Na świecie pogłębiają się spadki na rynkach akcji i obligacji, a w tle są obawy o inflację i podwyżki stóp procentowych w USA napędzane kolejnymi danymi, które pokazują, że gospodarka amerykańska ma się całkiem dobrze. U nas stopy procentowe dzisiaj mają akurat spaść, a nie rosnąć. Na świecie tracą też waluty w relacji do dolara, a najbardziej spektakularnie wygląda to w Rosji. Natomiast Facebook i Instagram niedługo mają dorobić się w Europie także wersji płatnych, bez reklam. Oto pięć najciekawszych wydarzeń w gospodarce teraz.
1. Spadki na giełdach się pogłębiają, amerykańskie banki twierdzą, że to jeszcze nie koniec
Giełdy akcji na całym świecie schodzą coraz niżej, przebijając się poniżej poziomów, od których w opinii wielu inwestorów miały się odbijać w górę, tak jak to bywało parę razy w ostatnich miesiącach. Tym razem jednak fala wyprzedaży jest większa.
Ogólnoeuropejski indeks Stoxx 600, a także indeksy giełd we Francji, w Niemczech, w Szwajcarii czy w Korei Południowej są najniżej od marca, w Hiszpanii, Japonii, Stanach Zjednoczonych najniżej od maja, a nasz WIG 20 jest najniżej od kwietnia.
Zdaniem analityków z Goldman Sachs przed nami prawdopodobnie dalsze spadki, a podobnego zdanie są też eksperci rynkowi z banków JP Morgan i Morgan Stanley. Wszyscy oni wiążą spadki na giełdach całego świata przede wszystkim z taniejącymi obligacjami Stanów Zjednoczonych traktowanymi jako "papiery wartościowe bez ryzyka", chociaż w ostatnich miesiącach brzmi to dość ironicznie. Kiedy w wyniku wyprzedaży spada ich cena, wtedy rośnie ich rentowność. Problem polega jednak na tym, że jeśli rentowność obligacji dziesięcioletniej sięga już 4,8 proc. (najwięcej od 2007 r.), to spada relatywna atrakcyjność inwestowania w znacznie bardziej ryzykowne akcje, które często dają podobną roczną stopę zwrotu. Dlatego według Goldmana i innych dużych amerykańskich banków ewentualna dalsza wyprzedaż obligacji w USA będzie ciągnąć za sobą także wyprzedaż akcji i to nie tylko na rynku w Stanach.
Z kolei rentowność obligacji w USA rośnie, a ich ceny spadają, ponieważ rynek coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że Fed będzie dalej podnosić stopy procentowe, aby walczyć z inflacją, a możliwe też, że generalnie ta inflacja już na stałe będzie na nieco wyższym poziomie niż np. przed pandemią, w związku z czym, nawet kiedy stopy procentowe już nie będą rosnąć, to przez znacznie dłuższy czas niż dotąd oczekiwano, nie będą też obniżane.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Do tego dochodzą czynniki bardziej spekulacyjne, na przykład to, że rekordowo duża liczba funduszy hedgingowych obstawia obecnie dalszy spadek cen obligacji w USA.
Do tego obligacjom nie sprzyja potężny deficyt budżetowy w Stanach, który wymaga, aby wciąż emitować coraz więcej nowego długu. Siłą rzeczy, kiedy rośnie podaż obligacji, powinna spadać ich cena i tak właśnie się dzieje.
Zobacz też: Ważna obietnica w sprawie wakacji kredytowych. Pechowców ma być niewielu
2. Dobre dane z USA tylko pogarszają sytuację na giełdach
W związku z tym, że wyprzedaż akcji i obligacji jest ściśle powiązana z oczekiwaniami dotyczącymi dalszych podwyżek stóp w Stanach, każdy kolejny pakiet danych z USA świadczący o tym, że amerykańska gospodarka trzyma się mocno, tylko zwiększa dynamikę spadków na rynkach. Dzieje się tak, ponieważ dobre dane mogą utwierdzać Fed w przekonaniu, że ryzyko wtrącenia gospodarki w recesję przy kolejnych podwyżkach stóp jest minimalne. Gdyby dane były złe, wtedy zapewne Fed zastanowiłby się dwa razy i możliwe, że zrezygnował z dalszych podwyżek.
Dlatego w poniedziałek spadki notowań na rynkach zostały spotęgowane po publikacji danych o wakatach w amerykańskich firmach. Ku zaskoczeniu wszystkich ich liczba znowu wzrosła i to o blisko 690 tys., z 8,92 mln w lipcu do 9,61 mln w sierpniu. Nie zmienia to wielomiesięcznego trendu spadku tych wakatów, ale tak dużego jednorazowego miesięcznego skoku nie było tam od ponad dwóch lat.
Dane sugerują, że w USA nadal brakuje pracowników na rynku, a to oznacza, że nie ma tam raczej szans na jakiekolwiek wzrosty bezrobocia. A skoro tak, to gospodarka amerykańska okazuje się niesamowicie odporna na podnoszenie stóp procentowych, a skoro tak, to mogą one dalej rosnąć.
Swoją drogą miesięczne dane właśnie o bezrobociu pojawią się już w piątek, rynek zakłada, że będą dobre, a więc także zakłada to, że wtedy przekonanie o nadchodzącej kolejnej podwyżce stóp w Stanach jeszcze dodatkowo wzrośnie.
Chcesz zacząć inwestować, ale nie wiesz jak?
W inwestowaniu, podobnie jak w życiu - warto uczyć się od najlepszych. Bezpłatny pakiet edukacyjny XTB to przeszło 200 godzin nagrań online z ekspertami rynkowymi z kraju i zagranicy. Nieważne, czy posiadasz już doświadczenie, czy dopiero zaczynasz swoją przygodę z inwestowaniem. W XTB znajdziesz materiały, które pomogą Ci w zdobyciu rzetelnej wiedzy na temat inwestowania.
3. Dzisiaj w Polsce prawdopodobnie kolejna obniżka stóp procentowych
U nas sytuacja jest dokładnie odwrotna niż w Stanach, czyli my czekamy nie na podwyżkę, ale na kolejną obniżkę stóp procentowych. Można się jej spodziewać już dziś. Rada Polityki Pieniężnej, która we wrześniu obniżyła stopy aż o 75 punktów bazowych do 6 proc., chociaż inflacja wtedy nadal była powyżej 10 proc., teraz zapewne obniży je znowu, skoro inflacja to już tylko 8,2 proc. a po październiku będzie ona zapewne w okolicach 7 proc.
Ekonomiści zakładają, że tym razem skala obniżki będzie mniejsza niż we wrześniu, większość z nich wskazuje na "zwykłe" cięcie o 25 pb, chociaż są też ciągle głosy o tym, że Rada znów może zaskoczyć i zastosować ponownie większą obniżkę.
Wskaźnik WIBOR 3M wykorzystywany w wielu umowach kredytowych wynosi teraz 5,73 proc., co sugeruje, że także na tym rynku dominują oczekiwania obniżki o kolejne 25 pkt. Chyba nikt nie oczekuje, że obniżki w ogóle nie będzie. Natomiast już po decyzji Rady rynek będzie mocno przyglądać się reakcji złotego, który we wrześniu po niespodziance ze strony RPP dość gwałtownie tracił na wartości.
Zobacz też: Unijny zwrot w sprawie Węgier. Miliardy dla Orbána mają zostać odblokowane
4. Za dolara w Rosji znowu trzeba płacić 100 rubli
Na wartości generalnie tracą ostatnio prawie wszystkie waluty świata, poza amerykańskim dolarem. Ma to związek ze wspomnianą wyżej wyprzedażą na giełdach akcji i obligacji oraz oczekiwaniami na kolejną podwyżkę stóp w Stanach Zjednoczonych. Do wyjątkowo intrygującej sytuacji doszło w związku z tym w Rosji, gdzie w poniedziałek za dolara płacono ponad 100 rubli. Czyli w tym momencie jeden rubel był wart nieco mniej niż jeden cent.
Kurs rosyjskiej waluty był ponad tym okrągłym, rzucającym się w oczy poziomem bardzo krótko, potem spadł poniżej i do końca dnia utrzymywał się w okolicach 99,8 rubli za dolara. Możliwe, że stała za tym jakaś interwencja walutowa. Na pewno rosyjski bank centralny próbował interweniować słownie, zapowiadając, że rosyjskie stopy procentowe, które parę miesięcy temu wyraźnie wzrosły, będą musiały pozostać na podwyższonym poziomie przez cały kolejny rok.
Władze boją się, że jeśli bariera 100 rubli za dolara pęknie na trwałe, wtedy sprowokuje to zwykłych Rosjan do ucieczki od własnej waluty i chęci zamiany swoich oszczędności na dolary, co mogłoby doprowadzić do trudnej do opanowania paniki walutowej. Dlatego bank centralny robi wszystko, aby do przekroczenia tej bariery nie doszło. Kiedy w sierpniu kurs dotarł tam pierwszy raz, natychmiast podniesiono stopy procentowe i to aż o 350 pb, z 8,5 proc. do 12 proc., a we wrześniu dorzucono jeszcze kolejną podwyżkę do 13 proc.
Z drugiej strony fakt, że po takich zabiegach kurs w ciągu miesiąca ponownie wraca do poziomu 100 rubli za dolara, pokazuje, że polityka rosyjskiego banku centralnego jest jednak postrzegana jako nieskuteczna. Bank centralny może teraz interweniować na rynku, wyprzedając rosyjskie rezerwy walutowe, może też przywracać administracyjne zakazy z początku wojny, co utrudni funkcjonowanie rosyjskich firm i banków albo może pozwolić rublowi dalej się osłabiać, co będzie jednak mocno ryzykowne. Swoją drogą na temat tego, co dalej robić trwa dość poważny spór pomiędzy rosyjskim rządem, Kremlem i bankiem centralnym. Kreml chciałby większej kontroli nad rynkiem i obostrzeń, bank centralny jak na razie jest temu przeciwny.
Zobacz też: Bank wprowadza ugody na wzór rządowego programu. Może objąć kredyty na 2 mld zł
5. Zuckerberg uruchomi w Europie płatne wersje Facebooka i Instagrama
Już niedługo Facebook i Instagram mogą być na terenie Unii Europejskiej płatne. Opłaty jeszcze oficjalnie nie ustalono, ale mówi się o kilkunastu euro miesięcznie, co oznacza, że serwisy te byłyby droższe niż np. Spotify. O sprawie donosi Reuters, powołując się na anonimowe źródła w spółce Meta Platforms.
Tak naprawdę jednak spółce Marka Zuckerberga niekoniecznie musi chodzić o to, żeby ściągać od nas pieniądze, ale bardziej o to, żeby mieć w ręku kluczowy argument w sporze z Komisją Europejską, która nie chce, aby właściciel Facebooka zbierał i sprzedawał reklamodawcom kluczowe dane o nas, jako internautach, bez naszej wyraźnej zgody na to. Oczywiście można zakładać, że gdyby Facebook nas o to pytał wprost, to nie wyrazilibyśmy na to zgody. Chyba że zostaniemy postawieni przed wyborem: to albo miesięczne opłaty. Mają one obowiązywać w wersji "bez reklam".
Meta może wprowadzić wersję płatną, która będzie kusić użytkowników tym, że nie będzie w niej często męczących reklam, ale dostępna powinna być też wersja dotychczasowa, z reklamami i za darmo. Wtedy dokonując takiego świadomego wyboru, automatycznie będziemy akceptować to, że Meta Platforms będzie gromadzić i następnie robić użytek z danych na nasz temat. Dane te są kluczowe w modelu biznesowym Facebooka i Instagrama, ponieważ pozwalają one reklamodawcom lepiej określać grupy docelowe klientów, do których chcą trafiać ze swoim przekazem. Spółka Zuckerberga im to umożliwia i zarabia na tym ogromne pieniądze.
Jeśli użytkownicy wybiorą wersję bez reklam, wtedy comiesięczne wpływy z abonamentów zrekompensują Facebookowi i Instagramowi utratę przychodów z reklam. Możliwe zresztą, że z nawiązką.