Ostatni rok to niekończąca się kampania wyborcza, która niczym wieloetapowy wyścig kolarski zmierza właśnie do końca. Paradoksalnie partyjna walka o głosy wyborców nie sprzyja dbaniu o interesy obywateli. Wybory oznaczają bowiem polityczny lęk przed trudnymi decyzjami, zwolnienie obrotów w parlamencie i wzrost agresywnej retoryki oraz polaryzacji w społeczeństwie. Teraz czeka nas chwila przerwy, ale niezbyt długa, bo kampania prezydencka zacznie się pewnie już w tym roku. Zarówno dla PiS, jak i dla nowej koalicji będzie jak zwykle walką o wszystko.
- Wybory do Parlamentu Europejskiego nie uchodzą w Polsce za szczególnie ważne, bo większość spraw unijnych załatwia się na poziomie liderów państw albo Komisji Europejskiej
- Dla głównych sił politycznych w kraju to jednak ważna elekcja z powodów czysto krajowych
- Dla Jarosława Kaczyńskiego to były wybory o nowe paliwo i opóźnienie dezintegracji partii w kontekście wyborów prezydenckich
- Dla Donalda Tuska szanse na nowy wiatr w żagle i wiarę, że przełamanie trendu zwycięstw PiS będzie owocowało w dłuższym okresie
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Trzy kampanię wyborcze, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy były niczym polityczny Tour de France. Wiadomo, że etapem królewskim – często długim i najtrudniejszym, ale najbardziej prestiżowym, są wybory do Sejmu i Senatu. Wybory samorządowe były popisem sprinterów, którzy mieli mało czasu na kampanię, ale potrafili na kresce dostarczyć emocji jak w Krakowie, Wrocławiu czy niektórych sejmikach.
Wybory do Parlamentu Europejskiego wydają się – wbrew temu, co nam wmawiają politycy – zmaganiem najnudniejszym.
Zobacz także: Tusk triumfuje, Hołownia jak Kukiz, Kaczyński musi podjąć decyzję [ANALIZA PO WYBORACH]
Frekwencja potwierdza, że nie są też specjalnie mobilizujące dla kogoś innego niż żelazny elektorat. Typowy etap transferowy, gdzie niewiele się dzieje, w kibicach nie ma większych emocji, po prostu trzeba przejechać z płaskiego w góry, gdzie wygrywa się wieloetapowe wyścigi i pokazują się prawdziwi liderzy.
W oddali czeka nas jeszcze etap o nazwie wybory prezydenckie, ale to za rok. To będzie niczym jazda indywidualna na czas.
Przełamać trend, utrzymać passę
Dlaczego więc w wybory do Parlamentu Europejskiego obie główne siły polityczne na polskiej scenie, czyli PiS i Koalicja Obywatelska włożyły tyle wysiłku i wystawili tyle topowych nazwisk, a listy zbudowano z silnymi dla nich domestique, czyli pomocnikami mającymi chronić liderów w peletonie?
Odpowiedź może kryć się w sferze symbolicznej, bo chociaż to etap wyścigu, który niewiele zmieni w klasyfikacji generalnej, to trzeba go wygrać.
Wiadomo, że najważniejsze sprawy unijne załatwia się na poziomie Komisji Europejskiej lub przywódców państwa. Jarosław Kaczyński jednak walczył w elekcji do PE o dziesiąte zwycięstwo z rzędu nad formacją Donalda Tuska. Potrzebował go, aby utrzymać morale w partii, wiarę w możliwość wygrywania i nie dopuścić do dezintegracji obozu, a co za tym idzie zachować szansę na powrót do władzy w dającej się przewidzieć przyszłości. Nie udało się.
Dla Donalda Tuska te wybory to była duża szansa na przełamanie trendu, bo jego obóz zawsze w europejskiej elekcji uchodził za faworyta. To istotne nie tylko w kontekście wyborów prezydenckich czy kolejnych parlamentarnych. Wyraźna przegrana PiS może zapoczątkować ruchy tektoniczne w tej formacji i skupianie się poszczególnych działaczy wokół innych liderów niż Jarosław Kaczyński, np. Mateusza Morawieckiego. Szczególnie że w wyborach parlamentarnych i samorządowych PiS odniósł pyrrusowe zwycięstwo.
Rozmontowanie PiS wydaje się kluczowym zadaniem, jakie postawił sobie dzisiejszy premier. Jeśli uda mu się ten proces, napędzony zwycięstwem w wyborach do PE, a później prezydenckich, to wówczas może ze spokojem myśleć o drugiej kadencji u władzy.
Powrót normalności?
Kampanie nie sprzyjają myśleniu o potrzebach obywateli, a jedynie wyborców. To paradoks, bo każdy wyborca jest przecież obywatelem. Jednak skupienie się na obietnicach, z których realizacją bywa bardzo różnie, odciąga od rozwiązywania problemów, które są tu i teraz, czy nawet realizacji zapowiedzi z wcześniejszych kampanii. Logika wyborcza podpowiada bowiem, że trzeba obiecywać nowe, bo na starych pomysłach i retoryce nie dojedzie się do upragnionego zwycięstwa.
Obecna ekipa rządząca odpuściła więc na razie realizację projektów, które w samej koalicji rodziły różnice zdań. Kampania nie jest dobrym czasem na szukanie kompromisów, kiedy trzeba się różnić także od partii, z którymi tworzy się większość sejmową. Parlament pracował na pół gwizdka, co przyznawał sam marszałek Szymon Hołownia, a argumentował tym, że — w uproszczeniu — merytorycznej pracy w kampanii nie ma.
Normalność polityczna, zajmowanie się sprawami Polaków, zapewne wkrótce wrócą, ale na niezbyt długo, bo już po wakacjach główne siły polityczne zaczną trening do kampanii prezydenckiej. Jej wynik może ułożyć kształt polskiej sceny politycznej na kolejną kadencję, a nawet wiele lat.
Autor: Bartek Godusławski, dziennikarz Business Insider Polska
Zastępca redaktora naczelnego Business Insider Polska
Więcej artykułów tego autora