Płace w Polsce rosną realnie najszybciej od prawie pięciu lat, a większość z nas chciałaby zarabiać o jakieś 3-4 tys. zł na rękę więcej niż obecnie. Stopy procentowe w Polsce być może jednak w tym roku spadną, Unia Europejska jest o krok bliżej do swoich nowych reguł fiskalnych, natomiast przejęcie Lotosu przez Orlen doczekało się potężnej krytyki ze strony jednego z analityków rynkowych. Oto pięć najciekawszych wydarzeń w gospodarce teraz.
1. Płace w Polsce rosną realnie najszybciej od blisko pięciu lat
Wynagrodzenia w gospodarce narodowej w Polsce rosną realnie najszybciej od początku 2019 r. – wynika z nowych danych GUS. Podał on, że w czwartym kwartale 2023 r. przeciętne płace w firmach, a także w budżetówce urosły rok do roku o 12 proc. Inflacja w tym czasie wyniosła 6,5 proc., w efekcie realne tempo wzrostu płac to 5,2 proc. To wyraźne przyspieszenie, bo w trzecim kwartale przy inflacji na poziomie 9,7 proc. i nominalnym wzroście o 11 proc. płace realne rosły tylko o 1,2 proc. Wcześniej zaś przez cały rok 2022 i początek 2023 nie rosły wcale, tylko spadały albo stały w miejscu. Teraz udało się tamte straty nadrobić nawet z nawiązką.
Płace, które rosną realnie, czyli szybciej niż ceny w sklepach, to sygnał możliwego wzrostu naszej konsumpcji w kolejnych miesiącach, a więc także potencjalna zapowiedź szybszego wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony przy tak szybko rosnących płacach trudniej będzie w sposób trwały obniżać inflację. Warto zauważyć, że wg projekcji inflacyjnej NBP z listopada, płace w czwartym kwartale miały rosnąć nominalnie o 11,6 proc., a realnie o 4,6 proc., tak więc w rzeczywistości rosną one szybciej od prognoz banku centralnego.
W całym 2023 r. płace urosły realnie tylko 1,1 proc. To istotne dane, bo wykorzystuje się je w wyliczaniu wskaźnika waloryzacji rent i emerytur (wysokość inflacji z ubiegłego roku plus jedna piąta realnego wzrostu wynagrodzeń).
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podało już, że świadczenia te zostaną podniesione od 1 marca o 12,12 proc. (11,9 proc. inflacji plus 0,22 pkt proc. jako jedna piąta z 1,1 proc.)
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Zobacz też: Czeska korona mocno straciła do złotego. Najtańsza od trzech lat
2. Orlen sporo traci na przejęciu części Lotosu przez Saudi Aramco — twierdzi jeden z analityków
Połączenie Orlenu z Lotosem doczekało się absolutnie piorunującej krytyki, tym razem jednak nie ze strony polityków czy też upolitycznionych instytucji takich jak np. NIK, ale ze strony rynkowych analityków. A przynajmniej jednego analityka. Łukasz Prokopiuk z Biura Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska pisze w swojej rekomendacji między innymi, że wyniki rafinerii w Gdańsku po przejęciu przez Orlen wyglądają zaskakująco słabo. Jego zdaniem przyczyną może być to, że nieproporcjonalnie dużo zysków z Gdańska przejmuje Saudi Aramco.
Mamy wrażenie (które na razie trudno zweryfikować, gdyż warunki partnerstwa pozostają utajnione), że 20 proc. produktów odbieranych przez Saudi Aramco (poza 30-proc. udziałem) jest nabywane po kosztach produkcji, a nie cenach rynkowych. Jeśli to wrażenie zostanie kiedykolwiek potwierdzone, oznacza to, że EBITDA generowana przez te aktywa jest dzielona równo między Orlen a Saudi Aramco, chociaż nakłady inwestycyjne prawdopodobnie są rozbite w stosunku 30 do 70
— pisze Prokopiuk.
Podejrzewa on też, że Saudi Aramco sprzedaje Orlenowi ropę po cenach powyżej rynkowych, a w związku z tym Orlen próbuje minimalizować zamówienia surowca od Aramco tak bardzo, jak tylko jest to możliwe.
Co ciekawe, przy tych wszystkich krytycznych uwagach rekomendacja dla akcji Orlenu nadal brzmi: "kupuj", a cena docelowa jest na poziomie 90 zł. Została wprawdzie obniżona z wcześniejszych 99 zł, ale to i tak znacząco, bo aż o 36 proc. powyżej ceny giełdowej, która wynosi obecnie nieco ponad 66 zł.
3. Wnorowski z RPP: możliwe ruchy stopami w tym roku
Henryk Wnorowski z Rady Polityki Pieniężnej nie wyklucza, że Rada może w tym roku obniżyć stopy procentowe. Jego zdaniem nie sposób przewidzieć, co się wydarzy do końca roku, więc zmiany stóp także nie można wykluczyć. Jednocześnie Wnorowski w rozmowie z Bloombergiem uważa za kompletnie nieuzasadnione dywagacje o ewentualnych podwyżkach stóp. Można więc zakładać, że kiedy wspomina o ewentualnych zmianach, to ma na myśli raczej obniżki.
W podobnym tonie, dopuszczając obniżkę stóp procentowych pod koniec roku, wypowiadają się ekonomiści z banku PKO BP. Ich zdaniem impulsem do takiego ruchu np. w listopadzie może być otoczenie globalne. Chodzi tu o prawdopodobny cykl obniżek stóp w strefie euro. Jeśli stopy tam będą spadać, a u nas będą stać w miejscu, to rosnąca między nimi różnica może nadmiernie w oczach Rady umacniać złotego, a wtedy obniżka stóp u nas stanie się pożądana, bo po pierwsze dzięki temu złoty przestanie się umacniać (a przy okazji NBP uniknie kolejnego roku ze stratą), a po drugie mocniejszy złoty powinien wcześniej pomagać obniżać inflację, więc z jej strony także nie powinno być przeciwwskazań dla takiej obniżki. Na podobny mechanizm dochodzenia do obniżki stóp wskazują analitycy z BNP Paribas.
Wypowiedzi zarówno Wnorowskiego, jak i ekonomistów z PKO BP można uznać za zaskakujące, bo w ubiegłym tygodniu prezes NBP Adam Glapiński sugerował, że stopy procentowe w Polsce mogą w tym roku w ogóle się nie zmienić.
Zobacz też: Rząd pokazał dane. Bezrobocie zauważalnie wzrosło
4. Unia jest bliżej nowych, łagodniejszych reguł fiskalnych
Unia Europejska zrobiła kolejny krok naprzód w stronę nowych reguł fiskalnych, w tym procedury nadmiernego deficytu, w którą prawdopodobnie wpadnie Polska, a także wiele innych państw unijnych. Porozumienie w kwestii kształtu reguł osiągnęli właśnie negocjatorzy Rady UE i Parlamentu Europejskiego. W komunikatach związanych z tym osiągnięciem nie widać żadnych zmian w treści reguł w stosunku do tego, co było proponowane wcześniej. Tak więc mamy jeszcze jedno potwierdzenie, że wydatki zbrojeniowe nie będą wliczane do kwoty deficytu, którą trzeba będzie zmniejszać. Sprawa ta jest szczególnie istotna dla nas, wynegocjowano ją jednak już kilka miesięcy temu.
Kraje, w których deficyt sektora finansów publicznych przekroczy 3 proc. PKB (u nas na pewno w tym roku przekroczy), będą musiały przygotowywać program zmian strukturalnych, aby ten deficyt zmniejszyć. Komisja Europejska dla każdego z państw z osobna przygotuje jego własną "trajektorię" stopniowego schodzenia z wydatkami netto państwa niżej, tak aby deficyt mógł spadać. Proces taki ma trwać 4 lata, ale jeśli dane państwo zamierza inwestować np. w modernizację energetyki albo w jakiś inny sposób zwiększać potencjał wzrostu gospodarki, wtedy okres ten można wydłużyć do 7 lat. Nowe reguły fiskalne będą więc wyraźnie łagodniejsze od tych, które obowiązywały przed pandemią.
Osiągnięte porozumienie musi teraz formalnie zatwierdzić zarówno Rada, jak i Parlament Europejski, co jednak w tym momencie powinno być już tylko formalnością. Potem tekst nowych reguł zostanie opublikowany i następnego dnia po publikacji zacznie obowiązywać.
Zobacz też: Powrót podwyżek na stacjach. Ceny ropy idą w górę
5. Połowa Polaków może zarabiać poniżej 8 tys. zł na rękę i będzie zadowolona
Ponad połowa Polaków nie musiałaby zarabiać więcej niż 8 tys. zł, aby czuć się usatysfakcjonowana swoimi zarobkami – wynika z badania UCE Research dla Business Insider Polska. Chodzi o wynagrodzenie netto, tak więc brutto musiałoby to być nieco ponad 10 tys. zł miesięcznie. W rzeczywistości Polacy przeciętnie zarabiają znacznie mniej. Średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej to nieco ponad 7,5 tys. zł brutto, a mediana, która wyznacza punkt, poniżej którego znajduje się dokładnie połowa pracujących, jest zwykle o kilkanaście procent niżej, tak więc teraz powinna się znajdować gdzieś w okolicy 6,2 tys. zł brutto. Tak więc połowa pracujących w Polsce zarabia obecnie prawdopodobnie do 4600 zł netto, czyli na rękę.
Z badania UCE Research wynika, że najbardziej satysfakcjonująca pensja dla blisko 18 proc. z nas to 5 tys. zł netto. Dla kolejnych 39 proc. to przedział od 5 do 8 tys. zł. Następne 20 proc. widzi swoją pensję marzeń w widełkach od 8 do 10 tys. zł. Na kwoty powyżej 10 tys. zł na rękę wskazuje tylko 18,7 proc. badanych. Ten rozkład "marzeń" wygląda mniej więcej tak samo, jak rozkład faktycznych wynagrodzeń w gospodarce, można więc przypuszczać, że ogromna większość z zapytanych wskazała po prostu kwotę o jakieś 3-4 tys. zł większą od swoich bieżących zarobków.