Kup subskrypcję
Zaloguj się

Mrożenie cen prądu okiem sprzedawców. "Prowizorka" i "rąbanie tasakiem"

Ostatnia interwencja na rynku energii, która zamroziła ceny prądu, wprowadziła totalny bałagan i wyrządziła więcej szkód niż pożytku. Pachnie to prowizorką i obawiam się, że będziemy mieli teraz powtórkę — ocenił Dariusz Bliźniak, wiceprezes Respect Energy, podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

Dariusz Bliźniak, wiceprezes Respect Energy
Dariusz Bliźniak, wiceprezes Respect Energy | Foto: Michał Meissner / PAP

Sprzedawcy prądu i eksperci komentowali istniejące i planowane interwencje na rynku energii elektrycznej podczas debaty "Rynek energii po kryzysie" w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Rozgoryczenia działaniami państwa nie krył Dariusz Bliźniak, wiceprezes Respect Energy.

Interwencja państwa w czasie kryzysu wprowadziła na rynek energii totalny bałagan. Zaangażowała tysiące ludzi w spółkach energetycznych do przerzucania papierów i wprowadzania zmian w systemach. Ochronę przed podwyżkami cen należało wprowadzić w sposób logiczny i tam, gdzie ona jest potrzebna, bo w takiej formie wyrządziła więcej szkód niż pożytku — stwierdził Bliźniak.

Działania rządu w czasie kryzysu energetycznego nazwał prowizorką. — Ta interwencja pachnie prowizorką, a nie ma nic gorszego od prowizorki. Obawiam się, że będziemy mieli teraz powtórkę, bo nie zanosi się na to, że ta interwencja się zakończy i że jest jakiś pomysł na to, by rozwiązania miały logiczne ramy i chroniły faktycznie tych, którzy nie radzą sobie z obecną sytuacją — dodał.

Jego zdaniem państwo nie było przygotowane na kryzys, choć można było go przewidzieć. — Przecież wojnę w Ukrainie mamy już od 2014 r. i były prognozy mówiące o tym, kiedy konflikt eskaluje i jaki będzie miał wpływ na rynek paliw. Był czas na to, żeby przygotować się i zaplanować działania chroniące obywateli na czas kryzysu energetycznego. W naszej grupie kapitałowej mamy przygotowanych wiele scenariuszy na wypadek różnych wydarzeń i wiemy, jakie działania podejmować i na jaką skalę. Podobne zadanie przygotowania się na kryzys ma państwo — podkreślił wiceprezes Respect Energy. — Jeśli państwo, które jest największym i najpotężniejszym uczestnikiem rynku, wchodzi na rynek z tasakiem i rąbie wszystko w pień, to mamy tego bardzo negatywne skutki — dodał.

Zobacz też: Ważą się losy ustawy o cenach prądu. Tak wzrosną nasze rachunki od lipca

Janusz Moroz, członek zarządu E.ON Polska ds. handlu, podkreślił, że interwencja państwa w czasie kryzysu była konieczna, bo ceny nośników energii wzrosły kilkukrotnie. — Ale zawsze stawiamy sobie pytanie — jak długo ma trwać ta interwencja i jak ma być głęboka. Ostatnio mieliśmy taką sytuację, że klienci płacili za prąd mniej niż przed kryzysem. Jak w takiej sytuacji zachęcić odbiorców do oszczędzania energii? Poza tym koncentracja pomocy na tych, którzy tego potrzebują, bo są zagrożeni ubóstwem energetycznym, dałaby lepszy efekt, niż dawanie wszystkim po równo. Dla niektórych podwyżka rachunków nie ma większego znaczenia, inni liczą każdą złotówkę — podkreślił Moroz.

Zwrócił też uwagę na duże obciążenie spółek energetycznych, które musiały ingerować w swoje systemy informatyczne, by wprowadzić rządowe tarcze ochronne. — Jesteśmy zmęczeni administrowaniem tych interwencji. Bierze w tym udział ogrom pracowników — skwitował Moroz.

Zobacz też: Wiceministra klimatu: nie działamy jak walec, ale jak państwo prawa [WYWIAD]

Do tego dochodzą niejasności związane z interpretacją przepisów o rekompensatach dla sprzedawców prądu za oferowanie klientom niższych cen. — Jesteśmy w sporze z URE odnośnie do interpretacji przepisów. Mówimy tu o setkach milinów, a może nawet miliardach złotych, które przedsiębiorstwa energetyczne muszą zapłacić albo nie za mrożenie cen. Oczywiście interwencje były potrzebne, bo klienci nie wytrzymaliby takiego wzrostu stawek, jakie mieliśmy w czasie kryzysu energetycznego. Ale to jest zabawne, że dziś ceny energii mocno spadły, a my debatujemy, czy przedłużać te interwencje na kolejne półrocze i pewnie w grudniu będziemy znów debatować, czy nie przedłużyć tego na kolejny rok — skwitował Mariusz Caliński, prezes Fortum Marketing and Sales Polska.

Właściwie rząd w przyjętej we wtorek przez rząd ustawie o bonie energetycznym już przyjął, że instrumenty wsparcia będą działać też w 2025 r., bo w kosztach ustawy widnieje kwota 1,75 mld zł wydatków Skarbu Państwa na 2025 r. Wtedy będzie to już jednak tylko bon energetyczny, a nie rekompensata sprzedawcom ceny maksymalnej.ftasa