Kaczyński puszcza oko do 700 tys. wyborców. Drugie dno wyższych "czternastek"
14. emerytura ma w tym roku wynieść znacznie więcej niż planował rząd. Taką obietnicę złożył w niedzielę Jarosław Kaczyński. Ale w tej zapowiedzi jest drugie dno. Nie chodzi bowiem tylko o to, "ile pieniędzy dostaną emeryci", lecz bardziej "ilu emerytów dostanie pieniądze". Stawka idzie o blisko 700 tys. dodatkowych głosów w wyborach.
- We wrześniu, a więc na miesiąc przed wyborami parlamentarnymi, ma ruszyć wypłata czternastych emerytur
- Seniorzy otrzymają bonus wraz z ich comiesięcznym świadczeniem w dotychczasowym terminie wypłat
- Jarosław Kaczyński poinformował w niedzielę, że w tym roku "czternastka" będzie wyższa i wyniesie 2200 zł, czyli o ponad 80 proc. więcej niż wynikało z poprzednich zapowiedzi
- Taka decyzja oznacza, że liczba uprawnionych do "czternastki" emerytów może wzrosnąć nawet o 700 tys. osób. To w dużej mierze ci sami ludzie, którzy wcześniej przez reformy PiS ucierpieli
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
W niedzielę w Paradyżu Jarosław Kaczyński zrzucił emerytalną "bombę". — 14. emerytura wypłacana w 2023 r. wyniesie 2200 zł netto — ogłosił prezes PiS.
Później co prawda w komunikacji PiS pojawił się chaos, bo kwotę określano raz jako netto, później jako brutto, a na koniec zastosowano wytrych w postaci terminu "na rękę".
Tak czy siak, podwyżka jest znacząca. Do tej pory mowa była o bonusie w kwocie emerytury minimalnej, czyli 1588 zł 44 gr brutto. Obietnica Kaczyńskiego niemal podwaja prezent dla emerytów.
"Absurdalna koncepcja"
Samą ideę ostro krytykuje ekspert. Jak mówi w Business Insider Polska dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego, "koncepcja czternastki jest absurdalna".
— Sposób jej konstrukcji jest zaprzeczeniem systemu, w którym im dłużej pracujesz, tym więcej dostaniesz. Tu jest odwrotnie: pracujesz dłużej, masz wyższe świadczenie, więc dostajesz mniejszy bonus — tłumaczy.
I dodaje, że w sprawie samej podwyżki "wciąż więcej jest niewiadomych niż wiadomych".
— Prezes PiS zasugerował, że chodzi o kwotę 2200 zł netto, czyli na rękę. Jeśli tak, to oznacza to ok. 2600 zł brutto — szacuje nasz rozmówca.
To rodzi mnóstwo konsekwencji, jeśli chodzi o wysokość wrześniowego świadczenia dla emerytów. — Być może należy zakładać, że resort finansów zaniecha poboru podatku od czternastej emerytury — zastanawia się prezes Instytutu Emerytalnego.
Przypomnijmy bowiem, że w myśl obecnych przepisów z "czternastki" potrącana jest zaliczka na PIT oraz składka zdrowotna. Stąd różnica w kwocie brutto i netto. Gdyby rząd zwolnił ten bonus z PIT, to jednak wciąż trzeba by było od niego odliczyć składkę zdrowotną, z której zwolnić nie można. — Wciąż jednak poruszamy się po dosyć nieznanym gruncie — mówi Antoni Kolek.
O ewentualne zwolnienie z PIT oraz koszty podwyżki zapytaliśmy w resorcie finansów. O dokładną kwotę 14. emerytury — w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej. A o kwestie techniczne i liczbę uprawnionych emerytów — w ZUS. Żadna z tych instytucji nie odpowiedziała na nasze pytania do momentu publikacji materiału.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika jednak, że prezes PiS zaskoczył niedzielną deklaracją wiele kluczowych dla działania systemu emerytalnego osób i trwa właśnie ustalanie jednolitego przekazu w kwestii wyższych czternastek.
Prezes puszcza oko do sporej grupy emerytów
Antoni Kolek zwraca uwagę, że niezależnie od decyzji resortu finansów ws. zaniechania poboru podatku podwyżka "czternastki" oznacza znaczący wzrost liczby osób uprawnionych do otrzymania pieniędzy z ZUS.
— To zresztą wynikało ze słów Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził wprost, że na pieniądze będą mogli liczyć nawet emeryci ze świadczeniami na poziomie ponad 5 tys. zł brutto miesięcznie — tłumaczy dr Kolek.
Chodzi więc o "puszczenie oka" do bogatszych emerytów. Tych samych, którzy przecież dopiero co ucierpieli na reformie Polskiego Ładu. Dla nich zmiany w składce zdrowotnej okazały się niekorzystne, o czym pisaliśmy w Business Insider Polska od samego początku.
W efekcie część z nich musiała liczyć się ze zmniejszeniem świadczenia. PiS później próbował ratować sprawę obniżeniem stawki PIT do 12 proc., ale — jak głosi popularny w Polsce żart — "niesmak pozostał".
Podwyżka "czternastki" to ukłon właśnie w kierunku tej grupy emerytów. Jak to możliwe? Wszystko przez zasadę "złotówka za złotówkę". Wyjaśnijmy w skrócie jej działanie.
14. emerytura przysługuje w pełnej kwocie tylko tym seniorom, którzy pobierają co miesiąc świadczenie nieprzekraczające 2900 zł brutto. Powyżej tej granicy "czternastka" jest pomniejszana proporcjonalnie. Jeśli więc ktoś ma emeryturę 3000 zł brutto, to otrzyma "czternastkę" mniejszą o 100 zł. I tak dalej.
Przed deklaracją Kaczyńskiego na przynajmniej częściową "czternastkę" liczyć mogli wszyscy ze świadczeniami do wysokości 4438 zł 44 gr. Powyżej tej kwoty szans na przelew już nie było.
Podwyżka bonusu do 2200 zł netto (ok. 2600 zł brutto) oznacza, że na przelewy tuż przed wyborami załapią się również emeryci i renciści, których świadczenia wynoszą do 5500 zł brutto.
Przesunięcie granicy o ponad 1000 zł brutto w górę oznacza pieniądze dla większej grupy emerytów. I to dość znaczącej.
Z publikowanych przez ZUS corocznych danych wynika, że po waloryzacji w marcu 2023 r. świadczenia wzrosły średnio o prawie 15 proc. Kluczowe są jednak dane z poniższej tabeli.
Oznaczają one mniej więcej tyle, że w przedziale 4500-5000 zł brutto miesięcznie znajduje się 5 proc. emerytów i rencistów. Dodatkowe 3,7 proc. ma świadczenia między 5000 a 5500 zł.
To daje łącznie 8,7 proc. wszystkich emerytów i rencistów w Polsce. Czyli prawie 700 tys. osób z czynnym prawem wyborczym, które do tej pory "czternastek" nie dostawały, a w tym roku dostaną przynajmniej jej część. To przy frekwencji na poziomie 60 proc. przekłada się na ok. 3,7 proc. głosów w wyborach parlamentarnych.
Autor: Jakub Ceglarz, dziennikarz Business Insider Polska