Kup subskrypcję
Zaloguj się

Meble drożeją i będą drożeć. Na rynku panuje chaos

Klientów na polskie meble nie brakuje, można wręcz powiedzieć, że ostatni rok był pod tym względem prawdziwą klęską urodzaju. Popyt przerósł podaż, a na trudności w sprostaniu coraz dłuższej litanii zamówień nałożyły się braki w materiałach, galopujące koszty produkcji i problemy z transportem.

Wzrost cen mebli może spowodować, że ich dostępność w sklepach będzie mniejsza.
Wzrost cen mebli może spowodować, że ich dostępność w sklepach będzie mniejsza. | Foto: Kardasov Films / Shutterstock

Kilka dni temu pisaliśmy o problemach z dostawami mebli zamawianych w sklepach IKEA. Opóźnienia firma motywuje zatorami w transporcie i kłopotami z dostępnością materiałów. Problem jest jednak znacznie szerszy i dotyczy nie tylko IKEI, dla której, nawiasem mówiąc, meble produkowane są w polskich fabrykach. Wkrótce może się okazać, że w ogóle w sklepach brakuje mebli, a te, które są, kosztują znacznie więcej niż przeciętny Polak może zaplanować w swoim budżecie.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Ceny mebli rosną, bo koszty materiałów są obecnie wyższe nawet o kilkaset procent w stosunku do tego, jakie były przed pandemią. Do tego dochodzą horrendalne ceny transportu, głównie komponentów z Chin – o ile w ogóle transport funkcjonuje przy obecnych zatorach w łańcuchach dostaw i niedoborach kontenerów. Koszty energii? Wzrosły o ok. 60 proc., a wynagrodzenia średnio o 16 proc. - wynika z wyliczeń B+R Studio, zajmującego się analizami rynku meblarskiego.

W efekcie niektóre sieci sklepów rezygnują z zamawiania towaru, który w ich przekonaniu jest zbyt drogi, by klient go kupił. Skutkiem może być znacznie mniejsza niż w normalnych warunkach dostępność i wybór produktów. Te, które są dostępne, są jednoczenie droższe, na razie jeszcze nie drastycznie, żeby nie "dobijać" sprzedaży, ale to tylko kwestia czasu.

Zobacz też: Polska wróciła do meblowania Europy. Po załamaniu w pandemii widać jeszcze ślady

Koszyk produktów droższy o 9 proc. w ciągu 6 miesięcy

B+R Studio przeprowadziło kalkulację cen mebli, monitorując od początku 2021 r. określone grupy produktów. - Wzięliśmy pod uwagę koszyk 500 produktów sprzedawanych w 12 sieciach sklepów meblowych – mówi Tomasz Wiktorski, właściciel firmy i jednocześnie ekspert Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli (OIGPM). - Podzieliliśmy te produkty na 23 grupy bardzo konkretnych mebli, np. szafka rtv z płyty mdf, fotel tapicerowany skórą, stół fornirowany itp. Przyjęliśmy, że monitorujemy meble, którymi można urządzić całe mieszkanie. Z naszych kalkulacji wynika, że średni wzrost ceny to 9 proc. w okresie od lutego do sierpnia. Oczywiście to się rozkłada różnie w przypadku poszczególnych produktów.

Średni wzrost cen mebli na podstawie koszyka 500 produktów w 12 sieciach handlowych w Polsce
Średni wzrost cen mebli na podstawie koszyka 500 produktów w 12 sieciach handlowych w Polsce | Wskaźnik Cen Mebli. Badanie B+R Studio Tomasz Wiktorski

Z kolei zrealizowane wspólnie z OIGPM badanie sygnalne wzrostu cen surowców i materiałów, które kupują producenci mebli ukazało dramatyczny skok cen. Wzrost ten, ważony strukturą kosztów materiałowych, wyniósł dla producentów mebli skrzyniowych 25 proc., a dla producentów mebli tapicerowanych aż 34 proc.

- Producenci mebli, w obliczu tak dynamicznych zmian nie są w stanie amortyzować wzrostu kosztów produkcji wdrażaniem bardziej wydajnych rozwiązań technologicznych czy organizacji produkcji i zostali zmuszeni zwiększyć ceny produktów. W przypadku wieloletnich umów z dużymi sieciami handlowymi oznacza to niejednokrotnie utratę kontraktów – pisał Michał Strzelecki, dyrektor biura Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli w komunikacie prasowym w sierpniu tego roku.

Zobacz też: Wyrzucamy miliony ton mebli rocznie. Ikea chce walczyć z problemem, który pomogła stworzyć

Takiej skali podwyżek nie było od wielu lat

Zdaniem Piotra Wójcika – prezesa firmy Meble Wójcik, jednego z największych producentów mebli w kraju, obecna sytuacja na rynku jest daleka od stabilizacji.

- Co prawda poprawiła się trochę dostępność niektórych grup materiałów, np. płyt drewnopochodnych, ale jeśli chodzi o akcesoria meblowe i inne komponenty sprowadzane z Dalekiego Wschodu, jest nadal katastrofa – mówi Business Insiderowi. - Przede wszystkim są problemy z transportem. Brakuje kontenerów, są korki w transporcie i do tego ogromnie wzrosły jego ceny. Pomijam już ceny samych materiałów, które w tym roku zostały drastycznie podniesione i wygląda na to, że to szybko się nie zmieni - dodaje Wójcik.

Co oczywiste, rosnące materiałów i transportu przekładają się na ceny produktów końcowych. Piotr Wójcik podkreśla, że takiej skali podwyżek branża meblarska nie pamięta od co najmniej kilkunastu lat. Coraz trudniej rozmawia się z kontrahentami w sklepach meblowych, którzy niechętnie przyjmują meble w podwyższonych cenach, w obawie, że klienci po prostu ich nie kupią.

- Musimy się jakoś dogadywać, wszyscy wiemy, z czego wynika obecna sytuacja – dodaje Piotr Wójcik. - Staramy się do niej jakoś dostosować. Wdrażamy teraz dużo nowych kolekcji, chcemy, żeby meble były atrakcyjne dla klientów. Na szczęście poprawiła się sytuacja z terminowością dostaw mebli. Głównie dlatego, że jest mniej zamówień. Widać, że Polacy po ostatniej fali pandemii skoncentrowali się bardziej na wakacjach niż zakupach. Dzięki temu mogliśmy ustabilizować proces realizacji zamówień.

Huśtawka cenowa, klienci szukają alternatyw

Jednak nie tylko najwięksi producenci mebli mają problem z nadążeniem za galopującymi kosztami produkcji i rosnącym popytem. Niewesoło wygląda też sytuacja stolarzy i mniejszych firm zajmujących się wytwarzaniem mebli na zamówienie. - Mówi się w branży o przypadkach, kiedy klienci stolarzy coraz częściej rezygnują z zamówienia po usłyszeniu wyceny – mówi Tomasz Wiktorski.

Niektórzy rezygnują z zaplanowanych realizacji, inni z kolei szukają tańszych alternatyw, aby obniżyć wycenę, np. gorszych jakościowo materiałów. Potwierdza to Jarek Willy, stolarz z Warszawy, właściciel firmy Repartament, wykonującej m.in. meble kuchenne na indywidualne zamówienie. Jest zmuszony z tygodnia na tydzień aktualizować cenniki swoich produktów, bo w takim tempie zmieniają się ceny materiałów i akcesoriów. - W tej chwili ceny niektórych materiałów są już o kilkaset procent wyższe niż przed pandemią – mówi Jarek Willy. - Nie wiadomo czego się trzymać. Jak ceny płyty OSB trochę spadły, to w górę skoczył MDF. Zdrożało nie tylko drewno i materiały drewnopochodne, ale też stal, a co za tym idzie – wszystkie okucia kosztują więcej. Chciałoby się odbić to na cenach końcowych produktów, ale o ile mogę podnieść cenę? - pyta retorycznie.

Warszawski stolarz uważa, że częściowo winny jest boom na rynku nieruchomości. Buduje się coraz więcej obiektów mieszkalnych, bo ludzie chcą inwestować w mieszkania, więc rośnie nie tylko popyt na materiały budowlane, ale też na meble. Zamówień jest bardzo dużo, więc czas realizacji się wydłuża. - Wszystko jest postawione na głowie, to jest praca z tygodnia na tydzień, nie ma mowy o długofalowym planowaniu pracy – dodaje Jarek Willy.

Kiedy szansa na stabilizację?

W wyniku pandemii nie tylko z różnych przyczyn zachwiane zostały łańcuch dostaw, ale także zmieniła się struktura wydatków gospodarstw domowych. Wyniki GUS i Eurostat pokazały, że w ubiegłym roku we wszystkich krajach Unii Europejskiej zwiększyły się wydatki na prowadzenie i utrzymanie gospodarstwa domowego kosztem wydatków choćby na hotele i restauracje, sport czy kulturę. W Polsce, wydatki na dom stanowiły w budżetach gospodarstw o 1,2 punkty procentowe więcej niż rok wcześniej.

Za wzrastające koszty produkcji ostatecznie zapłaci statystyczny konsument, ponieważ - jak wynika z informacji OIGPM i B+R Studio sieci handlowe także nie zamierzają rezygnować z marż po trudnym roku 2020, kiedy kilkukrotnie były zamykane na czas lockdownu.

Ale popyt na meble zaczyna powoli spadać. Jeśli firmom meblarskim, z których część z trudem zachowuje lub traci płynność finansową, uda się przetrwać, być może będzie szansa na stabilizację. Ale kiedy? - Myślę, że nie wcześniej niż w drugiej połowie przyszłego roku - podsumowuje Tomasz Wiktorski.