Kup subskrypcję
Zaloguj się

"Szparagi" coraz mniej opłacalne, choć Niemcy podnoszą stawki. "Na taksówce zarobię więcej"

W Niemczech trwa gorąca dyskusja nad kolejnym podniesieniem pensji minimalnej. Kanclerz Olaf Scholz chce, by niebawem wyniosła ona 15 euro za godzinę — a zatem niemal 64 zł. Czy spowoduje to, że tłumy Polaków znów rzucą się do zbierania szparagów lub jeżdżenia taksówkami w Berlinie? — Niekoniecznie. A powody są przynajmniej dwa — słyszymy od naszych rozmówców.

Niemcy mają gigantyczne braki kadrowe, a presja na podwyższenie płac rośnie
Niemcy mają gigantyczne braki kadrowe, a presja na podwyższenie płac rośnie | Foto: Marian Zubrzycki / FORUM / Forum Polska Agencja Fotografów

Kanclerz Olaf Scholz doszedł do władzy obietnicami szybkiego podniesienia pensji minimalnej. W dużej mierze słowa dotrzymał. Za naszą zachodnią granicą nie ma co prawda minimalnych widełek miesięcznych, jest za to najniższa stawka godzinowa.

Jeszcze w 2020 r. wynosiła ona 9,35 euro. Po przejęciu władzy przez Olafa Scholza pod koniec 2021 r. stale jednak rośnie. Teraz wynosi 12,41 euro, w przyszłym roku ma zgodnie z obecnymi założeniami podskoczyć do 12,82 euro. Ale kanclerz, którego notowania są zresztą wyjątkowo kiepskie, chce, aby stawka wzrosła zdecydowanie bardziej. Docelowo ma to być 15 euro za godzinę.

"Opowiadam się za tym bardzo wyraźnie. Najpierw stawka powinna być podniesiona do 14 euro za godzinę, a potem do 15" — mówił kanclerz w wywiadzie z tygodnikiem "Stern".

Nie jest pewne, czy mu się uda — ma przeciwników w swojej koalicji i w zarządach wielkich firm. Ale wydaje się zdeterminowany, by pracownicy na najniższej opłacanych stanowiskach zarabiali wyraźnie więcej.

Dwa powody, dla których saksy tracą urok

Obecnie pracując 8 godzin w tygodniu, w Niemczech zarobi się minimalnie nieco ponad 1985 euro w miesiąc — a to równowartość 8,5 tys. zł brutto. Jeśli zaś propozycja kanclerza przejdzie, taka pensja wzrośnie aż do 2,4 tys. euro. A to już 10,2 tys. zł. To ponad dwa razy więcej niż pensja minimalna w Polsce, która od lipca wyniesie 4,3 tys. zł. Gigantyczna różnica? Niby tak, ale od wielu pracowników słyszymy, że wbrew pozorom wyjazd na saksy jest coraz mniej opłacalny.

Przeciętna pensja w Polsce to już ponad 8,4 tys. zł, a np. w Krakowie zarabia się już ponad 11 tys.

— Różnica między pracą w fabryce w Polsce i w Niemczech wciąż jest gigantyczna. Ale młody Polak, który chce np. dorobić w wakacje, kalkuluje w inny sposób. Może iść na zmywak w Niemczech albo pojeździć w przewozie osób w Polsce. Tu już często ta druga opcja jest bardziej opłacalna — słyszymy od jednego z rekruterów z pogranicza polsko-niemieckiego.

— Jeżdżąc na taksówce w Warszawie, można zarobić i z 14 tys. zł. Tyle nie zarobię w fabryce w Niemczech — mówi nam z kolei osoba, która rozgląda się za pracą na wakacje. Dodaje jednak szybko, że aby zarobić tyle na taksówce, trzeba naprawdę sporo jeździć — albo pracować również w piątkowe czy sobotnie noce.

Powodem jest to, że przygraniczne fabryki w Niemczech płacą właśnie tylko minimalne pensje. W polskich dużych miastach natomiast brakuje rąk do pracy, a pracodawcy konkurują wysokimi stawkami. Biorąc więc pod uwagę konieczność szukania pracy za granicą, barierę językową czy po prostu wygodę, pozostanie w Polsce jest coraz częściej po prostu bardziej konkurencyjne.

Drugim czynnikiem, zniechęcającym do pracy w Niemczech — poza rosnącymi pensjami w Polsce — jest kurs euro. Na przykład w 2022 r. zbliżał się on do 5 zł. Ostatnio jest on niższy niż 4,3 zł. Oznacza to, że niemieckie euro jest zwyczajnie mniej warte w Polsce i "dorabianie" za naszą zachodnią granicą się mniej opłaca.

Inna sprawa, że polskie firmy i instytucje mają coraz więcej pomysłów na przekonanie do siebie młodych ludzi. Wojsko Polskie na przykład zaprasza w tym roku na wakacyjne treningi i płaci chętnym 6 tys. zł. W założeniu ma to być właśnie alternatywa m.in. dla zagranicznych wyjazdów zarobkowych na wakacje.

Zobacz także: Ile naprawdę zarabia się w wojsku? Oto faktyczne stawki i premie

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

Ciągle będziemy wyjeżdżać na szparagi

Trudno powiedzieć, ilu Polaków obecnie dojeżdża na krótko dorobić w Niemczech. Pewne jest jednak to, że chętnych do pracy nie przybywa już w tak szybkim tempie, jak kiedyś.

W poprzedniej dekadzie liczba Polaków w Niemczech rosła lawinowo. W 2011 r., jak wynika z rządowych statystyk, osób narodowości polskiej było w tym kraju 468 tys. W 2017 r. było to już 866 tys. Od tego momentu liczba Polaków rośnie już znacznie wolniej. W 2023 r. Polaków w Niemczech było 887 tys.

Eksperci przyznają jednak, że nie jest tak, że praca za naszą zachodnią granicą zupełnie przestała przyciągać Polaków. Niemcy są atrakcyjne ze względu na bliskość geograficzną, rosnące pensje — ale i przez to, że wyjazdy zarobkowe do Wielkiej Brytanii są po brexicie bardzo utrudnione.

— Polacy w dalszym ciągu wyjeżdżają do pracy za granicę, choć kierunki się nieco zmieniły. Już nie tak chętnie jeżdżą do Wielkiej Brytanii, a raczej do Szwecji czy właśnie Niemiec. Bo choć nasze zarobki rosną, wciąż nie dogoniły tych zachodnioeuropejskich. Zatem tak długo, jak w innych krajach będzie można zarobić dwa czy trzy razy więcej niż w Polsce, emigracja nie ustanie – mówi Business Insider Polska Krzysztof Inglot, założyciel Personnel Service i ekspert rynku pracy.

Niemieckie firmy wciąż też potrzebują Polaków. Braki kadrowe są ogromne, zwłaszcza w gorzej płatnych zawodach, np. w przemyśle czy opiece nad dziećmi lub osobami starszymi. Te luki na rynku niemieckim tradycyjnie wypełniali właśnie Polacy.

Sprzyjać takim wyjazdom będzie też rzecz jasna pensja minimalna, która będzie pewnie rosła niezależnie od tego, czy najambitniejsze plany Olafa Scholza się zmaterializują, czy też nie.

Autor: Mateusz Madejski, dziennikarz Business Insider Polska