Od poniedziałku politycy przerzucają się argumentami, z kim mocniej był związany sędzia Tomasz Szmydt. Z jednej strony szybko awansował za czasów Zbigniewa Ziobry, z drugiej był bohaterem afery hejterskiej wykorzystywanym do atakowania Zjednoczonej Prawicy. Pewne jest jedno. O ile przez wiele lat Szmydt z punktu widzenia Rosji był bezwartościowy, o tyle za rządów PiS stał się bezcenny. Oto siedem faktów o kulisach kariery sędziego, który zdradził Polskę i w poniedziałek poprosił o azyl na Białorusi.
- Tomasz Szmydt otrzymywał nominacje sędziowskie od trzech różnych prezydentów. Pierwszą wręczył mu jeszcze Aleksander Kwaśniewski, kolejne awanse dostał z rąk Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego
- Do Ministerstwa Sprawiedliwości i komisji weryfikacyjnej trafił z konkursu, ale potem szybko piął się po szczeblach kariery. Zbigniew Ziobro powoływał go też do różnych komisji
- Na pierwszy rzut oka karierę sędziego Szmydta przekreśliła afera hejterska. Jednak to dzięki niej w sumie trafił na dłużej do II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, wydziału od spraw dotyczących informacji niejawnych
- Dzięki temu mógł poznać od podszewki życie osób, którym służby odmówiły dostępu do tajnych dokumentów
- Orzekał w nim blisko pięć lat, mimo długów, afery hejterskiej oraz kary dyscyplinarnej za nękanie dziennikarki i przesyłanie jej filmików z erotycznym podtekstem
- Kierownictwo sądu otrzymało informację o zainteresowaniu ABW sędzią Tomaszem Szmydtem dopiero 6 maja 2024 r.
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
W środę Sejm będzie debatował o ucieczce sędziego Tomasza Szmydta na Białoruś. Na pewno padną słowa o jego karierze. Jest ona o tyle ciekawa, że nominacje sędziowskie przyjmował z rąk aż trzech prezydentów, ale prawdziwą i szybką karierę zrobił za rządów Zbigniewa Ziobry, co w Sejmie potwierdził Arkadiusz Myrcha, wiceminister sprawiedliwości.
Czytaj też: Co dalej z sędzią Szmydtem. Ma dyscyplinarkę, ale czy go zawieszą?
1. Szmydt dostał nominacje od trzech prezydentów
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Po raz pierwszy na sędziego Sądu Rejonowego w Ciechanowie nominował go Aleksander Kwaśniewski w 2001 r. Tego samego dnia nominację do Sądu Okręgowego w Poznaniu odebrała też Julia Przyłębska. Prezydent Kwaśniewski powiedział do sędziów tak: "Pamiętajmy, że od jakości waszej pracy, od jakości sądów w Polsce będzie zależała jakość polskiej demokracji, poczucie bezpieczeństwa obywateli, będzie zależał porządek w relacjach społecznych". Przypomniał im o wielkiej odpowiedzialności, jaką na siebie biorą, i miał nadzieję, że nominacje są we właściwych rękach.
Kolejny awans, do Sądu Okręgowego w Płocku, Tomasz Szmydt odebrał w 2006 r. od prezydenta Lecha Kaczyńskiego i usłyszał wówczas: "Przed chwilą składaliście państwo — z wyjątkiem trzech przypadków — po raz drugi bądź trzeci w życiu ślubowanie, którego treść zaczyna się od słów o wierności naszemu państwu, Rzeczypospolitej Polskiej (...). To są niezwykle istotne słowa. Sądy są bowiem dzisiaj niezmiernie istotną częścią władz suwerennej Rzeczypospolitej".
W 2012 r. z sądownictwa powszechnego do administracyjnego, a dokładnie do Warszawskiego Sądu Administracyjnego, Tomasza Szmydta przeniósł prezydent Bronisław Komorowski.
2. Kiedy zaczął dostawać tajne akta
Po sześciu latach, w październiku 2018 r., został sędzią tamtejszego II Wydziału. Dla adwokatów, z którym rozmawialiśmy, to oczywiste, że zgodnie z wewnętrznym podziałem czynności to wydział do spraw informacji niejawnych i powinni do niego trafiać sprawdzeni sędziowie.
Sędzia Tomasz Szmydt orzekał w nim jednak pełną parą dopiero po aferze hejterskiej, czyli od jesieni 2019 r. Wcześniej przez niecałe dwa lata robił błyskawiczną karierę i nawiązywał relacje z politykami. To oznacza jednak, że prawie przez pięć lat miał do czynienia z osobami, którym służby odmówiły poświadczenia bezpieczeństwa, czyli dostępu do tajnych dokumentów. Paweł Wojtunik, były szef CBA i dyrektor CBŚ, powiedział w TVN, że zapewne ABW ma już listę wszystkich takich spraw. Pracę w specjalnym wydziale poprzedziła szybka, choć krótka kariera w Ministerstwie Sprawiedliwości i Krajowej Radzie Sądownictwa.
Czytaj też: Sędzia Tomasz Szmydt miał dostęp do tajnych dokumentów. "Niedopuszczalne"
3. Szybka i krótka kariera Tomasza Szmydta
Do maja 2017 r. Szmydt był członkiem Stowarzyszenia Sędziów "Themis". Sędzia Grzegorz Gała, rzecznik stowarzyszenia, podkreśla, że nie pełnił żadnych funkcji i nie miał realnego wpływu na jego funkcjonowanie. I zaznacza, że Szmydt został poproszony o wystąpienie ze stowarzyszenia. Dlaczego?
Otóż w maju 2017 r., po 16 latach pracy w sądach, w wieku 47 lat, Tomasz Szmydt został delegowany do Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie pracował do sierpnia 2018 r. Na początku był głównym specjalistą w Departamencie Prawa Administracyjnego, ale dwa dni później wiceminister Łukasz Piebiak awansował go już na naczelnika. W MS dostał też dostęp do informacji o klauzuli "zastrzeżone" od wiceministra Michała Wójcika, o czym poinformował w Sejmie Arkadiusz Myrcha, obecny wiceminister sprawiedliwości.
Jego rówieśnik Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości w latach 2015-2023, zapewnia na portalu X, że wbrew insynuacjom Donalda Tuska nie miał z tym sędzią żadnego kontaktu i nigdy go nie spotkał, a w ministerstwie pojawił się on w ramach otwartego konkursu w zespole komisji weryfikacyjnej w ramach delegacji z WSA.
Chodzi o komisję weryfikacyjną do spraw reprywatyzacji nieruchomości warszawskich powołaną w 2017 r. na mocy ustawy. Jej pierwszym przewodniczącym był Patryk Jaki, wówczas wiceminister sprawiedliwości, a jego zastępcą Sebastian Kaleta. Ziobro jednak już w styczniu 2018 r. powołuje Szmydta do komisji egzaminującej przyszłych radców.
1 września 2018 r. Szmydt został dyrektorem Wydziału Prawnego Krajowej Rady Sądownictwa, bo bardzo źle mu się współpracowało z Kamilem Zaradkiewiczem, który do ministerstwa i komisji weryfikacyjnej trafił z Trybunału Konstytucyjnego, a obecnie jest sędzią Sądu Najwyższego. Dlatego też, jak powiedziała "Gazecie Wyborczej" Emilia Szmydt, była żona Tomasza Szmydta: "Gdy po pół roku kończyła mu się delegacja do resortu, spotkał któregoś dnia na korytarzu kolegę ze studiów Macieja Miterę, dziś rzecznika nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Mąż nie chciał zostać w wydziale reprywatyzacyjnym i poprosił Miterę, by pomógł mu przenieść się do innego wydziału. Maciek powiedział, że się postara. Mąż przeniósł się do wydziału administracyjnego. I wtedy poznał mnie z Kubą Iwańcem w knajpie niedaleko ministerstwa" — mówiła.
Tak żona Szmydta wkręciła się w aferę hejterską i grupę "Kasta", a potem w mediach społecznościowych jako "Mała Emi" szykanowała sędziów sprzeciwiających się reformie sądów, a pomagała tzw. sędziom dobrej zmiany. Jak przyznaje w "Wyborczej", tak też załatwiła mężowi awans. Choć z rozmów ujawnionych przez RMF wynika, że to sędzia Arkadiusz Cichocki i wiceminister Łukasz Piebiak rekomendowali go Leszkowi Mazurowi, ówczesnemu przewodniczącemu KRS:
Arkadiusz Cichocki: "Panie sędzio, jeśli pan się zdecyduje z nim pracować, to muszę powiedzieć, że to jest wspaniały człowiek, to jest ogromny patriota, dla mnie przyjaciel (...), ma po prostu serce po prawej stronie, jest bardzo biało-czerwony".
Leszek Mazur: "Powiem tak, cenna rekomendacja, cenna rekomendacja, bo, bo, bo to była jakaś enigmatyczna dla mnie osoba, natomiast pan minister Piebiak ją wskazał, natomiast ja się z nim spotykałem i z każdym kolejnym spotkaniem zdecydowanie nabierałem przekonania do niego (...)".
Wiceminister Myrcha poinformował w Sejmie, że o pilne przygotowanie delegacji dla Szmydta do KRS zabiegał Łukasz Piebiak, a dokument opublikował na portalu X.
Szmydt trafił nie tylko do KRS. We wrześniu 2018 r. Zbigniew Ziobro powołał go do zespołu do spraw czynności ministra sprawiedliwości podejmowanych w postępowaniach dyscyplinarnych sędziów.
Od grudnia 2018 r. został delegowany do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Orzekał w nim raz w miesiącu do maja 2019 r. Kariera się skończyła, gdy 19 sierpnia 2019 r. Onet po raz pierwszy napisał o farmie trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości, kierowanej przez wiceministra Łukasza Piebiaka. Najpierw następnego dnia Piebiak złożył rezygnację, ale zaprzecza, że była afera hejterska i grupa "Kasta" na WhatsAppie. A razem z nim zniknął z KRS i MS Tomasz Szmydt. Warto przypomnieć, że najpierw Szmydt zapewniał, że nie wiedział o istnieniu grupy "Kasta", ale dwa lata temu m.in. w "GW" przeprosił publicznie sędziów i przyznał się do hejterskich działań.
6 września 2019 r. minister sprawiedliwości usuwa Szmydta z komisji konkursowej na aplikację sędziowską i prokuratorską, do której go powołał 16 sierpnia.
Jednocześnie w sierpniu 2019 r. Tomasz Szmydt traci delegację do KRS i wraca do orzekania do WSA, już do drugiego wydziału do spraw dotyczących informacji niejawnych. Do czwartku rano był w nim czynnym sędzią, do 10 maja na urlopie. Miał zaplanowane rozprawy, np. na 4 czerwca 2024 r., związane z odmowami wydania poświadczeń bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji niejawnych, w tym o klauzulach NATO SECRET, SECRET UE i Tajne.
Czytaj też: Sędzia Tomasz Szmydt zmobilizował sąd. Jest już decyzja w sprawie immunitetu
4. Czy był zainteresowany Wschodem?
Nie ma pewności, czy Tomasz Szmydt od dawna interesował się Wschodem. Tu informacje są sprzeczne. Pewne jest, że urodził się niedaleko wschodniej granicy, bo w Białymstoku.
— Dowiedziałem się, że był wręcz zafascynowany Wschodem. Wiele opowiadał o możliwościach biznesowych w Rosji, na Białorusi, w Ukrainie czy w Kazachstanie. Interesował się tym, jak można robić interesy w tych krajach i ile można zarobić w postsowieckim świecie — powiedział dla "Rzeczpospolitej" Łukasz Piebiak.
Emilia Szmydt w rozmowie z Radiem Zet ma jednak inne zdanie na ten temat. — Nigdy nie słyszałam, żeby mówił o tym, że marzy o biznesie na Wschodzie — powiedziała. I dodała, że Piebiak w ogóle nie jest wiarygodny w tej sprawie. Jej zdaniem Szmydt ze skrajnych poglądów cenił ONR.
Ostatnio podobno Szmydt spotykał się z Ukrainką. Z kolei minister Tomasz Siemoniak, koordynator służb specjalnych, poinformował na portalu X, że służby za rządów PiS nie odnotowały kilkudniowego wyjazdu Szmydta na Białoruś w czerwcu 2023 r. i nie podjęły żadnych kroków. Jak ustaliliśmy w WSA, kierownictwo sądu otrzymało informację o zainteresowaniu ABW sędzią Tomaszem Szmydtem dopiero 6 maja 2024 r.
5. Rozwodnik z dyscyplinarką za nękanie dziennikarki
"Mała Emi" w rozmowie z TVN powiedziała, że Tomasza Szmydta, rozwodnika i sędziego, poznała na portalu randkowym. Wspólnie wynajęli mieszkanie pod Warszawą, wzięli ślub, a w trakcie afery hejterskiej się rozwiedli. W rozmowie z Radiem Zet mówi, że nie utrzymywał wielu kontaktów towarzyskich. "Głównie po pracy siedział ze mną w domu albo spędzał czas z dziećmi. Nie mam łatwego charakteru, więc wiele razy sprawdzałam, czy nie prowadzi jakiegoś »drugiego życia«. Wprawdzie chodziło mi o nasz związek, bo nigdy nie podejrzewałam go o to, że jest agentem — powiedziała.
Okazuje się jednak, że Tomasz Szmydt został już raz ukarany dyscyplinarnie, i to za złe zachowanie względem dziennikarki. "Od 28 marca do 27 sierpnia 2019 r. w niewłaściwy sposób zachowywał się wobec dziennikarki [… ] — A.B., co polegało na próbach angażowania dziennikarki w bardzo niejasne i niepożądane relacje, czego wyrazem była co najmniej niestosowna korespondencja ze strony sędziego, przedstawiona w formie dziewięciu załączonych print screenów, która m.in. może być formą stalkingu wobec dziennikarki, która nie życzy sobie być adresatem tanich komplementów w rodzaju "spotkanie z tak piękną kobietą" oraz przesyłania jej filmików, także z czytelnym erotycznym podtekstem" — czytamy w wyroku z 2022 r. Sąd nie uznał zachowania sędziego za stalking, ale wymierzył mu naganę.
6. Bez mieszkania, z długami i starym autem
Emilia Szmydt w rozmowie z Radiem Zet powiedziała, że "Tomek był dość hojny, a może nawet niektórzy by powiedzieli, że rozrzutny. Nie oszczędzał na życiu i swoich przyjemnościach. Miał 450 markowych koszulek w szafie, utrzymywał własnego konia, ale nie zarabiał olbrzymich pieniędzy, a musiał jeszcze płacić dość wysokie alimenty. Miał kredyt na mieszkanie, który musiał spłacać, i wpędził się w długi. Potem wpadł w pętle kredytów, ratował się przez jakiś czas, ale nie da się tak w nieskończoność".
Te "nieolbrzymie" pieniądze to ok. 17 tys. zł na rękę. Jak poinformował nas Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, obecnie wynagrodzenie Tomasza Szmydta wynosi 24 548 zł 18 gr brutto miesięcznie. Od lat sędzia Szmydt jeździ seatem ibizą z 2015 r. Obecnie nie ma żadnego majątku, nieruchomości, a jedynie dużo pożyczek.
Jeszcze w 2017 r., gdy był mężem Emilii, był współwłaścicielem mieszkania. Miał też prawo do 1/6 domu, który odziedziczył. Miał też nieco ponad ok. 4 tys. zł oszczędności. Już wtedy jednak miał do spłacenia cztery kredyty konsumpcyjne, w tym spłata dwóch miała nastąpić dopiero w 2025 r. W sumie w oświadczeniu majątkowym za 2017 r. pożyczki opiewały na 230 tys. zł. W 2019 r. sędzia Szmydt wykazał już 44 977 zł oszczędności. W tym samym roku sprzedał spółdzielcze własnościowe mieszkanie z miejscem postojowym za 70 tys. zł. Mimo to w ostatnim dostępnym oświadczeniu nie ma już ani nieruchomości, ani oszczędności, a do spłaty blisko 240 tys. zł.
7. Skończył w Mińsku na Białorusi
W poniedziałek 6 maja br. 54-letni Tomasz Szmydt zaskoczył wszystkich. Jego zdradą żyje cała Polska. Tego dnia białoruska agencja prasowa BiełTA opublikowała relację z konferencji prasowej, na której poinformował, że zwrócił się do białoruskich władz o azyl. Jednocześnie o swoich działaniach poinformował na świeżo założonym profilu na portalu X. Napisał m.in.: "Wyrażam swój protest władzom Polski, które pod wpływem USA i Wielkiej Brytanii prowadzą kraj do wojny. Naród Polski opowiada się za pokojem i dobrosąsiedzkimi stosunkami z Białorusią i Rosją. Dlatego jestem w Mińsku i jestem gotów powiedzieć prawdę". Temu i kolejnym wpisom daleko do nienagannych językowo.
Szmydt upublicznił też pismo skierowane do prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, w którym zrzeka się stanowiska sędziego ze skutkiem natychmiastowym.
Premier Donald Tusk stawia na nogi wszystkie służby, a Szmydt udziela wywiadów rosyjskim mediom i szykuje się na święto 9 maja, czyli Dzień Zwycięstwa, który my obchodzimy 8 maja. Paweł Wojtunik uważa, że data poproszenia o azyl nie jest przypadkowa.
— W poradzieckich państwach prawosławnych mamy długi weekend, który zaczął się 1 maja. Informacje zostały wypuszczone w drugi dzień prawosławnych Świąt Wielkanocnych, potem jest święto zwycięstwa, a wreszcie dzień zmarłych w nadchodzący poniedziałek. To jest okres ogórkowy w mediach i wypuszczenie tej informacji było obliczone na zmasowane, spotęgowane zainteresowanie — mówił Wojtunik. Jego zdaniem ten przekaz był skierowany do mieszkańców byłych republik radzieckich, aby zdestabilizować tam sytuację i zniechęcić ich do Ukrainy.