Kup subskrypcję
Zaloguj się

Najbogatsza Polka zdradza nam, czego oczekuje od rządu i czym kieruje się w biznesie

Zapewnienie szans równego startu kobietom i mężczyznom — to zdaniem Dominiki Kulczyk "szczególnie ważne zadanie" stojące przed rządem. — Czas, aby kobiecość i rzeczywistość przez nią kształtowana wreszcie została przez nasz rząd zauważona i uszanowana — mówi w rozmowie z Business Insiderem najbogatsza Polka. W wywiadzie opowiada też o prowadzeniu biznesu, akcjach społecznych, w które się angażuje, a także roli, którą do odegrania ma jej spółka Polenergia planująca budowę farm wiatrowych na Bałtyku.

Dominika Kulczyk wierzy m.in. w potencjał biznesowy morskiej energetyki wiatrowej
Dominika Kulczyk wierzy m.in. w potencjał biznesowy morskiej energetyki wiatrowej | Foto: Jacopo Landi, Mat. prasowe / Shutterstock

Barbara Oksińska, dziennikarka Business Insider Polska: Porozmawiamy o biznesie, inicjatywach Kulczyk Foundation, ale zacznijmy od polityki. Minęło pół roku od powołania nowego rządu. Jakie ma pani oczekiwania? Co powinno się zmienić w kraju?

Dominika Kulczyk: Myślę, że lepiej jest mówić o potrzebach, a nie o oczekiwaniach, bo to wtedy podejście kreatywne, a nie wynikające z braku. Chciałabym doświadczyć tego, żeby rząd funkcjonował tak, aby służyć ludziom, aby stwarzać warunki do lepszego wykorzystania naszego potencjału, aby realizować nasze potrzeby i wspierać nasz rozwój jako społeczeństwa. A jeśli tak, to nasz rząd ma przed sobą szczególnie ważne zadanie wprowadzenia takich zmian, które dadzą nam — jako kobietom — szansę równego startu. Pragnę podkreślić, że nie chodzi mi o żadne preferencje czy walkę o lepsze od mężczyzn prawa kobiet. Chodzi mi o równowagę, o właściwy balans, współpracę i harmonię. Mam bowiem głębokie przeświadczenie, że nadszedł czas, żebyśmy jako państwo, a nawet szerzej — jako ludzkość — zmienili podejście do kobiet, do natury, do środowiska, do naszej planety, bo to są źródła naszego życia. Tylko podłączeni do źródła możemy istnieć w pełnym potencjale. Czas, aby kobiecość i rzeczywistość przez nią kształtowana wreszcie została przez nasz rząd zauważona i uszanowana.

Obserwuje pani już teraz pozytywne zmiany w postrzeganiu kobiet i ich roli w społeczeństwie, rodzinie, pracy, biznesie?

Pewne zmiany już widać, ale gdyby wszystko było tak, jak powinno być, w ogóle nie musiałybyśmy o tym rozmawiać. Nie byłoby dylematu związanego z tym, jak kobiety są traktowane. Niestety taką rzeczywistość stworzyliśmy przez wieki. Rzeczywistość z lęku, więc skoncentrowaną na sile, manipulacji i nadużyciach, bardzo osadzoną w głowie, a nie w sercu. Rzeczywistość z przewagą energii męskich, racjonalnych, a nie kobiecych, intuicyjnych. Do równowagi między światem męskim i żeńskim wciąż jest bardzo daleko i wciąż mamy wiele dowodów na to, że kobiety są w pewnym sensie niezauważalne. I widać to zarówno w dużych sprawach takich jak luka płacowa, dostęp do środków higieny menstruacyjnej czy prawa do decydowania o własnym ciele, ale także w takich prozaicznych jak kolejki do żeńskich toalet, których w miejscach publicznych jest tyle samo co męskich. Jednocześnie nie chodzi o to, żeby było po równo tylko adekwatnie do potrzeb. Są sprawy, w których oznacza to więcej dla mężczyzn i takie sprawy, w których oznacza to więcej dla kobiet.

Moim marzeniem jest taka rzeczywistość, w której i kobiety, i mężczyźni czują się połączeni i tworzą wspólnie dobry dla nich wzajemnie świat, a równowaga pomiędzy nimi pomaga im rozwijać się w pełnej harmonii. W Kulczyk Foundation dużo robimy, żeby to urzeczywistnić. Jednym z przykładów takich działań jest konkurs na prokobiecą firmę roku RównoWaga, ogłoszony wspólnie z Konfederacją Lewiatan i Stowarzyszeniem Kongres Kobiet oraz w partnerstwie z Instytutem Badań Strukturalnych i Fundacją Share the Care. To konkurs, w którym chcemy nagradzać tych pracodawców, którzy tworzą środowiska pracy przyjazne wszystkim, bez względu na płeć. Gdzie w toaletach są tampony i podpaski tak samo, jak papier toaletowy – bo to kwestia fizjologii, nie wyboru. Gdzie dba się o to, żeby płace były równe niezależnie od płci. Gdzie wprowadza się konkretne rozwiązania na rzecz równowagi życia zawodowego i rodzinnego, na przykład elastyczny czas pracy. Gdzie kobiety spotykają się ze zrozumieniem pracodawcy, kiedy są w ciąży, mają małe dzieci albo przechodzą przez menopauzę i nie muszą bać się tego, że zostaną uznane za mniej wartościowych pracowników.

Czuje się pani ambasadorką kobiet w biznesie?

To są tytuły, do których nie chce się do nich przywiązywać, ale jeśli już miałabym użyć jakiegoś określenia, to podoba mi się stare i trochę zapomniane słowo "służba". Codziennie staram się sprostać temu, co ze sobą niesie. Jestem tu po to, żeby służyć świadomości wzmacniania kobiecych energii. Mam do kobiet wielką miłość i wielki szacunek. Uważam, że dziś światu bardzo potrzebna jest kobieca czułość, wrażliwość, empatia i pokora. Mężczyźni też mają w sobie te potężne kobiece energie. One są piękne, a przez wielu niezauważone lub ignorowane. Ta kobiecość i wszystko, co z nią związane było od wieków tłamszone, przekrzywiane i obśmiewane. A to kobieta daje życie, to kobieta jest źródłem. Nie umiem wyobrazić sobie siebie bez swojej kobiecości i nie mówię tu o płci czy budowie ciała, ale o tym, co jest głębiej. Jestem przekonana, że właśnie tego pierwiastka kobiecości współczesny świat potrzebuje dziś najbardziej.

Dominika Kulczyk
Dominika Kulczyk | Kulczyk Foundation

Łatwo było pani odnaleźć się w męskim świecie biznesu?

Na początku było to bardzo trudne, bo wydawało mi się, że muszę stać się facetem. Wmawiałam sobie, że muszę być racjonalna, że tylko to, co obliczone i sprawdzone ma racje bytu. To podejście wynikało głównie ze strachu. Zamiast zaufać sobie, tworzyłam mury i odgradzałam się od swojej energii. Ignorowałam, a nawet wstydziłam się swojej intuicji i tego, co wiem, bo czuje. Zresztą robi to wiele kobiet, które, aby odnaleźć się w tym świecie, często porzucają swoją kobiecość. A to jest najgorsze, co możemy zrobić. Niestety to, co wynika z emocji, z intuicji, z czucia jest we współczesnym świecie uznawane za słabsze i niepewne. Mężczyźni stworzyli sobie określenie "emocjonalne", którym regularnie puentują działania kobiet, a my to przyjęłyśmy. A przecież bardzo często to, co w nas najpiękniejsze, najmocniejsze, to, co zawsze dawało nam siłę to to, co wiemy z serca, to co silne czujemy. To nasze "knowing". Nasze kobiece know how i co ważniejsze know why. Moim zdaniem jedynym ratunkiem dla świata jest powrót do tej życiodajnej energii, która pochodzi z serca i z miłości, a nie ze strachu, potrzeby władzy czy obsesji pieniądza. Jak teraz wspominam swoje początki w biznesie, to były bardzo trudne lata mojego życia.

A kiedy pani zrozumiała, że można żyć inaczej?

To był bardzo długi proces, na który złożyła się cała seria przeżyć i doświadczeń. Byłam w jakimś konflikcie z sobą, jakimś braku siebie. To mnie po prostu wypalało. Bo ja uwielbiam być kobietą, uwielbiam być mamą. W końcu uświadomiłam sobie, że nie żyjąc w zgodzie z samą sobą, robię sobie olbrzymią krzywdę. Na szczęście spotkałam na swojej drodze cudownych ludzi, którzy nakierowali mnie na właściwie tory. Na szczęście spotkałam w końcu siebie.

Stąd pani zaangażowanie w rozpowszechnianie wiedzy na temat menstruacji i menopauzy? Według badań ponad połowa mężczyzn uważa, że wspominanie o menstruacji w miejscu pracy jest niestosowne, a 73 proc. kobiet ukrywa środki menstruacyjne w drodze do toalety. Nie lepiej jest w przypadku menopauzy — niemal 60 proc. kobiet twierdzi, że pracodawca nie zapewnił im żadnego wsparcia w tym okresie. Jak to zmienić?

Czasem najłatwiej do rzeczy wielkich dojść prostą drogą, a najmądrzejsza dla mnie droga prowadzi przez ciało i przez naturę. Pomyślałam sobie, że kobieta powinna mieć poczucie, że w swoim ciele może się czuć dobrze, wygodnie, że jak ma okres, to może iść do toalety z podpaską, a jak ubrudzi krwią spodnie, to nikt się z tego nie śmieje. Może czuć, że zarówno okres, jak i menopauza to piękna część jej kobiecej drogi, bez której nie byłoby życia. I kiedy zrozumie, że może dać życie, że dzięki niej możemy istnieć jako rodzaj ludzki, to stanie się boginią, źródłem, kreatorką wszystkiego. Jak to jest, że jesteśmy tak potężne, a wstydzimy się naszej kobiecości? To absurd. Zmiana myślenia służyć będzie wszystkim — kobietom, ich mężom i dzieciom, światu.

Czyli w idealnym świecie powinny być podpaski dostępne w szkolnych toaletach i biurowcach, a pracodawcy powinni oferować urlopy menstruacyjne i wspierać kobiety w okresie menopauzy?

Jak to jest, że w toaletach w szkołach, w miejscach pracy, w miejscach publicznych jest dostępny darmowy papier toaletowy, mydło, często nawet krem do rąk, a nie ma podpasek czy tamponów? Marzę o tym, żeby stało się to normalnością i żebyśmy nie musiały o tym rozmawiać. Zmianę myślenia trzeba zacząć już od najmłodszych tak, żeby żadna dziewczynka nie musiała wstydzić się menstruacji. I taka prosta sprawa, jak to, że nasze córki dostaną w szkole podpaskę, może zmienić wszystko. Bo ta dziewczynka poczuje się ważna, zrozumiana, zaopiekowania. Pójdzie do szkoły z poczuciem, że nikt jej nie wyśmieje, że jest silna i wyjątkowa, choć może nie czuje się tego dnia najlepiej. Poczuje się bezpiecznie. Nawet jeśli okres przytrafi jej się nagle, nie będzie musiała zastanawiać się, skąd wziąć podpaski, czy starczy jej pieniędzy na ich zakup, czy któraś z koleżanek się podzieli. To kwestia godności. Taka dziewczynka będzie wiedziała, że ona może wpływać na rzeczywistość wokół niej w równym stopniu jak chłopiec, że może być inżynierią ministra i tworzyć przyszłość jak równa z równym. To może przywrócić równowagę świata w kontekście społecznym religijnym, politycznym, ekologicznym, każdym.

Kiedyś w różnych miejscach na świecie menstruacja to był dla kobiety święty czas. Dawniej na Bliskim Wschodzie w czasach prenomadyjskich stawiano dla nich specjalne czerwone namioty, w których kobiety mogły celebrować swoją kobiecość, pobyć same ze swoimi emocjami albo wśród innych kobiet. I to było piękne. Niestety później namioty te zmieniły się w chatki w Nepalu, gdzie istnieje tradycja chaupadi. W takich oddalonych chatkach kobiety, gdy mają okres, przebywają za karę. To często kilkunastoletnie dziewczynki, osamotnione, przestraszone, głodne i gwałcone. I to naprawdę dzieje do dziś w Nepalu. Oczywiście to jest jaskrawy przykład, ale mówię o tym, żeby pokazać, że tę kobiecą cząstkę możemy szanować i czcić albo deprecjonować i niszczyć. Ja chcę takiego świata, w którym szanujemy to, co kobiece. Podobne problemy spotykają kobiety w okresie menopauzy.

Całe szczęście postrzeganie tych tematów już ulega dużej zmianie w naszym kraju. To między innymi efekt działań wielu cudownych aktywistek z Okresowej Koalicji, kampanii edukacyjnej, którą robiliśmy w Kulczyk Foundation, a także efekt naszych rozmów z różnymi środowiskami, z politykami, samorządowcami czy społecznikami, które zakończyły się przygotowaniem przez nas projektu ustawy o darmowych środkach higieny menstruacyjnej w szkołach. Wciąż czekamy na to, że nowa ekipa rządowa wdroży to rozwiązanie i cieszymy się, że pani ministra edukacji narodowej Barbara Nowacka wspiera nas w tym zakresie, bo wciąż jest dużo do zrobienia.

A jak pomóc kobietom w czasie menopauzy?

To totalnie zaniedbamy w Polsce temat. Właśnie dlatego zajęliśmy się nim jako Kulczyk Foundation, bo to kolejny po menstruacji temat tabu i duża bolączka polskich kobiet. Zaczęliśmy od pierwszych w Polsce kompleksowych badań dotyczących kobiet i ich problemów w okresie menopauzy. Pełną wersję raportu "Menopauza bez tabu" można znaleźć na naszej stronie www. Zwróciliśmy się też do Ministerstwa Edukacji Narodowej z prośbą o włączenie tematu menopauzy do programu nowego przedmiotu obecnego w polskich szkołach od września 2025 r., "Wiedza o zdrowiu". W Polsce potrzebne są jednak zmiany systemowe. Jesteśmy w rozmowach z Ministerstwem Zdrowia i wspólnie chcemy wypracować narodowy program wsparcia kobiet w okresie menopauzy. Polska służba zdrowia musi "zauważyć" kobiety borykające się z tym problemem, zwłaszcza że we współczesnym świecie pierwsze symptomy menopauzy spotykają coraz młodsze kobiety. Potrzebną są też zmiany w miejscach pracy, że kobiety w okresie menopauzy nie czuły się dyskwalifikowane czy niepełnowartościowe jako pracownice. Musimy tylko zacząć wreszcie o tym mówić i sprawić, by to był normalny temat. Podobnie jak to miało miejsce w kwestii menstruacji. Pamiętam pierwsze reakcje, kiedy na posiedzeniu rady nadzorczej mówiłam otwarcie: panowie, mam dziś okres, więc mogę być słabsza, może być tak, że będę musiała na chwilę wyjść.

Zobacz też: NFZ może zabraknąć nawet 160 mld zł. Dla szpitali i pacjentów to katastrofa

I jakie są reakcje?

Wiadomo, że na początku był szok. Jednak ci, którzy pracują ze mną dłużej, w ogóle nie są zdziwieni. Wiedzą zresztą, że najfajniejsze pomysły mam właśnie wtedy, gdy mam okres. O, na przykład decyzję o pojawieniu się Malty w moim życiu podjęłam w takim właśnie czasie.

Kupując w ubiegłym roku prawa do marki Malta Festival Poznań, uratowała pani to organizowane od ponad 30 lat wydarzenie. Jak do tego doszło?

Słabo się wtedy czułam, ale mój współpracownik przyszedł do mnie i powiedział: "Dominiko, festiwal Malta — ten, na który twój tato dał kiedyś pierwsze pieniądze — upada. Może to jest temat dla nas?". Pomyślałam wtedy: moja kochana Malta! Nie można do tego dopuścić. Dostałam wiatru w żagle i stanęłam na równe nogi. Poprosiłam o podstawowe dane finansowe, o informacje, na jakim etapie jest cały proces upadłości i w ciągu pięciu minut zadzwoniłam do dyrektora festiwalu. To był impuls. Jeśli analizujemy coś bez końca, to problemy zaczynają się mnożyć. Nie mówię, że nie należy sprawdzać faktów, analizować sytuacji, wyciągać wniosków, ale jak wybieram sercem i rozumem, a nie tylko rozumem, wybieram lepiej.

I tak właśnie podejmuje pani decyzje biznesowe? Nawet jeśli w grę wchodzą duże pieniądze?

Sprawdzam fakty, rozpisuję scenariusze, analizuję sytuacje, ale na koniec zawsze ufam swojej intuicji. Nie mówię tego z pychy, ale z pokory, bo mam świadomość swoich ograniczeń. Przecież nigdy nie będę miała wszystkich informacji. Nie ma takiej możliwości. Tym bardziej że nie znamy przyszłości, możemy tylko snuć prognozy. Nie wiemy, jak będzie. Nie jest tak, że najlepiej na świecie znam się na energetyce przyszłości, ale to moja spółka — Polenergia — realizuje dziś gigantyczne inwestycje w wiatraki na morzu. Kształciłam się w zupełnie innym kierunku — jestem sinologiem — ale jeśli słyszę, że do wybudowania są morskie farmy wiatrowe, to ja w to wchodzę. Bo to zielona energia. To energia matki ziemi, kobieca energia, która jest źródłem życia. Ja po to tu jestem, żeby tej energii służyć. Zresztą to nie tylko kwestia intuicji i wiary, że ten biznes ma ogromny sens, ale także chęć zrealizowania marzenia mojego taty, który od zawsze chciał budować wiatraki na polskim morzu, ale nie zdążył tego zrobić.

Przejmując majątek rodziców, walczyła pani o to, by nie sprzedawać Polenergii. Spółka ta została w pani portfelu i inwestuje dziś właśnie w OZE. Jaka będzie jej dalsza przyszłość?

W zasadzie nasz podział majątku wynikał z różnicy zdań dotyczącej kwestii przyszłości m.in. Polenergii. Ja całą sobą nie zgadzałam się na jej sprzedaż. Już wtedy zdawałam sobie sprawę, jak wielki potencjał niesie ze sobą czysta, bezemisyjna energia. Bo wszystko jest energią. Wiele osób nie wierzyło w ten projekt. Ja miałam jednak głębokie przekonanie, że to ma sens, że ta firma wypłynie na szerokie wody. Po czasie okazało się, że miałam rację. To sprawiło, że dziś jeszcze bardziej ufam sobie i swoim wyborom.

Już dziś Polenergia jest stabilnie funkcjonującym biznesem opartym przede wszystkim na lądowych farmach wiatrowych. Grupa ma jednak przed sobą ogromną szansę na przełomowy wzrost, który wynika z ogromnego projektu inwestycyjnego, jakim jest budowa farm wiatrowych na Morzu Bałtyckim. To dziś największe projekty infrastrukturalne w Polsce, które zmienią oblicze polskiej energetyki i zarazem polskiej gospodarki. Morskie farmy wiatrowe Bałtyk, które rozwijamy razem z naszymi partnerami z Equinor, będą mogły zasilić zieloną energią ponad cztery miliony gospodarstw domowych. To morze zielonej energii. Polenergia zaczęła się od wspaniałej wizji mojego taty kilkanaście lat temu, że przyszłość będzie właśnie w zielonej energii. Z podobną odwagą i energią dziś ja planuję projekty, które uczynią Polskę jeszcze piękniejszym miejscem. Jako świat wykonaliśmy eksperyment, w którym spróbowaliśmy oderwać się od matki natury. Uważam, że zakończył się on klęską. Dziś w końcu zaczynamy na to patrzeć w inny sposób. Odnawialne źródła energii to gwarancja zrównoważonego rozwoju i ochrony planety przed nadmierną ekspansją człowieka, który jest tu po to, żeby być autorem kreacji, a nie destrukcji swojego jedynego domu.

A zdarzały się pani nietrafione inwestycje?

Każda decyzja miała sens. Nie myślę o życiu w kategoriach porażki versus sukcesu, bo nie o to chodzi. Jeśli pyta pani, czy każda decyzja przynosiła zyski, to oczywiście nie. Czasami moje wybory wywoływały różne komplikacje i czułam ich ciężar, ale niczego nie żałuję, bo wszystko, co wybrałam, to część składowa tego, kim dzisiaj jestem. Każde doświadczenie czegoś jest nauczycielem.

Śledzi pani rankingi najbogatszych Polaków? Rywalizuje pani z bratem Sebastianem o to, kto uplasuje się wyżej na tych listach, kto zarobi najwięcej?

Każde rodzeństwo ze sobą rywalizuje. To naturalne. Wszyscy się ścigają, żeby chwycić za klamkę samochodu przed bratem, żeby mama pierwsza przytuliła, albo żeby usiąść bliżej ojca przy stole. A co dopiero jak się jest z rodziny Kulczyk. Wtedy rywalizację ma się w genach. To jest normalne i zdrowe. Ważne, żeby ta rywalizacja była dla ciebie dodatkowym, a nie głównym motorem działania. Żeby nie była celem samym w sobie. To, co mnie napędza przede wszystkim, to chęć zmiany rzeczywistości. I to jest coś, co odziedziczyłam po tacie.

Co do rankingów, to nie chcę przez ich pryzmat definiować swojego życia. Nie traktuję ich poważnie. Przecież dla jednej osoby sukcesem będzie to, że syn dostał się na studia, dla drugiej, że córka wyzdrowiała, a dla kogoś innego sukcesem będzie zarobienie pierwszego miliona. I co z tego wynika? Właściwie wszyscy powinniśmy uplasować się w jakiś rankingach, bo zawsze w jakimś obszarze można się z kimś zmierzyć. Tylko jeśli staje się to istotą życia, to jest to bardzo smutne. Wtedy zawsze jesteśmy pyszni albo nieusatysfakcjonowani. Każdy z nas jest inny, my z bratem też się różnimy. Jesteśmy jednoczenie normalnym rodzeństwem, które ze sobą rywalizuje, ale jednocześnie bardzo się kocha.

Rozmawiała: Barbara Oksińska, dziennikarka Business Insider Polska