszą zarządzić ją politycy — i wyznaczyć jej zakres.
Zobacz także: Boom na artykuły wojskowe. Oto co sprzedaje się najlepiej
Kto na pewno nie pójdzie na front?
Kpt. Jolanta Maciaszek przyznaje, że są osoby, które są z urzędu wyłączone z pełnienia służby wojskowej w czasie mobilizacji. Część takich przepisów wynika z Ustawy o obronie ojczyzny. Są to posłowie, senatorowie czy osoby wykonujące mandat radnych. Wyłączono też rzecz jasna osoby pełniące kierownicze stanowiska w państwie.
Z ustawy wynika też, że "w kamasze" nie pójdą osoby, które "ze względu na posiadane kwalifikacje lub zajmowane stanowiska" są niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa państwa. Ustawa tu wprost nie precyzuje, o jakie stanowiska czy kwalifikacje chodzi.
Jednak kpt. Maciaszek dodaje, że w rozporządzeniu z listopada 2022 r. pojawił się też konkretniejszy wykaz. Wyłączeni mogą być zatem na przykład pracownicy urzędów, NBP, CBA czy ABW. Wyłączyć można też jednostki podległe pod rozmaite ministerstwa, ale i firmy. Na przykład te świadczące "usługi związane z utrzymaniem systemów łączności na potrzeby kierowania bezpieczeństwem narodowym". Wachlarz jest więc dość szeroki.
Nieoficjalnie wiemy, że pracownicy mediów publicznych — TVP czy Polskiego Radia — dostają informacje, że w razie czego oni na front nie trafią. Będą mieli inne zadania, np. przekazywanie państwowych komunikatów społeczeństwu.
To samo się tyczy przedsiębiorstw zbrojeniowych czy szerzej — współpracujących z armią. Powody takich wyjątków są dość jasne. Państwo musi funkcjonować również w czasie wojny, ktoś też musi np. produkować broń czy zaopatrywać armię w sprzęt, odzież czy żywność.
Sformułowania dotyczące wyłączenia pracowników firm czy instytucji nie są jednak dość ostre. Wszystko będzie zależało więc koniec końców od wojska.
Czy przed mobilizacją można uciec?
Jak wyjaśnia kpt. Maciaszek, "nadanie przydziału następuje w formie karty mobilizacyjnej". Osoba, której nadano przydział mobilizacyjny, "jest obowiązana ją przyjąć".
Co, jeśli taka osoba akurat gdzieś wyjechała? Przedstawicielka wojska przypomina, że osoby podlegające obowiązkowi czynnej służby wojskowej mają obowiązek zgłosić do Wojskowego Centrum Rekrutacji zmiany miejsca pobytu trwającego dłużej niż trzy miesiące. A jeśli przesyłka jest nieodbierana, rusza procedura administracyjna. Po pewnym czasie więc przesyłka i tak jest uznana za dostarczoną.
Za niestawienie się podczas mobilizacji grożą natomiast surowe kary. M.in. pozbawienia wolności "na czas nie krótszy od 3 lat".
Kiedy zmobilizowany żołnierz powinien się stawić w wyznaczone miejsce? Wszystko zależy od sytuacji. Jeśli w karcie przeczytamy "natychmiast", to termin maksymalny wynosi 6 godzin "od powzięcia informacji o ogłoszeniu mobilizacji powszechnej lub wybuchu wojny". Jeśli jest to niemożliwe, trzeba skontaktować się z dowódcą jednostki i jak najszybciej wyjaśnić sprawę.
Nie jest tajemnicą, że mieszkańcy Ukrainy mieli sposoby na ucieczkę przed służbą. Problemem w tym kraju jest korupcja i skandali w centrach rekrutacyjnych nie brakowało. Inną kwestią jest to, że wiele osób wyjechało z kraju. — W Ukrainie mówi się z przekąsem o batalionach "Berlin", "Warszawa" i "Wiedeń" — mówi nam doświadczony wojskowy. Chodzi o mężczyzn, którzy przebywają w europejskich stolicach i do walki się nie palą. Można sobie wyobrazić, że wielu Polaków w podobnej sytuacji też tworzyłoby podobne "bataliony". Czy państwo będzie ich siłą ściągać? Znów, wszystko zależy tu od decyzji politycznych.
Na razie Ukraina nie "ściga" swoich obywateli za granicą. Nacisk na to natomiast rośnie, bo brakuje ludzi na froncie. — Oczywiście osoba, która ucieknie z Polski podczas mobilizacji, ryzykuje, że po powrocie do kraju trafi za kratki — mówi nam doświadczony wojskowy.
Zobacz także: Szwedzi walczą o polskie okręty podwodne. Mówią, co mają w ofercie
Kto jest priorytetem dla armii?
Jak mówi kpt. Jolanta Maciaszek z Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji, wezwania przede wszystkim otrzymują żołnierze pasywnej rezerwy, którzy posiadają nadany przydział mobilizacyjny. Osoby, które nie miały wcześniej styczności z wojskiem — nawet jak mają odpowiednią kategorię — raczej więc nie będą wzywane na początku ewentualnego konfliktu.
Armia obecnie szkoli tych, którzy mają odpowiednie kompetencje. Chodzi nie tylko o doświadczonych wojskowych, ale też np. operatorów dronów, weterynarzy, lekarzy, kierowców aut ciężarowych czy specjalistów do spraw cyberbezpieczeństwa. Wojskowi przyznają natomiast — przepisy pozwalają im mobilizować właściwie wszystkie osoby, które są akurat potrzebne.
Żołnierze w rozmowie z Business Insider Polska często przypominają natomiast starą wojskową mądrość. "Wojnę rozpoczynają zawodowcy, a kończą rezerwiści". Jeśli więc będzie duży konflikt, armia się pewnie z czasem upomni o osoby bez żadnego doświadczenia wojskowego.
Być może będą opcje, żeby ochronić się przed mobilizacją. Dotyczyć to ma tych, którzy na przykład dopiszą się do korpusu obrony cywilnej.
Kpt. Maciaszek zastrzega natomiast, że w przypadku dostania karty mobilizacyjnej "klamka zapadła".
Zobacz także: Rozporządzenie na temat karty wraz z jej wzorem
— W momencie powołania do czynnej służby wojskowej pełnionej w czasie mobilizacji lub wojny nie ma możliwości zmiany służby na służbę zastępczą — wyjaśnia.
Koniec końców natomiast trudno przewidzieć, jak dokładnie może wyglądać mobilizacja, bo przecież nie wiadomo, w jakiej sytuacji kryzysowej może znaleźć się Polska. — Takie rzeczy wychodzą w praniu, ale oczywiście mam nadzieję, że nie wyjdą — i wszystko to będą tylko teoretyczne rozważania — opowiada doświadczony żołnierz.
Autor: Mateusz Madejski, dziennikarz Business Insider Polska