Poniżej publikujemy list od naszej czytelniczki i zachęcamy was do dzielenia się swoją opinią i własnymi historiami pod adresem: redakcja_lifestyle@lst.onet.pl. Wybrane maile opublikujemy w serwisie Onet Kobieta.

Za moich czasów wszystkie klasy jeździły na zieloną szkołę i nikt nie widział w tym problemu. Dla dzieci to była świetna zabawa i okazja, żeby się trochę usamodzielnić. Owszem był też czasami płacz i tęsknota, ale to normalne i naturalne. Pierwsze tygodnie w szkole też często są trudne. Moim zdaniem już pierwszaki mogą spokojnie wyjechać na kilka dni bez rodziców. Okazało się, że tylko ja tak uważam.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Prawie wszyscy rodzice z klasy córki są przeciwni wyjazdowi na zieloną szkołę. I nie chodzi o pieniądze, chociaż wiadomo, że taka wycieczka do tanich nie należy. Powód jest zupełnie inny. Dla mnie absurdalny. Ich zdaniem dzieci są jeszcze za małe na coś takiego. Nie ukrywam, że bardzo się zdziwiłam, słysząc to. Ja mając siedem lat, pojechałam na zieloną szkołę i poradziłam sobie, chociaż byłam dzieckiem bardzo wrażliwym i nieśmiałym. Oczywiście wieczorami zbierało mi się na smutki, ale ogólnie było naprawdę fajnie.

Nie mówię, żeby wysyłać pierwszaków na tydzień czy dwa, ale kilka dni na pewno by im nie zaszkodziło. To zawsze nowe, ciekawe doświadczenie i ogromna atrakcja. Moja córka bardzo marzyła o zielonej szkole. Już planowała, co ze sobą zabierze i z kim będzie w pokoju. Teraz muszę jej powiedzieć, że niestety nigdzie nie pojedzie, bo rodzice innych dzieci się nie zgadzają.

Kilka mam spojrzało na mnie jak na kosmitkę, kiedy poruszyłam temat zielonej szkoły. Jakbym co najmniej chciała wysłać dzieciaki na miesiąc bez opieki. Nie wiem, skąd to przewrażliwienie. Przecież 8-letnie dziecko to nie jest niemowlak. Poza tym będą pod okiem nauczycieli, tyle że trochę dłużej niż kilka godzin.

Próbowałam negocjować, ale rodzice byli nieustępliwi. Powiedzieli, że w ogóle nie ma takiej opcji. Ani teraz, ani za rok na pewno nie puszczą dzieci na zieloną szkołę. Wściekłam się. Szkoda, że moją córkę ominie jednak z największych atrakcji. Wychowawczyni również nie stanęła po mojej stronie. Wprost powiedziała, że ona na żadną zieloną szkołę nie pojedzie, bo to za duże obciążenie.

Jasne, rozumiem, że na nauczycielu spoczywa duża odpowiedzialność, ale to specyfika tego zawodu. Przecież nie chodzi tylko o przekazywanie wiedzy, ale również o opiekę nad dziećmi. Pozbawianie ich możliwości wyjazdu na zieloną szkołę z tego powodu moim zdaniem jest nie w porządku. Skoro wybrała taki zawód, powinna liczyć się z konsekwencjami. Gdybym wiedziała, że tak będzie, chyba zapisałabym córkę do innej klasy.

Szkoda, żeby przez nadopiekuńczych rodziców i unikającą odpowiedzialności nauczycielkę straciła to, co najlepsze. Zielona szkoła zawsze była największą atrakcją i cały rok szkolny czekałam na nią z utęsknieniem. Szkoda, że mojej córce nie będzie dane przeżyć takiej przygody. Rozumiem, że to jest stres, odpowiedzialność, wydatki, ale moim zdaniem warto. I dzieciom naprawdę to wyjdzie na dobre, a także pozytywnie wpłynie na więź z wychowawczynią, co też jest bardzo ważne.

Sprawdź: