Unia Europejska pokazała dość niesamowicie wyglądające dane, z których wynika, że port w Gdańsku rośnie zdecydowanie najszybciej w Europie i w ciągu roku wyprzedził pięć innych unijnych portów, między innymi w Barcelonie i w Pireusie. Do tego unijni ministrowie finansów nie mogą się dogadać w sprawie nowych reguł fiskalnych, jastrzębie z EBC sygnalizują możliwe obniżki stóp procentowych, a Moody’s obniża Chinom perspektywę ratingu. Oto pięć najciekawszych wydarzeń w gospodarce teraz.
1. Port w Gdańsku wyprzedził te w Barcelonie i Bremerhaven. Jest już w dziesiątce największych portów w UE
Port w Gdańsku rośnie najszybciej w Europie – pokazują nowe dane Eurostatu. Zgodnie z nimi masa brutto przeładowanego towaru w Gdańsku była w 2022 r. o 40 proc. większa niż rok wcześniej. Dzięki temu gdański port wszedł do pierwszej dziesiątki największych portów w Unii, wyprzedzając w ciągu tego jednego roku porty w Barcelonie, Pireusie, Konstancy, Bremerhaven i Genui. Naprawdę niewiele zabrakło do tego, aby wyprzedzić też Triest i Walencję.
Co ciekawe w tym samym czasie, w którym przeładunki w Gdańsku szybko rosły, w największych portach europejskich spadały: w Rotterdamie o 0,4 proc., a w Hamburgu o 7 proc.
Ciekawie wygląda też porównanie z rokiem 2019, ostatnim przed pandemią. Przeładunki w Rotterdamie od tamtej pory spadły o 2,9 proc., w Hamburgu spadły o 11,8 proc., a w Amsterdamie o 8,1 proc. W Gdańsku w tym samym czasie wzrosły o 38,7 proc.
Według danych z raportu Port Monitor firmy Actia Forum bardzo duży wzrost przeładunków w Gdańsku w 2022 r. to efekt uboczny sankcji nałożonych na Rosję i odcięcia się Polski od tamtejszych ropy i węgla. W efekcie znacznie więcej tych surowców sprowadzamy z innych kierunków drogą morską. Większość jest przeładowywana właśnie w Gdańsku, dlatego notuje on większy wzrost ruchu niż Gdynia i Szczecin-Świnoujście. Ropa, paliwa i węgiel to w porcie gdańskim ponad 56 proc. masy wszystkich towarów. Przeładunki paliw wzrosły w ubiegłym roku o 35 proc., a węgla aż o 176 proc.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Zobacz też: Marszałek Hołownia o ustawie wiatrakowej: nie została właściwie wytłumaczona
2. Unia ma uwzględniać wyjątkowość wydatków na wojsko w nowej procedurze nadmiernego deficytu
Wydatki wojskowe mają stanowić jeden z wyjątków w ramach unijnej procedury nadmiernego deficytu – poinformował Giancarlo Giorgetti, włoski minister gospodarki, który bierze udział w unijnych rozmowach na temat przyszłego kształtu unijnych reguł fiskalnych. Według cytującego jego wypowiedzi Reutersa wzrost wydatków na obronność zostałby uznany za "czynnik łagodzący", uzasadniający odejście od ustalonej wcześniej ścieżki redukcji wydatków w danym państwie. Sprawa ta została już podobno uzgodniona.
Temat ten jest bardzo ważny dla Polski, bo z deficytem finansów publicznych powyżej 5 proc. PKB, najprawdopodobniej zostaniemy za kilka miesięcy objęci unijną procedurą nadmiernego deficytu. Jednak za sporą część naszego deficytu w kolejnych latach mają odpowiadać właśnie wydatki na obronność. Z nowymi regulacjami dotyczącymi tych wydatków łatwiej będzie nam wypełnić warunki Brukseli dotyczące systematycznego schodzenia z deficytem w dół. Przy specjalnym traktowaniu wydatków na wojsko i oczekiwanym przyspieszeniu tempa wzrostu PKB może się nawet okazać, że wystarczający spadek deficytu w kolejnych latach osiągniemy bez żadnych znaczących cięć w wydatkach czy podwyżek podatków.
To wszystko oczywiście pod warunkiem, że kraje unijne uzgodnią w końcu nową wersję reguł fiskalnych, bo na razie nie są w stanie się w tej sprawie dogadać. Niemcy upierają się, aby były one bardziej restrykcyjne i nakazywały państwom z długiem publicznym powyżej 90 proc. PKB schodzenie z poziomem tego długu w dół o co najmniej 1 proc. PKB rocznie. Włosi zaś twierdzą, że nie poprą reguł, o których z góry wiadomo, że są niemożliwe do zrealizowania w praktyce. Według nieoficjalnych wypowiedzi unijnych urzędników do uzgodnienia ostatecznej wersji nowych reguł fiskalnych nie dojdzie, jak wcześniej oczekiwano, w tym tygodniu i prawdopodobnie nie uda się tego osiągnąć nawet w tym roku.
Unijne reguły fiskalne zabraniające państwom utrzymywania długu publicznego powyżej 60 proc. PKB i deficytu powyżej 3 proc. PKB są zawieszone od 2020 r., ale mają powrócić w 2024 r. Zawieszono je w czasie pandemii, bo okazało się wtedy jasne, że w sytuacji nagłego kryzysu nie mają one żadnego sensu i zamiast pomagać, tylko dodatkowo pogarszają sytuację. Dlatego nowa wersja tych reguł ma być bardziej elastyczna, pełna wyjątków dla np. wydatków inwestycyjnych albo wojskowych, a państwa w procedurze nadmiernego deficytu mają mieć do dyspozycji znacznie więcej czasu na to, aby dojść ze swoimi wskaźnikami ekonomicznymi do poziomów oczekiwanych przez Unię.
3. Nowy rząd będzie chciał od razu składać wniosek o wypłatę środków z unijnego funduszu odbudowy
Unijni ministrowie finansów mieli uzgodnić nową wersję reguł fiskalnych na tym samym posiedzeniu 8 grudnia, na którym zatwierdzą wypłatę ponad 5 mld euro zaliczki dla Polski z funduszy odbudowy. My tymczasem idziemy dalej do przodu i mamy za chwilę składać wniosek już nie o zaliczkę, ale o normalną wypłatę kolejnej transzy z tych funduszy, chociaż nadal nie zrealizowaliśmy ustalonych z Brukselą kamieni milowych.
Według Katarzyny Szymańskiej-Borginon z radia RMF nowa koalicja większościowa w Sejmie sonduje w Brukseli możliwość złożenia takiego wniosku na 6,9 mld euro jeszcze przed świętami, czyli w kilka dni po spodziewanym w przyszłym tygodniu powołaniu rządu Donalda Tuska. Urzędnicy w Brukseli nieoficjalnie przyznają, że takie rozwiązanie "nie jest niemożliwe".
Scenariusz zakłada, że składamy wniosek, po czym Komisja rozpatruje go kilka miesięcy, a my w tym czasie załatwiamy sprawy kamieni milowych. Chodzi głównie o kwestie związane z sądownictwem i niezawisłością sędziów. Aby je załatwić, potrzebne są w kraju nowe ustawy, a nie do końca wiadomo, jakie stanowisko wobec nich zajmie Prezydent Andrzej Duda. Scenariusz, w którym wniosek do Brukseli już został złożony, a procedura się toczy, mógłby oznaczać dodatkową presję na niego, aby tych ustaw nie wetować i nie blokować w żaden inny sposób.
Istotnym powodem pośpiechu jest też to, że wnioski o wypłaty można składać tylko dwa razy w roku. Warto więc pierwszy z nich złożyć jeszcze w tym roku, tak aby do końca 2024 r. mieć szanse łącznie na trzy wypłaty, zamiast dwóch.
Zobacz też: Ceny producentów spadają. Dobre informacje w kontekście walki z inflacją
4. Moody's: negatywna perspektywa ratingu Chin
Agencja Moody’s obniżyła perspektywę ratingu dla Chin. Przyczyna to gorsze prognozy wzrostu gospodarczego w tym kraju dotyczące nie tylko najbliższych miesięcy, ale generalnie tak zwanego średniego okresu. W kolejnych dwóch latach PKB Chin ma rosnąć zdaniem agencji tylko o 4 proc. rocznie, co w porównaniu z osiągnięciami Chin sprzed pandemii wygląda bardzo mizernie. Kolejny powód obniżenia perspektywy ratingu to niekończące się problemy na chińskim rynku nieruchomości. Agencja podaje też, że jej decyzja odzwierciedla obawy dotyczące poziomu zadłużenia w tym kraju. Ewentualne koszty ratowania zadłużonych po uszy państwowych firm i lokalnych samorządów stanowiłby bardzo duże obciążenie dla drugiej co do wielkości gospodarki świata.
Chińskie ministerstwo finansów wyraziło swoje rozczarowanie, natomiast chińskie giełdy zareagowały wyraźnymi spadkami już wczoraj, czyli jeszcze przed publikacją Moody’s. Potem okazało się, że raport agencji wyciekł na rynek przed oficjalną publikacją. Giełda w Hongkongu spadła do poziomu najniższego od roku, a indeks spółek technologicznych w Szanghaju spadł najniżej od 2019 r. Dziś mamy na tych rynkach lekkie odbicie w górę, któremu zapewne pomaga chociażby informacja o tym, że chiński bank centralny postanowił na wszelki wypadek zainterweniować na rynku walutowym i umocnić juana. Ma to zapewne być sygnał dla rynków, że wszystko jest pod kontrolą.
Zobacz też: Polska 2050 wycofała swój projekt w sprawie przedłużenia wakacji kredytowych
5. Największy jastrząb w EBC sugeruje obniżki stóp — giełdy zachwycone
W Europie nastroje na giełdach są ostatnio znacznie lepsze niż w Chinach. Nasz WIG na przykład od pewnego czasu bije rekordy wszech czasów i wczoraj zrobił to kolejny raz, już trzecią sesję z rzędu, rosnąc o 0,7 proc. Tym razem dołączył do niego także niemiecki indeks DAX, który minimalnie pobił swój rekord z lipca. Na innych rynkach europejskich też zanotowano wzrosty, a zdaniem sporej części analityków była to reakcja na słowa Isabel Schnabel, członkini zarządu Europejskiego Banku Centralnego, która zwykle jest postrzegana na rynkach jako jastrzębia zwolenniczka dość surowej polityki pieniężnej.
Tym razem jednak Schnabel w rozmowie z Reutersem powiedziała, że ostatni spadek inflacji w strefie euro wygląda niezwykle i że w związku z tym można odstąpić od dalszych podwyżek stóp, a "decydenci nie powinni przewidywać utrzymania stóp na stałym poziomie do połowy 2024 r."
Po tak wyraźnej sugestii możliwych obniżek stóp w przyszłości rynek zaczął oczekiwać, że pierwszą zobaczymy już w marcu. Schnabel, która jeszcze miesiąc temu twierdziła, że nadal istnieje możliwość podnoszenia stóp w strefie euro, przyznała w rozmowie otwarcie, że zmieniła zdanie po ostatnich danych o spadku inflacji do 2,4 proc.
Perspektywa nadchodzących obniżek stóp wywołała więc falę wzrostów na giełdach w Europie, a także podniosła notowania europejskich obligacji. W efekcie spadły ich rentowności. W przypadku niemieckich obligacji dziesięcioletnich, do najniższego od maja poziomu 2,25 proc. Na tym ruchu skorzystały też obligacje Polski. Rentowność naszych papierów dziesięcioletnich spadła do 5,37 proc. i jest najniżej od lipca.