• — Premier ewidentnie wyraził się bardzo krytycznie o prof. Adamie Bodnarze. Ja sam też jestem zwolennikiem twardszej linii wobec ludzi PiS w rządzie, ale takie nerwowe reakcje mogą spowodować, że przyszłość niezależnej prokuratury stanie pod znakiem zapytania — mówi Onetowi prok. Krzysztof Parchimowicz
  • Podkreśla, że prof. Bodnar nie jest politykiem i czyści kadry "w sposób efektywny, a nie efektowny". — Za to, za działania rozważne i skuteczne, choć długofalowe, w polityce czasami dostaje się po głowie — dodaje prok. Parchimowicz
  • Wskazuje jednak, że odwołanie ludzi Ziobry z prokuratury powinno nastąpić szybciej. Tyle że na drodze do odwołania najważniejszych zastępców Bodnara stoi prezydent

Donald Tusk wezwał w piątek rano ministra sprawiedliwości Adama Bodnara i ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza. Tematem rozmowy było postępowanie służb wobec trzech żołnierzy, którzy broniąc granicy polsko-białoruskiej oddawali strzały ostrzegawcze w kierunku napierających migrantów — sprawę ujawnili dziennikarze Onetu Edyta Żemła i Marcin Wyrwał.

Szef rządu zamierza odwołać ze stanowiska zastępcę prokuratora generalnego Tomasza Janeczka, odpowiedzialnego za pion wojskowy. Taki wniosek trafi do prezydenta, który na odwołanie musi wyrazić zgodę. Andrzej Duda zapowiedział już, że prokuratora nie odwoła.

Janeczek został powołany na stanowisko zastępcy prokuratora generalnego jeszcze przez Zbigniewa Ziobrę, po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych. Utrzymuje, że nie wiedział o zatrzymaniu na granicy polskich żołnierzy, co miało miejsce w marcu. Tymczasem, jak wynika z informacji Prokuratury Krajowej, miesiąc temu objął śledztwo w tej sprawie swoim nadzorem służbowym.

Premier postawił też części ministrów swoiste ultimatum.

— Mam nadzieję, że wreszcie wszyscy, nie czekając na przykre wydarzenia, zrozumieją, że są odpowiedzialni za jakość ludzi, z którymi współpracują i powinni podejść poważnie do oczyszczania administracji z ludzi, którzy nie gwarantują sensownego działania, a czasami wręcz przeciwnie, można mieć wrażenie, że są gotowi działać na niekorzyść państwa polskiego — powiedział Donald Tusk. Dodał, że ci, którzy tego nie zrozumieją, pożegnają się ze stanowiskami.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

"Premierowi puściły nerwy"

— Wniosek o odwołanie prok. Janeczka jest absolutnie zasadny, a nawet trochę spóźniony. On otwarcie kontestuje działania prokuratora generalnego i podejmuje akacje wyraźnie nielojalne wobec przełożonego, czyli prof. Bodnara — mówi Onetowi prok. Krzysztof Parchimowicz, założyciel i były prezes niezależnego stowarzyszenia prokuratorów Lex Super Omnia (LSO).

— Natomiast sądzę też, że premierowi puściły nerwy. Ewidentnie wyraził się bardzo krytycznie o ministrze sprawiedliwości, choć doskonale wie, że wniosek o odwołanie prok. Janeczka prawdopodobnie nie uzyska aprobaty prezydenta — podkreśla. — Ja sam też jestem zwolennikiem twardszej linii wobec ludzi PiS w rządzie, głównie z prokuraturze, ale takie nerwowe reakcje mogą spowodować, że przyszłość niezależnej prokuratury stanie pod znakiem zapytania — zaznacza prok. Parchimowicz.

Jego zdaniem, słowa Tuska o możliwych dymisjach bez żadnych wątpliwości kierowane były w stronę prof. Bodnara. — Premier wygłosił przecież to ostrzeżenie mówiąc o decyzji związanej z odwołaniem prok. Janeczka. To było nierozerwalnie związane z sytuacją kadrową w prokuraturze, która wciąż czeka na rozwiązanie — mówi nam prok. Parchimowicz.

Czy prof. Bodnar powinien działać szybciej? "Powinien, ale ma w prokuraturze V kolumnę"

— Sam chciałbym, aby rozliczenia w prokuraturze i weryfikacja ludzi Ziobry nastąpiła szybciej. Zdaję sobie jednak sprawę z potężnych ograniczeń prawnych, wręcz pułapek pozostawionych celowo przez odchodzący PiS. Choćby, ustawy betonującej — mówi prok. Parchimowicz.

Wyjaśnijmy też, że ustawa betonująca przyjęta przez PiS w końcówce ich rządów zakłada, że aby odwołać osoby z kierownictwa Prokuratury Krajowej niezbędna jest zgoda prezydenta. To w praktyce wiąże ręce nowemu prokuratorowi generalnemu Adamowi Bodnarowi i zostawia w PK ludzi poprzedniej władzy.

Ze względu na ustawę "betonującą" pod nosem prof. Bodnara w prokuraturze działa coś w rodzaju V kolumny — mówi prok. Parchimowicz. — Co prawda, nowy prokurator krajowy Dariusz Korneluk podjął pewne środki zaradcze, wyznaczył "epigonom Ziobry" czyli prok. Robertowi Hernandowi i Michałowi Ostrowskiemu pewne zadania analityczne, odsuwające ich od bieżącej pracy. Jednak muszę przyznać, że prokuratorzy "dobrej zmiany" niespodziewanie okazali się dość biegli w destrukcji tak przepisów prawa, jak funkcjonowania prokuratury — wskazuje były prezes LSO.

— Prof. Bodnar jest tak prokuratorem generalnym, jak i ministrem sprawiedliwości. Dlatego ma do rozwiązania bardzo wiele spraw, z których funkcjonowanie prokuratury to tylko część jego zmartwień. Na razie doprowadził "zaledwie" do tego, że mamy odblokowane środki z KPO, a Komisja Europejska cofnęła wobec Polski procedurę związaną z naruszaniem praworządności, z art. 7 — wskazuje.

— Jako szef prokuratury Adam Bodnar nie chce postawić się w sytuacji, kiedy nie będzie mógł odeprzeć zarzutów o naruszanie prawa. Jest zwolennikiem rozwiązań skutecznych i efektywnych, a niekoniecznie efektownych. Liczą się fakty, a nie to, co się o nich mówi. To prawnik, nie polityk. Tyle że za taką rozwagę w polityce czasami dostaje się po głowie. Sam jestem zwolennikiem twardszej linii postępowania wobec ludzi Ziobry w prokuraturze, ale zdaję sobie sprawę, jak trudno znaleźć taką linię postępowania, która pozwoli na ten pośpiech bez naginania prawa — podkreśla prok. Parchimowicz.