Przez wiele dziesięcioleci uważano, że Chiny i wzrost to niemal synonimy. Wszystko stawało się coraz większe: wpływy kulturowe, ambicje geopolityczne, populacja. Wydawało się, że będzie tak do momentu, kiedy cały świat zmieni się na podobieństwo Chin. Podstawą tego nieustępliwego wzrostu była kwitnąca gospodarka, która pozwoliła Pekinowi na wykorzystanie swojej potęgi w innych obszarach. Obecnie jednak chińska gospodarka słabnie, a przyszłość, którą wyobrażał sobie Pekin, jest coraz mniej osiągalna.
Zobacz także: Przewidział kryzys w 2008 r. Ponownie nie ma dobrych wiadomości
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Wyraźnym tego znakiem jest pogłębiający się problem deflacji w Chinach. Kiedy Amerykanie martwią się inflacją lub zbyt szybkim wzrostem cen, decydenci w Pekinie zajmują się spadkiem cen. Indeks cen konsumpcyjnych spadał przez ostatnie trzy miesiące, co stanowi najdłuższą passę deflacyjną od 2009 r. W wyścigu o globalną dominację gospodarczą deflacja jest ciężarem na szyi Pekinu. To znak, że chiński model gospodarczy jest już na wyczerpaniu i że konieczna jest gruntowna restrukturyzacja. Poza problemami finansowymi spadające ceny są jednak oznaką głębszego kryzysu dotykającego Chińczyków.
— Chińska deflacja to deflacja nadziei, deflacja optymizmu. To psychologiczny marazm — powiedział mi Minxin Pei, profesor nauk politycznych w Claremont McKenna College.
Skutki nie ograniczą się do wybrzeży Chin. Ponieważ w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci wzrost gospodarczy tego kraju spowodował, że pieniądze zaczęły rozchodzić się po całym świecie, jego spowolnienie wywołuje efekt huśtawki na światowych rynkach. Zagraniczni inwestorzy, którzy przyczynili się do wzrostu Chin, uciekają, aby uniknąć spadku wartości swoich bilansów, a rządy na całym świecie zaczynają kwestionować narrację o potężnych Chinach. To, co Pekin zrobi (lub czego nie zrobi), określi kierunek ludzkości na nadchodzące dziesięciolecia.
Flirtując z klęską
Może się to wydawać sprzeczne z intuicją, zwłaszcza biorąc pod uwagę doświadczenia Zachodu z ostatnich kilku lat, ale deflacja jest pod wieloma względami bardziej przerażająca niż inflacja. Inflacja pojawia się, gdy istnieje zbyt duży popyt na zbyt mało produktów. Ludzie chcą kupować rzeczy, ale po prostu nie ma ich wystarczająco dużo. Natomiast deflacja ma miejsce, gdy dostępnych jest wiele towarów i usług, ale nie ma wystarczającego popytu. Firmy są wówczas zmuszone do obniżania cen, aby zachęcić konsumentów do wydawania pieniędzy. Każda gospodarka doświadcza recesji lub spadków koniunktury, czyli okresów malejącego popytu i spadku nastrojów, które zmuszają firmy do obniżania cen, ale trwała deflacja ma miejsce, gdy te dolegliwości zadomowią się na dobre.
Obawy o deflację w Chinach zaczęły się na poważnie latem. Ceny konsumpcyjne spadły o 0,3 proc. w lipcu w porównaniu z tym samym miesiącem rok wcześniej. To nie zdarzyło się od czasu głębokiej pandemii. Gdy inne zaawansowane gospodarki rozwijały się zbyt szybko, Chiny wykazywały oznaki, że mogą zostać unieruchomione. Sytuacja zdawała się stabilizować w sierpniu, ale tylko do czasu, gdy ceny wieprzowiny zaczęły gwałtownie spadać, spychając zagregowany wskaźnik w październiku, listopadzie i grudniu.
Decydenci mieli jednak pewną nadzieję, ponieważ znaczna część deflacji była napędzana przez ceny wieprzowiny, które w Chinach są niezwykle zmienne. Najnowsze dane pokazują jednak, że inflacja bazowa, która wyklucza bardziej zmienne kategorie, takie jak żywność i energia, jest podobnie anemiczna, ponieważ w grudniu wzrosła zaledwie o 0,6 proc. rok do roku.
Charlene Chu, starsza analityk w Autonomous Research, powiedziała, że najważniejszym pytaniem, jakie zadaje sobie Pekin, jest to, czy spadki cen utrzymają się w 2024 r., czy też kraj będzie w stanie ożywić popyt. Nie liczy jednak na to drugie.
— Skłaniam się ku temu, że presja deflacyjna będzie nadal narastać, ale dane będą się zmieniać w ciągu roku — powiedziała mi Chu.
Głównym problemem Chin jest jednak zadłużenie, szczególnie w sektorze nieruchomości, który stanowi od 25 do 35 proc. krajowego PKB. Lata nadmiernego budownictwa (według niektórych szacunków dwukrotnie większego niż liczba ludności) i spowolnienie wzrostu populacji spowodowały załamanie cen. Kłopoty z nieruchomościami spustoszyły bilanse chińskich gospodarstw domowych, z których wiele utopiło znaczną część swoich oszczędności w nieruchomościach. Rzuciły też cień na resztę gospodarki.
— Chińczycy mają 70 proc. aktywów w nieruchomościach mieszkaniowych, więc można sobie wyobrazić wpływ na nastroje — powiedział mi Wei Yao, główny ekonomista Société Générale. — To jest czynnik, dla którego ta deflacja może być długotrwała — dodał.
Widząc, że ich inwestycje załamują się, wiele osób przestało wydawać pieniądze. Piętnaście lat temu Wall Street zakładała, że chiński konsument ostatecznie stanie się dyktatorem globalnej gospodarki. Teraz są w cieniu. Nawet gdy kraj odszedł od restrykcyjnych zasad zero covid, wzrost sprzedaży detalicznej był rozczarowujący w porównaniu z prognozami niektórych analityków.
— Myślę, że nierealistyczne jest przekonanie, że presja deflacyjna zniknie, gdy nadal istnieje tak duża presja na ceny nieruchomości, a konsumenci są w trybie oszczędzania — powiedział Chu.
Zobacz także: "Białe złoto", które może całkowicie zmienić świat. Jeden kraj już z niego żyje
Pułapka deflacji
W 2002 r. Ben Bernanke, który później stanął na czele Rezerwy Federalnej, wygłosił przełomowe przemówienie na temat sposobów walki z deflacją. Jako historyk gospodarczy poświęcił swoją karierę akademicką na badanie Wielkiego Kryzysu, który był matką wszystkich wydarzeń deflacyjnych i na podstawie swoich badań doszedł do kilku wniosków. Przedstawię kilka, które są istotne dla obecnej sytuacji w Chinach:
- Deflacja jest rzadkim zjawiskiem, ale nawet umiarkowana deflacja, czyli "spadek cen konsumpcyjnych o ok. 1 proc. rocznie", jak ujął to Bernanke, może na lata wyhamować wzrost gospodarczy.
- W gospodarce deflacyjnej spłata zadłużenia staje się bardziej uciążliwa, ponieważ pieniędzy jest coraz mniej, co określa się mianem "deflacji zadłużenia".
- "Lepiej zapobiegać deflacji niż później z nią walczyć".
Japonia jest kolejnym przykładem pułapki deflacyjnej. Być może właśnie wychodzi z trwającego 25 lat pojedynku z demonem deflacji. Po dziesięcioleciach dynamicznego wzrostu gospodarka tego kraju załamała się w latach 90. z powodu wysokiego zadłużenia i starzenia się społeczeństwa. Razem spowodowało to deflację, utrzymywanie płac na niskim poziomie i ograniczenie wydatków konsumenckich. Brzmi znajomo?
Lata stagnacji w Japonii nauczyły nas, że gdy już dojdzie do deflacji, jedynym sposobem na wyjście z niej jest bolesna restrukturyzacja zadłużenia. Yao z Société Générale powiedział mi, że gdyby Pekin szybko rozpoczął taką kampanię antyzadłużeniową, mógłby zapobiec utrwaleniu się kryzysu. Problem polega na tym, że nie widzieliśmy jeszcze dowodów na to, że Komunistyczna Partia Chin jest skłonna to zrobić.
Pożar? Jaki pożar?
Oczywiście, gdyby Komunistyczna Partia Chin zapytała Bernanke'a, co zrobić z deflacją, prawdopodobnie powiedziałby im, aby podjęli zdecydowane działania już wczoraj. "Użyjcie pistoletu na pieniądze, zacznijcie zrzucać gotówkę z helikopterów, sprawcie, by ludzie znów zaczęli wydawać". Deflację można pokonać tylko poprzez zwiększenie popytu. Jednak niechęć KPCh do bezpośredniej pomocy chińskim gospodarstwom domowym, nawet w okresie głębokiego kryzysu związanego z COVID-19, sprawia, że tego rodzaju wsparcie jest mało prawdopodobne.
— Chiny nie udzieliły żadnego wsparcia fiskalnego podczas pandemii — przypomniał mi Yao podczas naszej rozmowy. — Każda inna duża gospodarka dała jakiś bodziec — dodał.
Oczywiście Pekin podjął w ubiegłym roku działania mające na celu poluzowanie warunków finansowych dla banków i przedsiębiorstw państwowych. Obniżył również nieco stopy procentowe i przekazał 140 mld dol. na wsparcie borykających się z trudnościami samorządów lokalnych. Jednak skomplikowane mechanizmy podażowe potrzebują czasu, aby dotrzeć do zwykłych ludzi i pobudzić popyt, o ile w ogóle do tego dojdzie. W najlepszym razie mogą one powstrzymać deflację, ale nie mogą odwrócić jej w kierunku wzrostu.
"Prawdziwe przyspieszenie w przyszłym roku będzie wymagało albo dużej globalnej niespodzianki, albo bardziej aktywnej polityki rządu" — stwierdzili analitycy China Beige Book, firmy zajmującej się badaniem chińskiej gospodarki.
Nie chodzi o to, że KPCh nie ma pojęcia o problemach gospodarki. Przywódca Chin, Xi Jinping, wspomniał nawet o tym, że Chińczycy mają problemy finansowe podczas swojego noworocznego przemówienia, co zdarzyło mu się po raz pierwszy. Chociaż partyjni aparatczycy mogą wydawać się spokojni, gdy ogłaszają, że wzrost PKB w Chinach spełnia oczekiwania, ich łagodniejszy ton i bardziej agresywne zabieganie o międzynarodowy biznes świadczą o czymś innym. Pytanie brzmi: jeśli Pekin wie, jak bardzo sytuacja się pogarsza, dlaczego nie robi więcej?
Analitycy nie są zgodni co do przyczyn braku wsparcia fiskalnego dla gospodarstw domowych. W opublikowanym w sierpniu raporcie Logan Wright, analityk Rhodium Group, przekonywał, że zdolność Chin do dostarczania bodźców fiskalnych została znacznie przeceniona. Jak powiedział Wright, możliwości Pekinu "są znacznie bardziej ograniczone, niż się powszechnie uważa". — Problem polega na tym, że Chiny nie pobierają zbyt wielu podatków poza modelem wzrostu opartym na inwestycjach — dodał. Pekin jest zadłużony po uszy i nie ma solidnego mechanizmu pozyskiwania funduszy, więc nie dysponuje taką gotówką jak kiedyś.
Jest jeszcze jedna, być może nawet jeszcze bardziej ponura perspektywa. Nie chodzi o to, że Pekin nie jest w stanie stymulować gospodarki, ale o to, że po prostu tego nie zrobi. Xi nie wierzy w bezpośrednie transfery gotówki do ludzi. A teraz, skoro całymi Chinami rządzi jednoosobowa orkiestra, tylko to się liczy.
— Doszedłem do wniosku, że jest w tym trochę ideologii — powiedział mi Yao. — W pewnym sensie Xi Jinping chce stworzyć swój własny porządek gospodarczy. Stara się uniknąć popełnienia tego samego błędu, co Zachód, czyli marnowania pieniędzy i wydawania ich na rzeczy, które nie generują długoterminowych zysków. Z tej perspektywy wysyłanie czeków do gospodarstw domowych nie generuje długoterminowych zysków — dodał.
Być może jest to po trochu jedno i drugie. W historii Komunistycznej Partii Chin zdarzały się sytuacje, w których różne frakcje, reformatorskie i antyreformatorskie, miały przestrzeń do debaty i zmiany kursu polityki rządu. W Chinach Xi ta przestrzeń zniknęła, skurczyła się do tego, co mieści się w jego dłoni.
Nie chodzi tylko o gospodarkę
Pod rządami Xi wszelkie rodzaje przestrzeni w Chinach stały się mniejsze. (OK, to nie jego wina, że populacja się kurczy). Jego rządy doprowadziły do zawężenia każdej przestrzeni poza zasięgiem KPCh. Obejmuje to sztukę i życie intelektualne, różnorodne formy indywidualnej ekspresji i prywatny biznes. Chiny przed Xi były miejscem, w którym uczono się radzić sobie z różnorodnością głosów, o ile te nie atakowały zuchwale państwa. Chiny za czasów Xi to miejsce, w którym ludzie online porozumiewają się za pomocą szyfru, aby wyrazić nawet drobne niezadowolenie, tylko po to, by zobaczyć, jak cenzorzy KPCh wymazują ich wypowiedzi.
— Chińczycy muszą zmniejszyć swoje ambicje — powiedział mi Pei z Claremont. — Ludzie w rządzie powinni drastycznie zmniejszyć swoje ambicje — dodał.
Ideologiczne kurczenie się przybiera różne formy. Nominalnie antykorupcyjne działania Pekinu wróciły pełną parą, osaczając urzędników z całego rządu, którzy odeszli od linii Xi. Biznesmeni miliarderzy są świadomi, że ich bogactwo nie ochroni ich już przed surowym okiem KPCh. Zagraniczni inwestorzy uciekają. Nawet flagowy chiński program pożyczek infrastrukturalnych One Belt One Road został ograniczony. — Chiny nie rządzą już światem — powiedział mi jeden z byłych amerykańskich dyplomatów oddelegowanych do Azji Wschodniej.
Nie musi to oznaczać, że Chiny nie stanowią żadnego wyzwania dla Stanów Zjednoczonych. Oznacza to po prostu, że Pekin nadaje priorytet temu, gdzie inwestuje w rywalizację. Xi nie wycofa się z finansowania wojska, ponieważ zjednoczenie z Tajwanem pozostaje jego nadrzędnym celem. Rząd centralny będzie nadal inwestował w technologię i rozwój branż, w których uważa, że może uzyskać przewagę jako pierwszy: samochody elektryczne, akumulatory i energia słoneczna.
— Na tym etapie nie sądzimy, by Stany Zjednoczone stanęły przed wyzwaniem wzrostu ze strony Chin — powiedział Wright z Rhodium Group. — Obawy ze strony USA i Europy dotyczą skutków ubocznych nadmiaru mocy produkcyjnych — dodał. Innymi słowy, Chiny będą bardziej selektywnie dobierać pojedynki i zacieklej bronić swojej przewagi gospodarczej. Świat zbudowany dzięki globalnym powiązaniom finansowym rozpadnie się i rozproszy na mniejsze węzły.
Nie należy oczekiwać, że kurczące się Chiny będą skromniejsze. Poza pożyczaniem pieniędzy wielkoduszność nigdy nie była mocną stroną Pekinu. Zniewagi, które bolały, gdy Chiny były rosnącym supermocarstwem, będą boleć jeszcze bardziej, gdy ich pozycja się obniży. Xi nigdy nie zrezygnuje z ratowania wizerunku. Taka jest natura jednoosobowych rządów.
Powyżej znajduje się tłumaczenie artykułu z amerykańskiego wydania Insidera
Tłum.: Mateusz Albin