Kup subskrypcję
Zaloguj się

Kuriozalne zachowania Polaków na stacjach i w sklepach. A można zbojkotować ropę Putina [OPINIA]

Podobnie jak na początku pandemii Polacy zadziałali stadnie i panikują, jakby dostali skądś zewnętrzny sygnał, który ich zmusza do kupowania natychmiast wszystkiego, co się da. Fakt, że po inwazji Rosji na Ukrainę ceny ropy i gazu idą w górę, a nasza waluta przekroczyła poziom 4,1 zł za dolara to oczywiście zwiastun wzrostu cen paliw w najbliższych dniach. Ale żeby od razu stać w wielogodzinnych kolejkach na stacji, bo "paliwo zaraz będzie po 15 zł", jak panicznie pisze lider Agrounii Michał Kołodziejczak na swoim Twitterze? Zachód nie odciął importu ropy i gazu z Rosji i nie ma powodu, żeby paliwa na stacjach zabrakło. A nawet gdyby tak się stało, mamy przecież magazyny wypełnione na kilka miesięcy. Możemy jeszcze przez długi czas spać spokojnie i… zastanowić się na przykład nad ograniczeniem zużycia gazu i paliw z ropy Putina. Ot tak, żeby miał mniej pieniędzy na armię.

Inwazja Rosji na Ukrainę w Polsce stworzyła gigantyczne kolejki samochodów na stacjach. Panika prawie jak na początku pandemii.
Inwazja Rosji na Ukrainę w Polsce stworzyła gigantyczne kolejki samochodów na stacjach. Panika prawie jak na początku pandemii. | Foto: Alf Ribeiro / Shutterstock

– Mam taki plan na dziś. Tankowanie, bankomat, zakup makaronu w biedrze. Myślicie Państwo że wyrobię się do północy? – pisze na Twitterze użytkownik o czeskim nicku "vakcinovaný netopýr" (zaszczepiony nietoperz).

To kpiarski komentarz do paniki, w jaką wpadło wielu Polaków. Kolejki na wielu stacjach, brak gotówki w bankomatach, wykupiony makaron w sklepie. Skąd to pamiętamy? Nie trzeba sięgać pamięcią aż do PRL i ówczesnych pustych półek w sklepach, bo przecież całkiem niedawno, na początku pandemii robiliśmy to samo. Gdy zaatakował koronawirus, też wielu zadziałało stadnie, wykupując wszystko, co uznali za towar, który się nie zepsuje. Bo "na pewno zaraz zabraknie", "zamkną sklepy" itd.

Jakby ktoś włączył jakiś guzik i od razu pojawiły się kolejki, a potem obrazki wyczyszczonych z mąki, makaronu, cukru i oleju półek w sklepach. Nawet papier toaletowy znikał, jakby ludzie powielali reguły ekonomiczne sprzed ponad 32 lat. Panikarzy uspokoił dopiero fakt, że wykupione towary pojawiały się na pólkach już następnego dnia.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

– A u nas wczoraj wieczorem wyczyścili stację i bankomat. A około 23:00 jak już pusto było, to cała pełna cysterna świeżutkiej ropy stała i tankowała stację XD psycha siada ludziom XD – czytamy wpis użytkownik Twittera o nicku "marcin".

Pani "Agniecha" pisze o banku, do którego poszła, bo bankomat nie wypłacił pieniędzy. – Ledwie otworzyli, byłam 19-ta. Ludzie wypłacają kasę i podobno są jakieś limity wypłat – czytamy.

– Nie ma żadnych podstaw do myślenia, że nie będzie dostępu do gotówki czy walut – zapewnia Brunon Bartkiewicz, prezes ING Bank Śląski, w rozmowie z Business Insiderem.

"Chcielibyśmy uspokoić i zapewnić, że Polska dysponuje odpowiednimi rezerwami ropy naftowej oraz paliw. Magazyny są pełne. Krajowe zapasy wystarczą na ponad 3 miesiące. Rurociągiem »Przyjaźń« ciągle płynie surowiec, a dzięki naftoportowi jesteśmy w stanie pokryć całe krajowe zapotrzebowanie ropą dostarczaną przez tankowce" – ogłasza Polska Izba Paliw Płynnych. O braku zakłóceń w dostawach zapewnia też Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen.

Nieco gorzej jest z gazem, bo według danych AGSI mieliśmy go w magazynach w środę około 20 TWh, czyli mniej więcej na miesiąc i jeden tydzień zużycia w Polsce (rocznie ok. 220 TWh). Ale z drugiej strony sezon grzewczy zbliża się ku końcowi, więc problem z zapotrzebowaniem na gaz być może wróci, ale dopiero pod koniec roku. A wtedy ma być już teoretycznie gotowy Baltic Pipe i dostawy gazu mają płynąć ze złóż norweskich.

Uspokajam też, że w Biedronkach makaron jeszcze jest i półki są pełne. Sprawdzone osobiście przez moją żonę. No ale to sytuacja z Warszawy, a być może im bliżej granicy z Ukrainą, czy Białorusią, tym bardziej ludzie nerwowi, co jest zresztą zrozumiałe.

Całą sytuacja przypomniała mi historię opowiedzianą przez moją koleżankę z pracy, Polkę pochodzenia ukraińskiego. Jej babcia Ukrainka zbiera w piwnicy zeschły chleb. Ma go tam całe wypchane wory. Gdy koleżanka spytała, czemu babcia to robi, to dowiedziała się, że to zapobiegawczo, a w rodzinie tak się robi od Wielkiego Głodu. W latach 1932-1933 radzieccy komuniści postanowili tak zmienić gospodarkę żywnościową tego żyznego kraju, że skończyło się to co najmniej trzema milionami zmarłych z głodu. I pamięć o tym zachowała się właśnie w takiej rodzinnej praktyce, trwającej ponad siedemdziesiąt lat.

O 400 proc. paliw więcej

Teoretycznie większość chciałaby "dokopać Putinowi" za to, co robi teraz Ukrainie. Ale w praktyce zachowujemy się tak, że o panikę przyprawia nas wizja braku paliwa na stacji. Towar, który pozwala Putinowi dokonać inwazji na Ukrainę, ewidentnie jest nam niezbędny do życia. Jak podał Orlen, w czwartek kupiliśmy o 400 proc. więcej paliw niż normalnie. Poniżej obrazek z "Dziennika Bałtyckiego": spanikowanego kierowcy, który postanowił wykorzystać posiadane kanistry do zrobienia zapasów.

Ale żeby bać się o brak gotówki w bankomatach? Chodzi o lęk, że zabraknie prądu, albo że rosyjscy hakerzy unieruchomią systemy bankowe? Z sianiem paniki spece Putina nie poradziliby sobie tak dobrze, jak robimy to my sami.

Niektórzy co bardziej chciwi właściciele stacji podnieśli ceny do niemal 10 zł za litr. Wykorzystują paniczne nastroje. Tak działa czasem rynek i zamiast nad tym załamywać ręce, jedźmy po prostu na inną stację. Konkurencja to zawsze najlepszy lek na drożyznę. Orlen już rozwiązał umowy z kilkoma działającymi pod jego szyldem niezależnymi stacjami, które chciały zarobić w ten sposób. Robiły złą reklamę koncernowi.

Samospełniająca się przepowiednia

Może się zdarzyć i tak, że w związku z nadzwyczajnym popytem część stacji ogłosi czekającym w kolejkach, że faktycznie paliwa zabrakło. Wtedy taki kolejkowicz zyskuje potwierdzenie swoich obaw. A potem pewnie zaczyna się zastanawiać, czyja to wina.

Tymczasem sam realizuje samospełniającą się przepowiednię. Jeśli nawet paliwa na stacji zabrakło, to nie z powodu wojny w Ukrainie i blokady napływu ropy z Rosji, ale właśnie dlatego, że on (ona) i inni podobnie podatni na panikę Polacy rzucili się na stacje.

Skąd się ta panika bierze? To materiał dla psychologów. Media owszem informują o wojnie, sankcjach na Rosję oraz o drożejącej na świecie ropie – podobnie robiliśmy my w Business Insiderze, relacjonując po prostu fakty. Ale żeby ze zlepku takich informacji wyciągnąć wniosek, że paliwo będzie zaraz po 15 zł za litr, bo "pieniądze przestają mieć wartość"?

Wpis o takiej treści zrobił Michał Kołodziejczak, lider Agrounii, który jeszcze niedawno zajmował się wyrzucaniem setek kurzych jaj na ulice, a teraz stał się analitykiem rynku paliw. Opatrzył wpis zdjęciem stacji, na której właściciel proponuje paliwo po 9,99 zł.

Być może ta stacja miała już mało paliwa przez podwyższony popyt i właściciel stwierdził, że może poczekać, licząc na klientów, którzy tankują na firmę? O takiej możliwości szef Agrounii zapewne nie pomyślał. Łatwiej panikować i wieszczyć niestworzone rzeczy.

Jak podał na Twitterze Michał Zasucha, dyrektor biura poselskiego Jacka Osucha, do prokuratury został wysłany przeciw p. Kołodziejczakowi wniosek w sprawie "fałszywego zawiadamiania o zagrożeniu".

Bojkot towarów od Putina możliwy?

A może skoro protestujemy przeciw inwazji i zdajemy sobie sprawę z tego, że ma ona miejsce wyłącznie dzięki pieniądzom z eksportowanej ropy i gazu, to w proteście zrezygnujmy faktycznie z samochodu i przerzućmy się na rower, nogi, lub komunikację miejską? Lub choćby umówmy z kolegami z pracy na wspólną podróż samochodem i zamiast w pojedynkę, jedźmy w czwórkę. Taka forma bojkotu rosyjskich towarów, choć przetworzonych przez Orlen i Lotos.

Zobacz też: Polska gospodarka jest coraz mniej zależna od Rosji

Wydaje się to niemożliwe do realizacji na szerszą skalę, prawda? A może jednak by spróbować i przykręcić kaloryfer na niższy poziom? Jedna dziewiąta energii cieplnej pochodzi w Polsce z rosyjskiego gazu (46 proc. gazu PGNiG importuje ze Wschodu). Za trudne? Można też wybrać komunikację miejską lub rower, ewentualnie taksówkę elektryczną, bo większość ropy bierzemy od Rosji (59 proc. wolumenu importu ropy surowej wg GUS). Co więcej, z ropy rosyjskiej wytwarza się głównie olej napędowy, a z tej sprowadzanej z USA - benzynę. Właściciele diesli mają więcej odpowiedzialności w swoich rękach.

Gesty tego typu z pewnością mocniej uderzą w interesy Moskwy, niż wrzucanie flagi ukraińskiej na zdjęcie na facebookowym profilu. Czy może wolimy panikować i robić zapasy paliw z ropy Putina, pośrednio finansując zarazem inwazję?