Decluttering to usługa odgracania i porządkowania mieszkania, która przyszła do nas ze Stanów Zjednoczonych. Polega ona na wyrzuceniu z mieszkania wszystkich niepotrzebnych rzeczy (tzw. przydasiów) i organizacji przestrzeni tak, żeby nigdy więcej nie pojawił się bałagan.
- Decluttering to usługa odgracania i porządkowania mieszkania
- Specjaliści od declutteringu pomagają w pozbyciu się nadmiaru przedmiotów
- Konsumpcjonizm sprawia, że gromadzimy mnóstwo niepotrzebnych rzeczy
- Nadmiar rzeczy w domu może powodować stres i zmęczenie
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
W Polsce, szczególnie w starszych pokoleniach, mentalność zbierania wszystkiego, co "przyda się" w przyszłości jest dosyć mocno zakorzeniona i z pewnością sięga jeszcze czasów, kiedy w sklepach za wiele nie było. Niestety efekt jest taki, że przytłacza nas nadmiar rzeczy, a na myśl o przejrzeniu i uporządkowaniu wszystkiego opadamy z sił. Na szczęście są już na polskim rynku specjaliści od declutteringu, którzy mogą nam w tym pomóc.
Zobacz także: "Potężne tąpnięcie" u deweloperów. Co się dzieje na rynku?
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Po co w ogóle coś wyrzucać?
W krajach Dalekiego Wschodu bardzo wielką wagę przywiązuje się do energii przedmiotów, które nas otaczają. Porządek w życiu musi rozpocząć się od otaczającego nas wnętrza. To jak naczynia zespolone, które razem dają pełen efekt wolnego umysłu, gotowego na przyjęcie kolejnych wyzwań. Gdy mamy za dużo przedmiotów wokół siebie, czujemy się zmęczeni, przytłoczeni i najzwyczajniej nie mamy wystarczająco dużo energii.
Decluttering potrzebny jest nam do pozbywania się niepotrzebnych rzeczy z naszego otoczenia, stworzenia nowej przestrzeni, która pomoże nam w prawidłowym funkcjonowaniu bez nadmiaru, bez stresu i zbędnej pracy. Jeśli wszystko wokół jest zagracone, nie możemy dobrze się rozwijać, odpoczywać i czuć się dobrze. Według badań, które przeprowadziła IKEA w Hiszpanii, 86 proc. respondentów twierdzi, że uporządkowany dom stwarza przyjemne samopoczucie.
Początki declutteringu
Usługa odgracania domu narodziła się w Stanach Zjednoczonych. Nic dziwnego. Amerykańskie społeczeństwo doszło do takiego momentu, że obok wielkopowierzchniowych domów i zagraconych garażów, zaczął rozwijać się prężnie biznes wynajmowania mikro powierzchni magazynowych – wszystko po to, aby gdzieś upchać rzeczy, które w ciągu życia Amerykanie kupowali na potęgę. No dobrze, ale dlaczego płacić komuś za to, że wyrzuci nam rzeczy? Czy nie można tego po prostu zrobić samemu? Okazuje się, że właśnie w tym tkwi cała trudność. Jeśli już coś kupiliśmy, zapłaciliśmy za to dużo pieniędzy, albo – co gorsza – dostaliśmy coś w prezencie lub spadku, to bardzo trudno jest się nam z tym rozstać. Specjalista od declutteringu nie ma tego obciążenia i potrafi bez emocji określić, czy coś nadaje się do wyrzucenia, czy nie, bo spełnia jakąś konkretną funkcję.
Decluttering po polsku
Prekursorką declutteringu w Polsce jest Maria Ernst-Zduniak, która nie tylko świadczy takie usługi, ale też szkoli z odgracania domu i organizacji przestrzeni. – Jesteśmy pokoleniem dzieci lub wnuków osób, które żyły w Polsce, gdy nie było nic poza kartkami na mięso i pustymi półkami. Potem, po przełomie, nagle wszystko zaczęło być dostępne. Wcześniej jednak zostaliśmy wychowani w przeświadczeniu, że nie wyrzucamy, wszystko się może przydać, lepiej naprawić niż wyrzucić. Teraz nasze szafy, piwnice i garaże są pełne rzeczy "może się przyda" – mówi Maria Ernst-Zduniak.
Jakie są tego negatywne skutki? Jesteśmy poddenerwowani, bo drażni nas ten bałagan, wiecznie czegoś szukamy, nie ogarniamy swojego domu, kupujemy kolejną rzecz, bo nie możemy znaleźć tej, którą już gdzieś mamy w domu.
Jak zmienić nastawienie?
Niestety mimo zagracenia kupujemy więcej i więcej, bo wydaje nam się, że to nas uszczęśliwi, sprawi, że poczujemy się lepsi, ważniejsi, że zasługujemy, bo nie chcemy być gorsi od sąsiada czy koleżanki z pracy.
– Konsumpcjonizm sprawia, że mamy w naszych domach mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. To machina, która napędza podobno gospodarkę, ale tak naprawdę powoduje, że zatracamy się i kupujemy bezmyślnie wszystko. Dajemy się manipulować – mówi ekspertka.
Czy można jakoś przerwać ten proces? Fumio Sasaki, autor bestsellerowej książki "Pożegnanie z nadmiarem" twierdzi, że tak. Jest wiele książek na temat porządkowania i minimalizmu. Dlaczego wspominam akurat tę? Bo jako fanka minimalizmu przeczytałam chyba wszystko, co na ten temat ukazało się na polskim rynku wydawniczym. Od słynnej "Sztuki prostoty" Dominique Loreau, przez kolejne dzieła Marie Kondo, Leo Babauty i innych, także polskich autorów. Sama napisałam dwie książki na temat minimalizowania życia i nadal uważam, że pozycja "Pożegnanie z nadmiarem" Fumio Sasaki to coś, co powinni przeczytać wszyscy. Jeśli oczywiście ktoś chce przejść z kompulsywnego konsumpcjonizmu na zdrowy minimalizm. Czy specjalistka od declutteringu, którą zaprosimy do domu, też może nam pomóc w zmianie nastawienia? Mnie pomogła.
Usługa declutteringu, czyli co?
"Mam zapłacić za to, że przyjdzie ktoś i powyrzuca mi moje rzeczy? To śmieszne". Też tak myślisz? Nie dziwię się. Miałam podobnie. Ale bardzo, bardzo chciałam odgracić swoje mieszkanie, bo ilość rzeczy mnie totalnie przytłaczała. Jako fanka minimalizmu poszłam nawet na kurs declutteringu do Marii Ernst-Zduniak, dostałam dyplom jego ukończenia i postanowiłam sama ogarnąć swoje dwa pokoje. Jako tako udało mi się odgracić kuchnię i łazienkę, ale niestety poległam na salonie, o pokoju dziecięcym nie wspominając.
Musiałam poprosić koleżankę z kursu, która działa na rynku declutteringu jako Królowa Porządku. Tak naprawdę nazywa się Iwona Bąkała. Iwona przyszła do mojego mieszkania rozentuzjazmowana. W salonie siedziałyśmy cztery godziny, a w pokoju dziewczynek pięć godzin. Wyrzuciłyśmy trzy wory po 120 litrów. Iwona wywiozła do domów dziecka i innych placówek stosy ubrań i zabawek, a do pobliskiej biblioteki mnóstwo książek. Wyszukała dla mnie też wszelkie pojemniki i pojemniczki, które jeszcze lepiej uporządkowały przestrzeń w pokoju, kuchni, pokoju dziewczynek i na korytarzu. Po jej wyjściu czułam jedno: nareszcie ogromną ulgę, spokój, zen, relaks i jakby mi ktoś z pleców zdjął 30-kilogramowy plecak. Fascynujące uczucie!
Bo usługa declutteringu to nie tylko pozbywanie się nadmiaru rzeczy, ale także profesjonalna organizacja tego, co w domu pozostało. I to być może jest nawet ważniejsze, bo sprawia, że bałagan, jaki mieliście do tej pory, raczej już nie wróci.
Ile zapłacisz za odgracanie?
Usługa Iwony (po znajomości) kosztowała mnie kilkaset złotych. Jednak cenniki ekspertów declutteringu są raczej wyższe. Od pojedynczej konsultacji za 500 zł do declutteringu jednej strefy (np. garderoby) za 1200 zł. Niektórzy wyceniają swoje usługi godzinowo (np. 600 zł za 2 godziny, 1000 zł za 1 dzień pracy), a inni za każdym razem wyceniają indywidualnie, w zależności od pomieszczenia i ilości rzeczy do uporządkowania. Czy warto tyle zapłacić za pozbycie się nadmiaru ze swojego mieszkania? Moim zdaniem tak. Ale to kwesta indywidualnego podejścia.
Zawsze możecie zacząć od tego, że przeczytacie jedną z książek o minimalizowaniu przestrzeni i spróbujecie ogarnąć swoją przestrzeń samodzielnie. Powodzenia!
Dziennikarka działu Nieruchomości w Business Insider Polska
Więcej artykułów tego autora