Pojechałem na zakupy do Niemiec. Prędko tego błędu nie powtórzę
Gdy byłem na zakupach w Niemczech w październiku, ceny były już bardzo zbliżone do polskich. Od tego momentu inflacja u nas była bardzo wyraźnie wyższa niż za Odrą. Spodziewałem się zatem, że gdy udam się tam teraz, u naszych sąsiadów może być już taniej. Bardzo się pomyliłem – wolę jednak ciągle kupować w Polsce. I nie chodzi mi tylko o ceny.
- Inflacja w Niemczech z polskiej perspektywy nie jest bardzo wysoka
- Gdy pojechałem w październiku na zakupy do tego kraju, okazało się, że ceny są zbliżone do tych polskich. Spodziewałem się zatem, że teraz polskie stawki mogą już przegonić te niemieckie
- Nic takiego się nie stało. Niemcy mają dość tanie kiwi. Ale innych "okazji" nie znalazłem
- Niemiecki klient musi zmagać się do tego z wieloma "sklepowymi" problemami, które Polaka dotykają minimalnie albo wręcz wcale
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Czy zakupy w Niemczech mogą być tańsze od tych w Polsce? Można było się tego spodziewać. Jeszcze w październiku zrobiłem zakupy w sklepie Netto po niemieckiej stronie, a potem w punkcie tej samej sieci, który znajduje się kilkanaście km dalej – ale już po polskiej stronie.
Jeśli wziąć pod uwagę różne gramatury jednego produktu i niemiecki system kaucyjny, to różnica w cenach była minimalna. Kupując po polskiej stronie, oszczędziłem zaledwie ok. 1,5 zł. Od tego momentu inflacja w Polsce pozostaje bardzo wysoka – w styczniu przekroczyła 17 proc. W Niemczech ceny rosną zdecydowanie wolniej, w tempie poniżej 10 proc.
Idąc na zakupy do sklepu Netto w mieście Löcknitz spodziewałem się zatem, że będzie już taniej niż w polskim punkcie tej samej sieci w Dobrej (woj. zachodniopomorskie). Okazało się, że się pomyliłem. I to bardzo.
Niemcom ceny "odjechały"
W październiku wyraźnie tańsze po niemieckiej stronie były chociażby banany. A teraz? Kilogram "zwykłych" bananów kosztował 1,49 euro, a zatem 7,09 zł. W Polsce jest taniej – cena nie przekroczyła 7 zł. Banany "bio" z kolei kosztują u nas niecałe 9 zł, a w Niemczech w przeliczeniu niemal o 50 gr więcej.
Cytryny? Półkilogramowe opakowanie kosztuje u nas teraz 5 zł, a w Niemczech o ponad 60 gr więcej. Nieporównywalnie tańsze są hiszpańskie pomarańcze. U nas kosztują 7 zł, a po niemieckiej stronie – 14,2 zł.
Nie tylko owoce są w Polsce znacznie tańsze. Weźmy kawę Nescafé w opakowaniu 200 g. U nas kosztuje trochę ponad 25 zł. W Niemczech trzeba wydać równowartość niemal 40 zł. Najtańszy chleb tostowy kosztował po polskiej stronie 3,29 zł, a Niemczech o ponad 2 zł drożej. Cukier z kolei po niemieckiej stronie jest o złotówkę droższy.
Czy znaleźliśmy coś tańszego po niemieckiej stronie? Owszem, kiwi. W niemieckim Netto można było kupić sztukę za 45 centów, a zatem za zaledwie 2,1 zł. W polskim sklepie natomiast w ogóle nie znalazłem kiwi na sztuki, trzeba było kupić całe opakowanie. Minimalnie, ale jednak droższa jest w Niemczech podstawowa bułka, tam nazywana "bułką niedzielą". Kosztuje ona równowartość 81 gr. W Polsce prawie identyczna bułka, oznaczona jako "dofinka", ma cenę 79 gr.
Czemu, choć inflacja rośnie w Polsce nieporównywalnie szybciej niż w Niemczech, to dystans w cenach w dyskoncie się pogłębia na naszą korzyść? Na pewno nie można tłumaczyć tego tym, że nasz eksperyment zniekształcił jakoś kurs unijnej waluty. Euro względem złotego miało podobną wartość w połowie października.
Raczej można więc tłumaczyć to tym, że sieci handlowe w Polsce ostatnio bardzo agresywnie ze sobą konkurują. To zaś ma przełożenie na ceny. Dobrą informacją dla klientów może być to, że wojna cenowa raczej prędko się nie skończy, bo mocarstwowe plany wobec naszego rynku ma np. sieć Aldi. W Niemczech z kolei rynek dyskontów jest już ustabilizowany – sieci nie czują zatem presji, by zbijać ceny.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Nie tylko ceny. Dlatego wolę zakupy w Polsce
Były czasy, że niemieckie sklepy miały nieporównywalnie lepszą ofertę niż te polskie. To jednak przeszłość. Po wybuchu wojny zaczął się za Odrą problem pustych półek. Zaczęło się od oleju rzepakowego, ale potem problemy z logistyką sprawiły, że i innych produktów zaczęło brakować. W Polsce też poznaliśmy gorzki smak pustych półek, jednak nasze sieci dość szybko sobie z tym poradziły. W Niemczech jest inaczej – pustych półek nie jest może tak dużo, jak np. pół roku temu, ale widać, że problem ciągle występuje.
Inna sprawa, że w Niemczech wielkie sieci handlowe ruszyły na wojnę z kluczowymi korporacjami spożywczymi. Sprawy toczą się w sądach, a efekt jest taki, że idąc do sklepu, nie możemy mieć pewności, że znajdziemy tam np. produkty koncernu Coca-Cola. Więcej o tej wojnie pisaliśmy już jakiś czas temu w tym artykule.
Polskie sieci handlowe z kolei – jak się wydaje – z gigantami branży spożywczej żyją całkiem nieźle. Kłopotu z wyborem artykułów różnych firm więc na razie nie ma.
Kolejna przewaga sklepu w Dobrej nad tym z Löcknitz jest taka, że po polskiej stronie jest znacznie więcej towarów niespożywczych. Kupimy narzędzia, pościel, ubrania, a nawet małe meble. W Niemczech też można dostać podobne artykuły, z tym że jest tego zdecydowanie mniej.
Nieprędko więc wybiorę się na zakupy do Niemiec – no, chyba że z myślą o kolejnym eksperymencie.
Autor: Mateusz Madejski, dziennikarz Business Insider Polska