"Kościół zdrowego ciała" i "sklep z testami urządzeń". Metody klubów fitness na ominięcie zakazu
Przeniesienie do czerwonych stref 152 powiatów i zmiana zasad w strefach żółtych najbardziej uderzyły w branżę fitness i baseny. Te placówki dostały całkowity zakaz działalności. Rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw alarmuje, że przedsiębiorcy zaczną bankrutować. Wielu wyszło na ulice Warszawy z protestami, a inni w Krakowie otwierają sklepy z możliwością "płatnego testowania urządzeń".
- Od soboty obowiązuje czerwono-żółta strefa na terenie całej Polski. Bez względu na kolor strefy zakazano działalności klubom fitness i basenom
- Przedsiębiorcy wskazują, że wiele badań informuje o niskiej liczbie zarażeń na takich obiektach. Niektórzy wyszli na ulice, inni poszli drogą Żabki. W miejsce siłowni otwierają sklep z płatnym testowaniem urządzeń
- Jednocześnie działać mogą sklepy, puby i kina, choć z ograniczeniami. Rzecznik MŚP apeluje albo o pełne odszkodowania, albo o zdjęcie pełnego zakazu
- Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Jedna z krakowskich siłowni wpadła na pomysł, jak obejść zakaz odwiedzania takich obiektów, wprowadzony przez rząd w związku z pandemią. Zamiast siłowni będzie sklep, w którym można przetestować urządzenia oraz miejsce spotkań dla członków "Kościoła Zdrowego Ciała" - pisze serwis lifeinkrakow.pl.
"Skoro nie mogą funkcjonować siłownie - w miejsce naszej od dzisiaj otwieramy SKLEP ATLANTIC ze sprzętem do ćwiczeń - nasze PKD to również 4764Z, więc możemy i zapraszamy wszystkich, którzy chcą testować odpłatnie nasze maszyny" - apeluje na Facebooku siłownia i klub squasha Atlantic Sports Fitness.
Przedsiębiorcy wykorzystują w ten sposób drogę przetartą przez np. sieć sklepów Żabka, dla której jedną z metod obejścia zakazu handlu w niedziele było otworzenie placówek pocztowych i usług restauracyjnych fast-food. Dla tych rodzajów działalności ustawodawca nie widzi przeszkód by działały w "dzień święty".
Podobnie teraz - rozporządzenie praktycznie zamknęło wszystkie obiekty, gdzie ludzie mogli zadbać o swoją tężyznę fizyczną. Ale nie zamknęło sklepów, restauracji, kin, teatrów i kościołów. W wymienionych miejscach są co prawda ograniczenia liczone na metr kwadratowy, lub na kasę, ale nie ma całkowitego zakazu działalności. Nie zamknięto też pubów i restauracji, choć mogą działać krócej niż wcześniej w godzinach wieczornych.
"My nie tylko walczymy o zdrowie! My teraz walczymy o przetrwanie! O nasze miejsca pracy! O ludzi, którzy wrócili i stęsknili się za nami! O możliwość wyboru!" - alarmują prowadzący klub Atlantic.
Na stronie z petycją "STOP zamknięciu obiektów sportowych" petycję do premiera Morawieckiego podpisało już 128 tys. osób, a liczba ciągle rośnie.
Ryzyko? Jakie ryzyko?
Już w piątek pisaliśmy o apelu firmy Benefit Systems o niezamykanie klubów fitness. Ta wskazywała, że obiekty sportowo-rekreacyjne nie tworzyły podwyższonego ryzyka epidemiologicznego.
"Ryzyko transmisji koronawirusa w miejscach takich jak kluby fitness jest zbliżone do zera. Dla przykładu: w ciągu trzech miesięcy od ponownego uruchomienia obiektów sportowych w USA zarejestrowano w nich blisko 50 milionów wizyt, a wśród nich jedynie 0,002 proc. stanowiły wizyty klientów, u których potwierdzono pozytywny wynik na COVID-19. Z kolei w Wielkiej Brytanii w pierwszych trzech tygodniach od wznowienia działalności klubów fitness, odnotowano w nich jedynie 17 klientów z koronawirusem na ponad 8 milionów wizyt, czyli 0,0002 proc." - argumentuje Benefit Systems.
Niską liczbę zachorowań akurat z powodu korzystania z klubów fitness potwierdzają według danych spółki zarówno polscy eksperci, jak i badania przeprowadzone m.in. w Norwegii, Wielkiej Brytanii i USA.
"Aktywność fizyczna służy budowaniu odporności, dzięki której lepiej znoszone są rozmaite infekcje, w tym COVID-19" - wskazuje w liście do premiera Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców Adam Abramowicz. Argumentuje, że klientami są zazwyczaj osoby młode i zdrowe, które należą do najmniej zagrożonych epidemią.
Informuje, że branża i tak ma zaledwie 60 proc. obłożenia sprzed pandemii. "Kolejne dłuższe zamknięcie, bez pomocy publicznej, skutkować będzie bankructwem wielu miejsc, służących treningowi i rekreacji" - pisze Abramowicz, dodając że baseny miały być przecież metodą walki z otyłością dzieci w wieku szkolnym.
Wskazuje, że w rozporządzeniu nie wspomniano o odszkodowaniach, lub innej pomocy dla zamykanych przedsiębiorstw. Apeluje o wycofanie się z obostrzeń dla takich obiektów, ewentualnie wycofanie tylko w strefach żółtych, a wypłacenie odszkodowań w strefach czerwonych, lub wypłacenie odszkodowań w obu rodzajach stref.
Przedsiębiorcy protestują
Kilkaset osób uczestniczyło w sobotnim proteście właścicieli i pracowników klubów fitness oraz siłowni, którzy nie zgadzają się z zamknięciem swojej branży w związku koronawirusem.
Na placu Zamkowym zgromadziło się kilkaset osób. Niektórzy z nich przynieśli ze sobą transparenty "Fitness = zdrowie", "Fitness = odporność", czy "Nie zamykajcie siłowni. Fitness to zdrowie". W trakcie manifestacji jej uczestnicy skandowali "Chcemy pracować".
"Kościoły otwarte, knajpy otwarte, to skoro one są otwarte, a tam też mogą być ogniska epidemii, to po co nas się zamyka? (...) Nasza branża to jest 100 tysięcy miejsc pracy i przez rozporządzenie w ciągu dwóch dni chcą ją zamknąć całkowicie. Tak naprawdę dzisiaj te 100 tysięcy osób ma trafić na bruk. (...) My jako branża nie mogliśmy w większości skorzystać z tarczy PFR z prostej przyczyny; nasza branża to umowy zlecenie, a żeby skorzystać z tarczy PFR są potrzebne umowy o pracę. Tylko 8 procent branży skorzystało z tarczy PFR. Co to jest?"- wskazywali podczas manifestacji jej organizatorzy, pisze PAP.
Zaznaczali też, że strata, którą branża poniosła do tej pory, to 3 mld zł. "Byliśmy zamknięci jako pierwsi i otwarci jako ostatni. Jesteśmy jedyną prywatną branżą, łącznie z aguaparkami, która jest teraz zamykana, ale jest jedna różnica. W marcu nasi klienci byli w wielu przypadkach przeciwko nam, a raczej chcieli, żeby nas zamknąć, bo przecież się bali, nie wiedzieli, o co chodzi. Dzisiaj ci klienci są z nami (...) Nie jesteśmy marginalną branżą" - podkreślali organizatorzy protestu.
Ich protest poparli m.in. prezydent stolicy Rafał Trzaskowski, były kandydat na prezydenta Polski Paweł Tanajno oraz jeden z liderów Konfederacji Krzysztof Bosak.
Organizatorzy sobotniego protestu zapowiedzieli, że jeżeli w ich sprawie nic się nie zmieni, to będą organizować kolejne manifestacje.
Policja uznała zgromadzenie za nielegalne i wezwała uczestników do rozejścia się. Wcześniej funkcjonariusze informowali m.in. przez megafony uczestników o obowiązujących obostrzeniach sanitarnych. Podchodzili też do protestujących z informacją o zakazie zgromadzeń spontanicznych.
Jak przekazał PAP asp. sztab. Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji, w czasie zabezpieczenia zgromadzenia na pl. Zamkowym policjanci wylegitymowali 256 osób, wystawili 11 mandatów karnych, 215 wniosków o ukaranie do Sądu i sporządzili 226 notatek do Sanepidu.