Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o czterokrotnym zwiększeniu ceł importowych na chińskie pojazdy elektryczne przyćmiła trwające prace Unii Europejskiej, które prawdopodobnie zaowocuje znacznie łagodniejszymi konsekwencjami.
UE nie wyrówna ceł do amerykańskiego poziomu, ponieważ przestrzega ograniczeń nałożonych na handel międzynarodowy przez Światową Organizację Handlu.
Tymczasem oś francusko-niemiecka w sercu UE trzeszczy pod presją. Paryż dąży do większej ochrony przed eksportowymi zapędami Pekinu, a Berlin obawia się, że jego producenci samochodów mogą zostać odcięci od ogromnego chińskiego rynku.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Ponieważ zarówno Waszyngton, jak i Bruksela starają się odgrodzić swoje rynki, chińscy producenci będą zachęcani do otwierania fabryk wewnątrz granic celnych.
W przypadku Stanów Zjednoczonych, to Meksyk, który już jest głównym dostawcą dla amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego, może służyć jako platforma startowa do omijania taryf Bidena. W Europie chińscy gracze, tacy jak producent samochodów BYD i producent akumulatorów CATL, zakładają przyczółki produkcyjne na Węgrzech, natomiast o budowę nowej fabryki ma ubiegać się firma Great Wall Motors.
Jak poinformował Biały Dom, Stany Zjednoczone podniosą cła na pojazdy elektryczne, technologie czystej energii, chipy komputerowe i metale importowane z Chin. Pojazdy elektryczne zostaną objęte nową taryfą w wysokości 100 proc. zamiast dotychczasowych 25 proc.
Dochodzenie UE, rozpoczęte w zeszłym roku, zbliża się tymczasem do końca. Wstępne cła mają zostać nałożone najpóźniej do 4 lipca, ale mogą pojawić się wcześniej. Ponieważ cła te mają zrównoważyć wpływ wszelkich nieuczciwych chińskich subsydiów, nigdy nie osiągną poziomu, bardziej politycznego, ceł amerykańskich.
Według niedawnych obliczeń think tanku Rhodium, aby osiągnąć deklarowany cel zrekompensowania oczekiwanego poziomu dotacji państwowych, UE musiałaby nałożyć 50-proc. cło na chińskie samochody elektryczne.
— Cła są ogromnym, ale symbolicznym prezentem wyborczym dla amerykańskich producentów samochodów — powiedział David Kleimann, starszy ekspert ds. handlu w think tanku ODI. Rzeczywiście, chiński eksport pojazdów elektrycznych do USA jest niewielki. Na podstawie chińskich danych celnych Bloomberg obliczył, że tylko 1700 chińskich pojazdów elektrycznych wjechało do Stanów Zjednoczonych w pierwszym kwartale 2024 r.
Niezależnie od tego, Francesca Ghiretti, ekspertka ds. stosunków UE-Chiny, spodziewa się, że odważne działania Bidena "przyćmią" każdą decyzję UE.
— Ponieważ jest to dochodzenie antysubsydyjne, a nie antydumpingowe, wielu z nas ma trudności z wyobrażeniem sobie, jak UE nakłada wymagane 50-procentowe cła na chińskie pojazdy elektryczne — powiedziała POLITICO Ghiretti, pracownica Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych.
Czytaj też: Czy elektryki są na pewno eko? Prawdziwy koszt wydobywania "białego złota"
Różne podejścia
Niemcy, największa gospodarka UE i widoący producent samochodów, przez cały czas sprzeciwiały się unijnym pracom w sprawie dotacji. Przemawiając w Sztokholmie, kanclerz Olaf Scholz zwrócił uwagę, że co najmniej połowa importu pojazdów elektrycznych z Chin do Europy dotyczyła lokalnie produkowanych zachodnich marek.
— Nie powinniśmy zapominać: Europejscy producenci, a także niektórzy amerykańscy, odnoszą sukcesy na chińskim rynku i sprzedają do Chin wiele pojazdów produkowanych w Europie — powiedział dziennikarzom. — Być może jest to również różnica w sposobie, w jaki patrzymy na sprawy — dodał.
Francuski urzędnik powiedział POLITICO, że podsycanie strachu przed wysokością ceł UE nie ma sensu.
— Nie oszukujmy się: nie zamierzamy ustalać 100-proc. stawki, która całkowicie wyeliminowałaby dostęp do europejskiego rynku dla chińskich pojazdów elektrycznych, ale musimy skutecznie reagować — powiedział anonimowo, aby wypowiadać się swobodnie.
— Komisja nie potrzebuje żadnych nacisków w tej kwestii, jest przekonana, że należy coś zrobić w sprawie pojazdów elektrycznych. Ta amerykańska decyzja tylko wzmacnia jej determinację — dodał urzędnik. Paryż był głównym zwolennikiem inicjatywy w sprawie pojazdów elektrycznych zainicjowanej przez przewodniczącą Komisji Ursulę von der Leyen w październiku ubiegłego roku.
Unijna metoda
Komisja Europejska wyjaśniła we wtorek, że posunięcie USA nie było skoordynowane między Waszyngtonem a Brukselą, co sugeruje, że amerykańskie posunięcia nie są zgodne z zasadami WTO.
— Rozumiemy, że te cła, które zostały właśnie ogłoszone w Waszyngtonie, są odpowiedzią m.in. na amerykańskie obawy dotyczące nadmiernej zdolności produkcyjnej i nieuczciwych praktyk handlowych — powiedział rzecznik ds. handlu Olof Gill.
Co najważniejsze, dodał, że obawy po obu stronach Atlantyku mogą być podobne, ale "zajmujemy się nimi za pomocą naszych własnych instrumentów, które są zgodne z zasadami WTO".
Pomimo istniejących ograniczeń, Komisja ma praktycznie wolną rękę w podejmowaniu decyzji o cłach po ukaraniu trzech chińskich producentów, wobec których prowadziła dochodzenie, za brak współpracy w dochodzeniu. Ale nawet przy tak zwanym podejściu "dostępnych faktów", cła UE będą musiały być oparte na dowodach.
Chociaż amerykańskie taryfy celne są obecnie wymierzone w Chiny, obawy, że Waszyngton może zaatakować własny eksport UE, są uzasadnione. — Jednym z nieuniknionych pytań jest to, czy przy innej administracji UE może być celem równie istotnych działań jednostronnych — powiedziała Ghiretti.
Zmniejszyć udział Chin
Jest to szczególnie ważne teraz, w momencie, gdy chińscy producenci samochodów budują liczne fabryki na Węgrzech, które mają produkować samochody postrzegane jako produkty UE, a także niedaleko granic USA, w Meksyku, który jest częścią północnoamerykańskiego porozumienia handlowego NAFTA.
Ekspert motoryzacyjny z Szanghaju Bill Russo uważa, że wszystkie amerykańskie lub europejskie cła "tylko zachęcą chińskie firmy do inwestowania w fabryki uznawane za meksykańskie lub wschodnioeuropejskie, aby uniknąć cła Made in China".
Na razie Węgry pozostają głównie bastionem produkcji samochodów niemieckich firm. Zdaniem Ágnes Szunomár, badaczki sektora motoryzacyjnego, istnieje jednak ryzyko, że jeśli napływ inwestycji się utrzyma, staną się zależne od Chin.
W Stanach Zjednoczonych jedna z grup lobbingowych już bije na alarm. Alliance for American Manufacturing opublikował raport zatytułowany "Na kursie kolizyjnym", w którym wyjaśnia, dlaczego chińska produkcja samochodów na południe od USA jest niekorzystna.
"Wprowadzenie tanich chińskich samochodów na rynek amerykański może okazać się dla amerykańskiego sektora motoryzacyjnego wydarzeniem na poziomie wymierania" — napisano w raporcie.
Nawet jeśli to prawda, Russo twierdzi, że cła nie są właściwym rozwiązaniem, ponieważ całe łańcuchy dostaw mogą ponieść dodatkowe szkody. — Około połowa amerykańskiej produkcji samochodów pochodzi z Meksyku, więc te łańcuchy dostaw są ze sobą ściśle powiązane, prawda? — powiedział. — Nie jest możliwe odizolowanie i wyeliminowanie Chin bez zwiększenia inflacji kosztów produktów konsumowanych przez Amerykanów lub Europejczyków — podkreślił.