Białoruski przywódca przemawiał w miniony weekend podczas corocznego święta "Aleksandria gromadzi przyjaciół". Otwierając koncert, zapowiedział, że planuje przerwę w swojej aktywności, ponieważ potrzebuje odpoczynku — informuje serwis Nasza Niwa. To "wyznanie" Aleksandra Łukaszenki zbiegło się z doniesieniami medialnymi o jego złym stanie zdrowia.

To prowokuje dywagacje dotyczące schedy po białoruskim dyktatorze. Kto mógłby przejąć władzę w Mińsku, gdyby Łukaszenko nie mógł dalej jej sprawować? Były wiceburmistrz Grodna i kandydat sił opozycyjnych w wyborach prezydenckich na Białorusi w 2006 r. Aleksander Milinkiewicz został o to zapytany w najnowszym wydaniu programu TALK. Dysydent ocenia, że musiałby być to ktoś, kto zyskałby poparcie Moskwy. W jego ocenie byłby to siłowik — czyli osoba wywodząca się ze służb specjalnych lub wojska.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

— Nie oznacza to jednak, że jednoznacznie przegramy — uspokaja opozycjonista. — Nie wiadomo, czy siłom bezpieczeństwa uda się utrzymać Białoruś. Społeczeństwo jest już inne — stwierdza Miliniewicz, cytowany przez portal Nasza Niwa. — I bez względu na to, jak silne są siły bezpieczeństwa, bez względu na to, jak duże mają wsparcie Moskwy, nadal mamy duże szanse na zmiany — ocenia, mając na myśli białoruski ruch prodemokratyczny.

— Bywało tak, że siłowiki dochodziły do władzy. Ale mogą także szybko zniknąć — mówi. W jego opinii, może okazać się w ogóle niemożliwe, by ustanowić kogoś, kto byłby po prostu drugim Łukaszenką, "tak, jak niemożliwe było stworzenie drugiego Stalina". — To bardzo spersonalizowana dyktatura — stwierdza Milinkiewicz.

Polityk zaznacza jednocześnie, że nie wierzy w to, by Łukaszenko sam zrzekł się władzy. Milinkiewicz jest zdania, że dyktator dobrowolnie władzy nie przekaże nawet swojemu synowi — Koli.