Kup subskrypcję
Zaloguj się

Coraz więcej punktów na mapie zwolnień, ale ministra uspokaja

Kolejne znane firmy tną zatrudnienie. Najpoważniej sytuacja wygląda w PKP Cargo, gdzie pracę ma stracić ponad 4 tys. osób. Zwalniają też inne przedsiębiorstwa: Ikea, 4F, Toshiba... Aktualizujemy naszą mapę zwolnień i przedstawiamy opinie różnych ekspertów na ten temat. Bo niektórzy biją na alarm, a inni — uspokajają.

Coraz więcej znanych firm tnie etaty nad Wisłą
Coraz więcej znanych firm tnie etaty nad Wisłą | Foto: Mateusz Madejski / Business Insider Polska

Patrząc na naszą nową mapę zwolnień, można mieć wrażenie, że trend się rozwija w bardzo niedobrym kierunku. Skala cięć jest zwłaszcza duża w PKP Cargo — ta firma chce się pożegnać aż z 30 proc. swojej załogi.

Ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreślała ostatnio, że skala zjawiska nie jest wyraźnie wyższa niż w poprzednich latach. Natomiast, uruchamiając dodatkowe 50 mln zł z Funduszu Pracy, zaznaczyła, że lokalnie cięcia mogą stanowić poważne wyzwanie dla pracowników i gmin. Patrząc na mapę, trudno się z tym nie zgodzić.

Łatwo można wskazać obszary Polski, które zostały ostatnio wyjątkowo mocno uderzone przez falę zwolnień. W Elblągu i okolicach zwalniają trzy duże firmy: Stokota Poland, ICC Sery oraz GE Power. Problem ma też Radom. W mieście oraz okolicach etaty tną zakłady: B&M Clothing, Toho Poland oraz Altha Powder Metallurgy. W powiecie pabianickim z kolei przeprowadzono w jednym czasie zwolnienia w dwóch dużych firmach.

Zwolnień jest dużo czy mało?

Marcin Klucznik, doradca z zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego, uważa, że w skali całego kraju sytuacja bynajmniej nie jest zła.

— Liczba pracowników zgłoszonych do zwolnienia to ok. 0,17 proc. stanu zatrudnionych. To mniej niż w poprzednich dwóch latach. Podobnie jak w okresie 2016-2019 — tłumaczy ekspert.

— Musimy pamiętać, że Polska jest dużą gospodarką i nawet w okresach dobrej koniunktury w każdym miesiącu ponad 30-40 firm ogłasza zwolnienia grupowe — mówił w rozmowie z Business Insider Polska Marcin Klucznik.

Zobacz także: Masowe zwolnienia to fikcja. Twarde dane mówią coś zupełnie innego

Pod kilkoma względami sytuacja jest jednak nowa. Zwalniają często duże, zagraniczne firmy, które przenoszą produkcję do innych krajów Europy, a czasem nawet do Azji i Afryki. Z takim zjawiskiem nieczęsto mieliśmy do czynienia w ostatnich dekadach, z tym że to do Polski przenoszono produkcję z drogich krajów Zachodu. To może sugerować, że po prostu nad Wisłą praca — w ocenie międzynarodowych firm — jest już bardzo droga i trzeba "optymalizować koszty". A taka "optymalizacja" to na przykład przeniesienie linii do Rumunii czy do Maroka.

Kolejną sprawą jest postęp technologiczny, który sprawia, że firmy potrzebują coraz mniej pracowników. Polskie zakłady stosunkowo suchą stopą przeszły fale automatyzacji, które przechodziły przez fabryki w ostatnich latach. Nasi pracownicy byli stosunkowo tani, więc koncernom często po prostu nie opłacało się inwestować w maszyny, które miały ich zastępować. To natomiast trochę się zmienia. Po pierwsze dlatego, że takie maszyny są coraz tańsze, a po drugie — że polski pracownik jest coraz droższy.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Z tych wszystkich powodów analitycy firmy Personnel Service uznali niedawno, że nigdy już w Polsce nie będzie więcej pracy, niż jest teraz.

Automatyzacja, sztuczna inteligencja, zmiana modelu zatrudnienia i dane demograficzne spowodują, że podaż pracy w kolejnych latach będzie spadać — wskazują analitycy firmy.

Jak dodają, widać to już teraz m.in. po zmniejszającej się z roku na rok liczbie ofert od pracodawców. Co więcej, każdego roku ok. 100-150 tys. osób więcej znika z rynku pracy, niż na niego wchodzi.

"Dlatego śmiało możemy zaryzykować tezę, że aktualna liczba miejsc pracy w polskiej gospodarce jest maksymalna. Podobne tendencje zobaczymy w całej Europie" — czytamy w analizie. Eksperci Personnel Service uważają, że potrzeba odważnych decyzji, aby zmierzyć się z tym zjawiskiem.

Zobacz także: Pojechałem do fabryki Tesli. Elon Musk postawił mi kawę

"Wydaje się, że trend, w którym zmierzamy do czterodniowego tygodnia pracy, jest nieunikniony. Gdybyśmy nie zmienili modelu funkcjonowania gospodarki, doprowadziłoby to do zmniejszenia liczby miejsc pracy" – mówi Krzysztof Inglot, założyciel Personnel Service i ekspert rynku pracy.

Autor: Mateusz Madejski, dziennikarz Business Insider Polska