Kup subskrypcję
Zaloguj się

Duże polskie miasto ma ogromne długi i zwalnia urzędników. "Katastrofalna" sytuacja

W fatalnej sytuacji finansowej znalazło się Zabrze — 150-tysięczne miasto na Górnym Śląsku. Rosnące zadłużenie doprowadziło do tego, że w strukturach miejskich pracę straciło właśnie kilkudziesięciu urzędników — informuje "Gazeta Wyborcza". Likwidowane są całe działy — wszystko w ramach oszczędności, które mają uratować miejski budżet.

Prezydent Zabrza Agnieszka Rupniewska zapowiada oszczędności
Prezydent Zabrza Agnieszka Rupniewska zapowiada oszczędności | Foto: Anna Lewanska / Agencja Gazeta

— Zabrze jest pod kreską. Korzystamy z debetu — mówiła nowa prezydent Agnieszka Rupniewska tuż po wygranych wyborach, cytowana przez "Wyborczą". Alarmowała, że długi miasta wynoszą ok. 800 mln zł i brakuje nawet na podstawowe wydatki, np. na pensje, rachunki za prąd czy składki ZUS. Wyjaśniła, że dług powstał m.in. z powodu niezbyt trafionych inwestycji i wydawania pieniędzy "lekką ręką" przez poprzednie władze.

Zobacz także: Złota 44. Mieszkania ekskluzywne w sercu Warszawy. Warte swojej ceny?

"Katastrofalna" sytuacja na starcie

Jak donosi "Wyborcza", w Zabrzu pracę straciło w ostatnim czasie kilkadziesiąt osób. Część zwolniono, a innym nie przedłużono umów. Zlikwidowano m.in. biuro współpracy z zagranicą, biuro inżyniera miasta i kilka innych wydziałów. Z pracą pożegnali się niemal wszyscy pracownicy zajmujący się do tej pory promocją miasta i komunikacją społeczną. Urzędnicy są zaskoczeni sytuacją. Sądzili, że skoro zajmują się pracą, a nie polityką, to zmiana na stanowisku prezydenta nie dotknie ich bezpośrednio. Stało się jednak inaczej.

Agnieszka Rupniewska skrytykowała m.in. zbyt duże wydatki miasta na promocję. Wydarzenia miejskie miały kosztować od kilkudziesięciu do nawet kilkuset tysięcy złotych. Zbyt dużo też — jej zdaniem — kosztuje obsługa dwóch centrów przesiadkowych, wybudowanych w ostatnich latach.

Zobacz także: To już pewne. Będą zwolnienia grupowe w państwowym gigancie

Nowa prezydent planuje więc oszczędności. Twierdzi, że już startując w wyborach, wiedziała, że sytuacja miasta jest zła, a w pierwszych dniach urzędowania okazało się, że jest wręcz "katastrofalna". — W dniu ślubowania dowiedziałam się, że miasto straci płynność finansową po trzech tygodniach — powiedziała "Wyborczej". Pracę na stanowisku prezydenta zaczęła od audytu finansowego i zaplanowania zmian zarówno w urzędzie, jak i w spółkach miejskich.