Jonathan Littell jest współczesnym pisarzem. Urodził się w 1967 r. w USA. Mieszka w Barcelonie, pisze po francusku. O II wojnie światowej i Holokauście dowiadywać się musiał z książek i filmów, ale w Bośni, Serbii, Afganistanie i Czeczenii widział wojnę na żywo.
Jego powieść "Łaskawe" zwięźle wyraża kluczową, ale boleśnie prostą formułę: "W czasach wojny obywatel traci najważniejsze ze wszystkich praw: prawo do życia. Ale niewielu filozofów dodaje, że obywatel traci inne prawo, również elementarne i istotne dla niego, związane z jego wyobrażeniem o sobie jako cywilizowanym człowieku: prawo do niezabijania".
Sceniczna adaptacja powieści napisanej w formie monologu byłego oficera SS, jest obecnie wystawiana na scenie Teatru na Małej Bronnej. W letnie wieczory na tej ulicy, w pobliżu Patriarszych Prudów, restauracje są otwarte do nocy, goście przyjeżdżają tu najdroższymi samochodami i w eleganckich sukienkach z epoki rosyjskiego postglamour. Na werandzie drogiej restauracji Palazzo Ducale słychać brzęk kieliszków i czuć zapach drogich cygar.
Zaczęło się od Ukrainy
200 m od teatru, na przeciwległym rogu Bulwaru Twerskiego, znajduje się budynek państwowej agencji informacyjnej TASS, na którym przez całą dobę wyświetlana jest "kronika" współczesnej Rosji.
Nie wiem, kto i w jaki sposób wybiera wydarzenia i cytaty, które są wyświetlane na fasadzie imperium informacyjnego. Teoria spiskowa sugeruje, treść jest cenzurowana przez administrację prezydencką, która dba o to, aby centrum Moskwy, odrębnego państwa w państwie rosyjskim, było nadal urządzone na wzór kurortu dla milionerów. Spacerowicze z Patriarszych Prudów udają, że nie wiedzą i nie widzą, gdzie i do czego "liderzy opinii" ich ojczystego kraju wzywają ich z paska TASS. A szkoda — na podstawie cytatów da się postawić diagnozę.
Jeszcze kiedy Kreml nazywał ludność sąsiedniego kraju "bratnią", propagandysta Anton Krasowski domagał się "spalenia tych ludzi w ich chatach" i "utopienia ich dzieci". Dmitrij Rogozin nadal proponuje, by "spalić cały ukrainizm u podstaw, wraz z ich bałamutną literaturą, urojoną historią, kanibalizmem starożytnych Ukraińców i służalczością wobec Zachodu".
Wojna, nawet jeśli ma charakter informacyjny, odebrała prawo do niezabijania w sferze propagandy. A to dopiero początek. Pytanie, kiedy władze skierują broń przeciwko swoim — to tylko tylko kwestia czasu.
Nie chodzi nawet o represje, nie o sprawę Berkowicz i Petrijczuk, nie o masowe aresztowania i więzienie dziennikarzy i aktywistów, w które zaangażowane są FSB i "blok władzy", ale o wszechogarniającą propagandę przemocy i śmierci, która, niczym wiedźma, wzywa do przebudzenia najciemniejszych sił. I budzą się najbardziej prymitywne instynkty, zachęcające do szukania odpowiedzi na pytania "kto jest winny?" i "co robić?".
Kiedy Margarita Simonian zaproponowała "przestraszenie wroga" i zdetonowanie bomby atomowej nad Syberią, jej słowa zostały uznane za kobiecą emocjonalność i niezrozumienie konsekwencji takiej "próby broni". Ale to był tylko test. Następnie zastępca gen. Gurulewa otwarcie zażądał pozbycia się "zgnilizny" — 20 proc. ludności kraju, która nie popiera militarystycznego kursu prezydenta. Zaproponował zabicie 30 mln współobywateli. Wspierała go kosmonautka Walentina Tierieszkowa, autorka historycznego gwałtu na konstytucji.
Politolog Siergiej Karnauchow poszedł jeszcze dalej — poradził "bohaterom specjalnej operacji wojskowej", którzy są na pierwszej linii frontu, aby w razie niebezpieczeństwa "zastrzelili się, niech nie czekają, aż zostaną inwalidami". To, zdaniem siedzącego wygodnie w studiu telewizyjnym Karnauchowa, wcale nie jest takie straszne, ponieważ "wyolbrzymiamy znaczenie życia".
To nie są tylko słowa — to formuła polityczna, wcześniej znana nam jako "lepiej umrzeć na froncie niż na tyłach od wódki". Nawiasem mówiąc, właśnie teraz obserwujemy gwałtowny wzrost alkoholizmu w Rosji — więc teraz ludzie umierają zarówno i tak, i tak. Ich właśni współobywatele.
Teraz przyszła kolej na migrantów. Aleksiej Żurawliew, deputowany z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, złożył poprawkę do Dumy Państwowej, zgodnie z którą "migranci będą zobowiązani do utrzymania specjalnej operacji wojskowej w celu zachowania prawa do pobytu w Rosji". Czy to wezwanie na front? Prawo do pobytu można uzyskać, rezygnując z prawa do niezabijania?
Rosyjscy skazańcy w zasadzie nie mają żadnych praw. Szturmowcy "Z" odzyskują swoje prawo do życia w zamian za śmierć innych. Niegdyś byli więzieni za morderstwo. Teraz państwo płaci im za zabijanie. Są bohaterami i mentorami dla młodzieży. Tyle wygrać!
Czeczenia rządzi się swoimi prawami. Zwykłe prawa federalne tam nie działają i wydaje się, że nikt w Moskwie nie jest już w stanie sprzeciwić się Groznemu. Dlatego obietnica Kadyrowa po atakach terrorystycznych w Dagestanie, że "zabije wszystkich — ojca, brata, wujka...", czyli zabije całą rodzinę terrorysty w ramach prewencji lub kary, została tylko emocjonalnie wzmocniona przez Kreml słowami Pieskowa: "Walka z terrorystami musi być nie do pogodzenia". Tym bardziej że słowa Kadyrowa nie wyłamują się zbytnio z obowiązującej "ody do śmierci".
Rekordziści w dziedzinie donosów
Osobną formą politycznego samobójstwa jest donosicielstwo. W tym miejscy przypomina się zazwyczaj cytat z Siergieja Dowłatowa: "Nieustannie przeklinamy towarzysza Stalina. A ja jednak chcę zapytać: kto napisał te 4 mln donosów?"
Na szczęście Dowłatow nie mógł przewidzieć, co stanie się w dzisiejszej Rosji. Są różne rodzaje donosów. Dla Jekateriny Mizuliny jest to po prostu biznes i podnoszenie pozycji społecznej. Dla niektórych jest to próba służenia państwu, przyłączenia się do władzy, dołączenia do siły, poczucia przez chwilę jej uwagi i uwierzenia, że samemu nie jest się drżącym stworzeniem.
Portal Ważnyje Istorie ustalił, że rekordzista w donosach — telegramowy kanał "Mrakoborec" — w ciągu dwóch lat napisał prawie 2,5 tys. anonimowych "donosów agenturalnych" przeciwko obywatelom swojego kraju, którzy są niezadowoleni z tzw. operacji specjalnej lub identyfikują się jako osoby LGBT. Krótko mówiąc — rusofobów. Statystycznie okazuje się, że każdego dnia "Mrakoborcy" piszą co najmniej trzy donosy. (W rosyjskim przekładzie książek o Harrym Potterze "mrakoborcy" to aurorzy, czyli czarodzieje ścigający czarnoksiężników — red.).
Niedawno Aleksander Bastrykin, przewodniczący rosyjskiego Komitetu Śledczego, który zajmuje się tymi wszystkimi donosami, zaproponował przywrócenie kary śmierci do kodeksu karnego. Oczywiście nie przeciwko dysydentom. A może jednak... I kto wie, jak potoczy się historia. Bo kto w latach 30. pomyślałby, że Izaak Babel okaże się terrorystą, a Michaił Kolcow "szpiegiem Zachodu"? (Babel był radzieckim pisarzem, a Kolcow dziennikarzem; zostali zamordowani w 1940 r. prawdopodobnie za romanse z żoną Nikołaja Jeżowa, szefa NKWD - red.)
Militaryzacja kursu politycznego zawsze prowadzi do militaryzacji świadomości. Wojna nie może toczyć się tylko na froncie, z konieczności przechodzi na tyły. Jednak na tyłach swoi toczą wojnę ze swoimi. Ta forma współczesnego politycznego samobójstwa tradycyjnie nazywana jest po prostu wojną domową.
Propaganda mówi o tym, co dzieje się na wschodzie Ukrainy i nie zauważa, że walki rozlewają się głęboko na jej własne terytorium. Do prowadzenia tej wojny Rosja nie potrzebuje czołgów, samolotów i artylerii. Jej bronią są nienawiść, zazdrość, podłość i karierowiczostwo. Ta wojna już trwa, i to przy pełnej aprobacie władz, którym opłaca się szukać wrogów systemu nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Po to, by później było z kim walczyć o utrzymanie się na szczycie politycznej piramidy.
Tyle że w tej wojnie nie będzie zwycięzców.