Kup subskrypcję
Zaloguj się

Indie awansują, Polska może ucierpieć. Odpłyną miliardy

Tajlandia, Republika Południowej Afryki i Polska stoją w obliczu największego ryzyka odpływów kapitału w związku z debiutem indyjskich obligacji skarbowych w kluczowym światowym wskaźniku — ostrzega JP Morgan. Wielkich powodów do obaw jednak mieć nie powinniśmy.

Andrzej Domański, minister finansów, może mieć większe wyzwanie związane ze sfinansowaniem przyszłorocznego deficytu budżetowego.
Andrzej Domański, minister finansów, może mieć większe wyzwanie związane ze sfinansowaniem przyszłorocznego deficytu budżetowego. | Foto: Jacek Dominski/REPORTER / East News

Indyjskie obligacje rządowe zostaną uwzględnione w indeksie obligacji rządowych JP Morgan Emerging Market (GBI EM) począwszy od piątku, 28 czerwca. Włączenie będzie stopniowe i potrwa 10 miesięcy i zakończy się 31 marca 2025 r.

Początkowo Indie będą miały tylko 1 proc. udział w indeksie GBI EM, który przez 10 miesięcy będzie wzrastał do docelowych 10 proc. Szacuje się, że włączenie Indii przyniesie napływ rzędu 20–22 miliardów dolarów na tamtejszy rynek obligacji.

To co dla Indii jest korzystne (wzrost napływu pieniądza i popytu na obligacje, co może przyczynić się do wzrostu ich cen), dla innych krajów z rynków wschodzących — w tym m.in. Polski — oznacza negatywne zjawisko. Udział innych państw w indeksie GBI EM będzie musiał się zmniejszyć, aby zrobić miejsce Indiom. Udział Polski w indeksie może zmaleć o blisko 1,5 pkt proc. z około 8,1 proc. To oznacza, że zmniejszyć się może na tych rynkach zaangażowanie inwestorów, których portfel wiernie odwzorowuje skład indeksu GBI EM. Przy zachowaniu innych czynników niezmiennych oznaczać to może spadek cen obligacji tych krajów.

Skala nie jest jednak przerażająco duża. Szacunki wskazują, że włączenie Indii do indeksu GBI-EM może przyciągnąć łącznie 11 mld dol. (44 mld zł) łącznie z Republiki Południowej Afryki, Polski i Tajlandii. To nie jest wielka kwota: dla porównania tegoroczne potrzeby pożyczkowe brutto naszego kraju to prawie 450 mld zł, a netto 250 mld zł.

Analitycy JPMorgan twierdzą, że wejście Indii prawdopodobnie przyciągnie 4,7 mld dol. RPA, 3,3 mld dol. z Polski (to ponad 13 mld zł) i 3,2 mld dol. z Tajlandii. Według raportu Reutersa odpłynie także odpowiednio 2,9 mld dol. i 2,5 mld dol. z Czech i Chile.

Dodatkowo inwestorzy już wcześniej zaczęli dostosowywać swoje pozycje. Według analityków Morgan Stanleya inwestorzy śledzący indeks na koniec maja mieli 3,6 proc. aktywów alokowanych do długu państwowego Indii — donosi Bloomberg. Zatem efekty te rozłożone będą w czasie. Dodatkowo trzeba pamiętać, że spora część portfeli jest aktywnie zarządzana i nie podąża "ślepo" za zmianami wag w indeksach.

Rentowność indyjskich 10-letnich obligacji skarbowych wynosi obecnie równe 7 proc., czyli jest wyraźnie wyższa niż w Polsce, gdzie oscyluje ostatnio wokół 5,75 proc. Istotne dla inwestorów są oczywiście także inne czynniki takie jak ryzyko (ocena wiarygodności kredytowej przez S&P to BBB-, czyli najniższy spośród ratingów inwestycyjnych, Polska ma u tej agencji A-, tzn. oczko wyżej), czy poziom inflacji (Indie 4,8 proc., Polska 2,5 proc. w maju) albo stabilność waluty.

Zobacz też: Bruksela nakłada rządowi kaganiec. Koniec marzeń o obietnicach

Wprawdzie pożyczanie pieniędzy — jak na skalę potrzeb i na warunki rynkowe — idzie rządowi całkiem dobrze (po środowej aukcji tegoroczne potrzeby pożyczkowe zostały sfinansowane w 75 proc. ) — to zmiany w indeksach obligacji rynków wschodzących mogą nieco utrudnić pożyczanie pieniędzy w przyszłym roku. A biorąc pod uwagę, że spora część wydatków jest stała lub ma strategiczne znaczenie (inwestycje w obronność czy energetykę), to przestrzeń do cięcia wydatków będzie ograniczona, więc deficyt w przyszłym roku — a w konsekwencji potrzeby pożyczkowe — prawdopodobnie znowu będą bardzo wysokie. Według ekonomistów PKO BP deficyt sektora rządowego i samorządowego (tzw. general government, EDP) wyniesie 5,3 proc. PKB w 2024 r. i tylko nieznacznie zmaleje do 4,9 proc. PKB w 2025 r.

Kluczowe dla zdolności polskiego rządu do pożyczania pieniędzy po dobrych cenach będą miały wydarzenia na rynku obligacji państw rozwiniętych, głównie w USA i strefie euro (spadek stóp procentowych na tych rynkach pozytywnie wpłynąłby i na nasze obligacje).

Poza tym polski dług konkuruje także z innymi państwami z rynków wschodzących, m.in. z Ameryki Łacińskiej, gdzie cykl cięć stóp procentowych już się rozpoczął, co sprzyja notowaniom i popytowi na obligacje. Z kolei u nas wciąż istnieją ryzyka związane z wysoką presją inflacyjną w Polsce i nieprzewidywalnością naszego banku centralnego, co utrudnia inwestorom oczekiwania obniżek stóp. Więcej na ten temat piszemy tutaj: Strumień pieniędzy omija polskie obligacje skarbowe. Oto przyczyny