Pożary samochodów elektrycznych to jeden z najgorętszych tematów dyskusji na temat współczesnej motoryzacji. W sieci można znaleźć mnóstwo przykładów płonących elektryków, a w Polsce już zaczęły pojawiać się zakazy wjazdu nimi do niektórych garaży podziemnych. O tym, jak rozróżniać mity od faktów na temat ognia i elektryków postanowiliśmy zapytać eksperta — strażaka z wieloletnim doświadczeniem.
- Ekspert przyznaje, że faktycznie gaszenie elektryków może być trudniejsze i wymaga odmiennych procedur. Rozwiewa przy tym też kilka mitów
- Czy płonący samochód elektryczny da się uratować? Strażak odpowiada jednoznacznie
- Podaje też aktualne statystyki dotyczące pożarów samochodów elektrycznych
- Kontenery z wodą, by w nich zamknąć płonącego elektryka? Takie rozwiązanie jest dostępne też w Polsce. Jest jednak jeden problem
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Pożary na parkingach, samozapłony i wycofywane całe partie wyprodukowanych aut – o samochodach elektrycznych i ich łatwopalności napisano już mnóstwo. Miejskie legendy, domysły i spekulacje często mieszają się jednak z faktami.
— Samochody elektryczne mogą być trudniejsze do ugaszenia, ale wcale nie muszą. Wszystko zależy co i jak się pali – mówi w rozmowie z Business Insiderem strażak st. bryg. mgr inż. Tomasz Jonio, Naczelnik Wydziału Krajowego Centrum Koordynacji Ratownictwa.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Gaszenie? Zalecana ostrożność
Nasz rozmówca przyznaje, że do elektryków potrzeba odmiennego podejścia niż do spalinówek. — Faktycznie gaszenie samochodów elektrycznych wymaga nieco innych procedur – głównie chodzi o kwestę przewodnictwa prądu w sytuacji awaryjnej. Przy podawaniu środków gaśniczych podczas pożarów samochodów elektrycznych musimy zachować większy odstęp od płonącego pojazdu. Zaleciliśmy też, by do pożaru aut elektrycznych nie używać piany gaśniczej, bo przewodzi prąd bardziej niż sama woda – mówi.
— Pożarów samochodów elektrycznych jest niewiele, więc niekiedy zdarza się, że są do takich zdarzeń dysponowane nieco większe siły, natomiast co do zasady liczebność załogi nie zależy od rodzaju napędu pojazdu. Niektórzy producenci w kartach ratowniczych pojazdów wskazują również, że w przypadku aut elektrycznych potrzeba więcej wody, zwłaszcza gdy nastąpi konieczność schłodzenia akumulatora. Wtedy faktycznie, bez dostępu do sieci wodociągowej może być konieczność wysłania do działań dodatkowego samochodu. Ale wszystko zależy od konkretnego przypadku – twierdzi strażak.
Problematyczne akumulatory
Największym problemem może być zapłon baterii. — Faktycznie zdarza się, że akumulatory są trudno dostępne, a jednocześnie, gdy dojdzie do pożaru, osiągają wysokie temperatury. To sprawia, że schłodzenie ich wymaga więcej czasu. Nie jest to jednak nadzwyczaj skomplikowana akcja. Faktycznie te akcje trwają nieco dłużej niż spalinowe, ale głównie ze względu na fakt, że konieczne jest sprawdzenie, czy pożar obejmuje też akumulator, który niekiedy może okazać się najbardziej problematycznym elementem – przyznaje Tomasz Jonio.
Strażak dodaje, że wiele może zależeć od modelu. — Dotarcie do akumulatora może być problemem. Dlatego od dawna apelujemy na różnych konferencjach, by ujednolicić produkcję tak, aby konstrukcyjnie zapewnić szybki dostęp do ogniw. Niektóre firmy już wdrażają takie rozwiązania – chodzi o specjalny otwór w obudowie, który pojawia się pod wpływem temperatury, bo jest trochę innej konstrukcji niż reszta obudowy. I dzięki temu strażacy mają bezpośredni dostęp do ogniw. Gdyby takie rozwiązanie upowszechniono, zdecydowanie rozdmuchany problem "pożarów elektryków" w zupełności przestałby istnieć – wskazuje.
Statystyki i zakazy
Faktycznie uznawanie pożarów za realny i masowy problem, nie znajduje pokrycia w statystykach. Zajmujący się gromadzeniem światowych danych o pożarach elektryków zespół EVFireSafe wskazuje, że do czerwca 2023 r. odnotowano na całym globie 393 przypadki pożarów aut elektrycznych… od 2010 r.
Polskie statystyki również nie pozostawiają wątpliwości. — W zeszłym roku w Polsce było 21 pożarów samochodów o napędzie elektrycznym (przy flocie liczącej 51 211 pojazdów – przyp. red.). Trzeba też pamiętać, że akumulator zapala się niezwykle rzadko – dane wskazują, że następuje to rzadziej niż w 10 proc. przypadków pożarów samochodów elektrycznych. Doświadczenia z Polski to potwierdzają. Co więcej, choć obudowa akumulatora niekiedy silnie się nagrzewa, to wcale nie jest pewne, że dzieje się to z powodu pożaru lub awarii samego akumulatora – dodaje Jonio.
Dlatego straż pożarna sceptycznie podchodzi do pojawiających się gdzieniegdzie pomysłów zakazujących wjazdu samochodów elektrycznych.
— Widoczne czasem zakazy wjazdu samochodów elektrycznych do garaży podziemnych to efekt nowości tych napędów. Straż Pożarna nie rekomenduje takich rozwiązań. Dane nie potwierdzają żadnych problemów z łatwopalnością elektryków, wręcz przeciwnie – palą się one statystycznie rzadziej niż auta spalinowe. Częstotliwość doniesień medialnych może budować takie wrażenie, ale nie ma ono oparcia w danych – wskazuje.
Czy elektryk spali się doszczętnie? Czy można ratować go kontenerem?
— Przekonanie, że pożar elektryka od razu musi powodować doszczętne spalenie się auta to mit. Nie ma takiej zależności. Nie jest też prawdą, że zapłon akumulatora musi oznaczać całkowite spalenie się pojazdu. Wiele zależy od okoliczności. Mieliśmy kilka przypadków, gdy samochód spalił się cały, a akumulator pozostał nietknięty. I odwrotnie, akumulator (bądź też jego obudowa) był objęty pożarem, ale reszta samochodu nie uległa całkowitemu zniszczeniu – tłumaczy nasz rozmówca.
Na nagraniach z akcji gaśniczych można niekiedy zobaczyć nadzwyczajny środek – kontener wypełniony wodą, do którego trafia palące się auto. Ma on pozwolić na obniżenie temperatury zajętego ogniem akumulatora. W rzeczywistości jednak choć Polska dysponuje takim sprzętem, zastosowanie go rodzi problemy.
Czytaj także: Czy samochody elektryczne są ekologiczne? Tak, ale…
— Kontenery nie są niezbędne w każdej sytuacji, a niekiedy nawet producenci wyraźnie wskazują, że auta nie powinno się zanurzać. Obecnie dysponujemy czterema kontenerami gaśniczymi do samochodów elektrycznych. Taka metoda może znaleźć zastosowanie w skrajnych przypadkach – kontenery mają być używane tylko przy pożarze akumulatora, co już samo w sobie zdarza się niezmiernie rzadko, a jednocześnie, gdy bardzo trudno schłodzić baterię. Pojawia się jednak problem środowiskowy. Dziś nie ma skutecznego rozwiązania dotyczącego utylizacji wody po ugaszeniu auta w kontenerze. Ubezpieczyciele obecnie nie przewidują pokrywania tych kosztów. Kwestia ta musi zostać uregulowana i rozpoczęliśmy rozmowy, żeby ten temat ruszył. W niektórych miejscach świata rozwiązano to tak, że używane kontenery należą do firm zajmujących się utylizacją – tłumaczy.
I zapewnia, że procedury wciąż są aktualizowane. — Na bieżąco analizujemy możliwość ewentualnych zmian w procedurach i zasadach, tak jak robimy z każdym rodzajem zagrożeń. Konsultujemy się z innymi państwami, producentami, również zrzeszeniami jak Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych. Na stole pojawiają się różne rozwiązania, więc niewykluczone, że z czasem coś się zmieni. Wcześniej rozpatrywaliśmy np. możliwości w zakresie przebicia się przez obudowę akumulatora – ze względu na bezpieczeństwo prowadzonych działań okazało się to aktualnie niemożliwe – podsumowuje.