Poniżej publikujemy list od naszej czytelniczki i zachęcamy was do dzielenia się swoją opinią i własnymi historiami pod adresem: redakcja_lifestyle@lst.onet.pl. Wybrane e-maile opublikujemy w serwisie Onet Kobieta.

Ten problem dał o sobie znać już w schronisku. Moja pupilka czasem bardzo fiksowała się na punkcie węszenia i wygrzebywania odchodów po innych psach. Zaraz po tym, jak trafiła do mojego domu, spotkaliśmy się z behawiorystą, który zalecił, jak stopniowo walczyć z tym problemem. Sprawdziliśmy też, czy nie jest to kwestia karmy, którą dostaje. Psy czasem próbują uzupełniać braki w swojej diecie i robią to m.in. właśnie poprzez jedzenie kału. Skontrolowaliśmy też czy nie występują u niej jakieś problemy z żołądkiem i układem trawiennym. Nie znaleźliśmy żadnych poważnych zaburzeń.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Proces oduczania suczki jej nieprzyjemnego nawyku jest bardzo mozolny. Niełatwo przekupić ją przysmakami. Podczas spacerów cały czas trzeba kontrolować, za czym węszy i często bardzo szybko reagować. To uświadomiło mi, jak olbrzymi jest problem z właścicielami, którzy nie sprzątają po swoich pupilach.

Jeśli ktoś nie sprząta na chodniku po swoim psie, to daje najlepsze świadectwo swoich braków w wychowaniu. Czy jeśli załatwiłby się w domu, też byś to tak zostawił? Tu nie chodzi tylko o to, że inni mogą w te odchody wdepnąć butem i później walczyć z nieprzyjemnym zapachem. Na szali jest także dobrostan innych pupili, które z powodów swoich zaburzeń behawioralnych mogą próbować zjeść ten kał, a później cierpieć przez długie godziny. Pies, który zostawił odchody, mógł bowiem sam być chory, zjeść podłożoną przez jakiegoś zwyrodnialca trutkę lub mieć problemy z pasożytami. W ten sposób możecie zabić mojego psa.

Suczka zjadła odchody innego psa i wylądowała u weterynarza. "Obawiałam się najgorszego"

Na jednym ze spacerów nie udało mi się upilnować mojej pupilki, która po natknięciu się na odchody swojego kolegi, błyskawicznie chwyciła je w zęby i połknęła. Kilka godzin po powrocie do domu, zaczęła się dziwnie zachowywać. Zupełnie straciła apetyt, nie chciała też pić wody. Wyglądała na bardzo osłabioną, a w końcu zwymiotowała. Błyskawicznie podjęłam decyzję, że musimy jechać do weterynarza. Była niedziela, ok. godz. 23.30. Jedyną opcją była wizyta w przychodni pełniącej całodobowy dyżur.

Pani weterynarz stwierdziła, że stan ogólny psa jest w porządku. Na szczęście u suczki nie pojawiła się gorączka. Wyczuła jednak, że ma mocno ściśnięty żołądek. Konieczne było więc podanie zastrzyku przeciwwymiotnego i rozkurczowego. Doktor zaleciła także, by bacznie obserwować psa i jeżeli jej stan się pogorszy, natychmiast wrócić do przychodni.

Kolejnego dnia rano suczka wciąż nie miała szczególnego apetytu, ale piła już wodę. Do pełnej formy wróciła chwilę po południu. Dopiero wieczorem stała się tak energiczna, jak zwykle. Na całe szczęście sytuacja ta skończyła się dobrze, ale przez chwilę obawiałam się najgorszego.

"Ludzie, sprzątajcie po swoich pupilach!"

Z tego powodu, jako miłośniczka psów apeluję: ludzie, sprzątajcie po swoich pupilach! Tu chodzi nie tylko o ładne trawniki, ale także o zdrowie waszych podopiecznych. A argument "użyźniania gleby" odchodami wsadźcie sobie między bajki. Warto byłoby, aby nad tym problemem z większym zaangażowaniem pochyliły się także władze miast. Stworzenie obok trawników stanowisk, z których można byłoby pobierać woreczki na zanieczyszczenia zostawiane przez zwierzęta oraz postawienie większej liczby koszy na śmieci, być może w jakimś stopniu przekonałoby opornych do tego, że warto to jednak robić.