Nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego zmniejsza znaczenie "wydziału frankowego" w Warszawie. Tym samym stwarza zagrożenie zasypania lawiną pozwów sądów lokalnych. Równocześnie może doprowadzić do wykrystalizowania się nowych sposobów rozstrzygania sporów frankowych – piszę w opinii dla Business Insider Polska dr hab. Jan Rudnicki, kierownik Katedry Europejskiej Tradycji Prawnej na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
- Ekspert zwraca uwagę, jakie mogą być konsekwencje zmniejszenia znaczenia tzw. wydziału frankowego w Warszawie
- W jego ocenie przeniesie spraw do sądów poza stolicą, może wpłynąć na nowy sposób rozstrzygania sporów na linii banki-frankowicze
- Jan Rudnicki zwraca uwagę, że "sprawy frankowe trafią do sędziów, dla których często będą zupełną nowością"
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Niezależnie od tego, po której stronie lokujemy sympatie lub widzimy racje w sporach banków z kredytobiorcami, musimy przyznać, że to zjawisko od dawna przypomina sunącą w dół zbocza lawinę. Dopiero co zapadł wyrok w sprawie C-520/21, w którym to TSUE orzekł, że po unieważnieniu umowy kredytowej banki nie mogą domagać się opłaty za korzystanie z kapitału, natomiast kredytobiorcy mają otwartą drogę dla dodatkowych roszczeń wobec banków. W rezultacie prawnicy reprezentujący kredytobiorców już ogłaszają, że nadchodzi kolejna fala pozwów frankowych. Dotychczasowa skuteczność czarno-białej narracji prokonsumenckiej, lekceważącej prawną i ekonomiczną złożoność problematyki kredytów, każe spodziewać się, że lawina pozwów rzeczywiście nabierze wkrótce rozpędu. Zwłaszcza że niedawno weszły w życie krajowe przepisy, które bynajmniej jej nie powstrzymają, a spowodować mogą, że lawina ta będzie miała jeszcze szersze oddziaływanie.
Odciążyć Warszawę
O jakich przepisach mowa? Chodzi o art. 18 ustawy z dnia 9 marca 2023 r. o zmianie Kodeksu postępowania cywilnego (kpc). Ustęp 1 tego artykułu stanowi, że przez pięć lat od wejścia ustawy w życie (co nastąpiło 1 lipca 2023 r.) pozwy frankowe można składać "wyłącznie przed sąd, w którego okręgu powód ma miejsce zamieszkania".
Regulacja ta zastępuje dotychczasową, w myśl której frankowicz wybierał, czy chce pozwać bank w sądzie właściwym dla miejsca swojego zamieszkania, czy też dla siedziby banku. Zdecydowanie częściej wybierana była ta druga opcja, wskutek czego specjalnie utworzony "frankowy" XXVIII Wydział Cywilny Sądu Okręgowego w Warszawie w ciągu ostatnich dwóch lat stał się główną ofiarą wspomnianej lawiny. Zasypało go bowiem około 40 tys. spraw frankowych.
Co ciekawe, sytuacja wskazanego sądu była jedynym argumentem za uchwaleniem art. 18 kpc. Przepis ten nie znalazł się bowiem w pierwotnym tekście nowelizacji, lecz został wprowadzony do niej jako poprawka podczas prac sejmowej podkomisji. Referujący poprawkę przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości nie przebierał w słowach, nazywając sytuację w Sądzie Okręgowym w Warszawie "katastrofalną", natomiast proponowane rozwiązanie określił jako zmniejszające ryzyko powstania odpowiedzialności Skarbu Państwa za przewlekłe sprowadzenie spraw kredytowych oraz prokonsumenckie, gdyż dzięki niemu powodowie będą mieli bliżej do sądu, w którym toczyć się będzie sprawa.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Szkodliwy automatyzm
Niestety za stwierdzeniem, że dzięki nowemu unormowaniu nastąpi "rozproszenie spraw", nie poszła refleksja, iż jednocześnie dojść może do "rozproszenia katastrofy". Nic nie wskazuje również na to, że zastanawiano się, jakie będą konsekwencje tej zmiany dla meritum rozstrzygania sporów frankowych.
Lawina powództw, która zasypała "wydział frankowy", rzeczywiście uniemożliwia mu jakiekolwiek normalne funkcjonowanie. Jednocześnie w jej skutek wydział ten wyspecjalizował się w trudnej tematyce kredytowej. We współczesnym sądownictwie specjalizacja jest oczywiście konieczna, ale w niektórych przypadkach stwarzać może pewne zagrożenia.
Jednym z jej skutków często jest orzecznicza rutyna, przeradzająca się w szkodliwy automatyzm, który nie pozwala dostrzec złożoności spraw i różnic pomiędzy nimi (choć zarazem trudno mieć o to pretensje do sędziów, którzy mają w referatach średnio po niemal 2 tys. spraw). Nie dziwi jednak, że "wydział frankowy" jest za swoje nazbyt mechaniczne orzecznictwo krytykowany.
Szansa na nowe otwarcie
Nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego spowoduje, że sprawy frankowe trafią do sędziów, dla których często będą zupełną nowością. Jednocześnie zaś można spodziewać się, że w sądach, w których rejonach czy okręgach powstało swego czasu wiele inwestycji mieszkaniowych, nieszczęśni sędziowie wyznaczeni do zajmowania się kredytami również zostaną nagle zasypany setkami pozwów.
Lawina, dotychczas trzymana w choćby iluzorycznych ryzach organizacyjnych warszawskiego "wydziału frankowego", dotrzeć może teraz także do wielu "lokalnych" sądów. Sędziowie, którzy dotychczas z tematyką kredytową nie mieli do czynienia, zostaną postawieni przed zupełnie nowymi wyzwaniami – chociażby: jak rozstrzygać kwestię waloryzacji kapitału zamiast "opłaty za korzystanie z kapitału" przekreślonej przez TSUE, co ostatnio jest przedmiotem licznych analiz i dyskusji prawnych.
Otwartym pozostaje pytanie, jaką taktykę orzeczniczą przyjmą w tej sytuacji sędziowie? Czy pójdą po linii najmniejszego oporu i łatwo wejdą w koleiny wyznaczone przez nadmiernie zautomatyzowane orzecznictwo warszawskiego "wydziału frankowego"? Czy może jednak rozproszenie lawiny pozwów stwarza szansę na świeże podejście do sporów banków z kredytobiorcami, nieobarczone przedsądami i syndromem orzeczniczej fabryki, w której umowy kredytowe unieważniane są chyba zbyt lekką ręką? Czy sędziowie, którzy ze sprawami frankowymi nie mieli wcześniej do czynienia i pozbawieni są nawyku "automatyzmu" w wydawaniu wyroków, będą zdolni do spojrzenia z innej perspektywy na kwestię nieważności lub wzajemnych rozliczeń między stronami po upadku umowy (tu wracamy do wspomnianej już kwestii waloryzacji kapitału)?
Ucieczka od odpowiedzialności
Tak czy inaczej, odpowiedzialność za radzenie sobie z lawiną cały czas spoczywa na barkach sędziów. Ustawodawca bowiem de facto odpowiedzialność tę od siebie odsuwa. Wprowadzając "spec przepis" proceduralny i rozpraszając lawinę po sądach w całym kraju, liczy najwyraźniej na to, że symptomy katastrofy przynajmniej przez jakiś czas będą mniej rzucać się w oczy.
Jednocześnie również odkłada na "święty nigdy" próbę realnego, a nie jedynie pozorowanego rozwiązania narastającego problemu. Jakakolwiek zmiana przepisów o właściwości lub też innych elementów sądowej procedury nic bowiem nie pomoże. Źródło problemu leży w braku jednoznacznych unormowań prawa materialnego. Z chaosem, który powstaje na styku przepisów prawa krajowego i zmiennych interpretacji unijnej dyrektywy, nadal mierzyć się będą sędziowie.