Kup subskrypcję
Zaloguj się

Złoty odbija od historycznego dna. Interwencje NBP nie działają

Historyczne dno na euro, dno XXI w. na dolarze, siedmioletnie minima na franku i funcie brytyjskim. To obraz pogromu na polskiej walucie, jaki dokonał się w związku z błyskawicznie drożejącymi surowcami energetycznymi. Konsekwencje wojny w Ukrainie, czyli potencjalnych ostrych sankcji Zachodu na Rosję, uderzają pośrednio w polski rynek finansowy. Interwencje NBP wygląda, że zupełnie nie zrobiły wrażenia, a wręcz mogły dolać oliwy do ognia. Bez interwencji złoty we wtorek koryguje poprzednie spadki.

We wtorek złoty odbija z historycznego dna.
We wtorek złoty odbija z historycznego dna. | Foto: muchomoros / Shutterstock

Obawa przed interwencją banku centralnego jest najwyraźniej lepszą bronią niż sama interwencja. Mimo że NBP przez trzy dni w marcu – ostatni raz 4 marca – sprzedawał waluty obce ze swoich rezerw (te wynosiły 160,7 mld dol. na koniec lutego, czyli o 0,6 mld dol. mniej niż na koniec stycznia), by umocnić złotego, to złotemu to w ogóle nie pomogło. A być może nawet zachęciło kapitał spekulacyjny do ataku na polską walutę. Wszak w miarę interwencji topnieją zasoby walutowe, które potem będzie trzeba uzupełniać, żeby zapewnić płynność gospodarce.

Względem euro złoty ustanowił w poniedziałek w trakcie dnia historyczny rekord, wychodząc ponad 5 zł, ale we wtorek rano widać już korektę do 4,93 zł, tj. zyskuje 1,1 proc. w porównaniu z ostatnim kursem z poniedziałku. Względem dolara korekta jest większa, bo złoty umacnia się o 1,6 proc., schodząc do 4,52 zł. W poniedziałek kurs amerykańskiej waluty ustanawiał względem polskiej rekord XXI w., czyli 4,62 zł. Poprzedni rekord, zresztą historyczny, był w 2000 r. i wynosił 4,73 zł.

Najwyższe notowania od 2015 r. mają jeszcze frank szwajcarski i funt brytyjski. Frank otarł się w poniedziałek o 5 zł (maksimum 4,99449 zł), ale we wtorek zawraca o 1,7 proc. do 4,87 zł. Funt też traci we wtorek dużo, bo 1,5 proc., wracając z poniedziałkowych poziomów ponad 6 zł do 5,92 zł.

Korekta korektą, ale skalę pogromu pokazuje zestawienie danych miesięcznych. Mimo wtorkowego umocnienia złotego dolar umocnił się w skali 30 dni o 14 proc., euro o 9 proc., frank o 14 proc., a funt o 10 proc. Głównym powodem są dolarowe wzrosty cen surowców energetycznych, czyli ropy i gazu, które musimy importować. Świat obawia się zawirowań po ewentualnym odcięciu Rosji od eksportu swoich surowców i to widać w ich cenach.

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Dotychczasowe interwencje NBP na rynku walutowym nie przynoszą na razie zamierzonego skutku, czyli powstrzymania złotego przed dalszą przeceną. Ważna będzie (...) decyzja RPP i to, czy zdecyduje się ona na "awaryjny" wzrost stóp procentowych np. o 100 pb zamiast 50 pb, jak przewiduje coraz większa część ekonomistów – komentują analitycy PKO BP.

– Złoty jest walutą bardzo płynną, a tym samym ograniczanie przez inwestorów ekspozycji na region może oznaczać pozbywanie się aktywów nominowanych w złotym w pierwszej kolejności – komentują analitycy Ebury.

– Fundamentalnie Polska może być bardziej wrażliwa na szoki ze względu na sytuację bilansu płatniczego (wyraźny deficyt na rachunku obrotów bieżących) i nadal tylko umiarkowanie wysokie stopy procentowe. Na szerokim rynku występują niekorzystne dla złotego zmiany. Spadek kursu eurodolara – który obserwujemy też obecnie – w przeszłości często oddziaływał w kierunku słabszego złotego – dodali.

Większość eksportu kierujemy do strefy euro, więc złoty jest silnie związany ze wspólną walutą i każde jej osłabienie do dolara, osłabia też złotego.

Ropa i gaz biją rekordy

I tak, ropa Brent notowana jest we wtorek w Londynie po 124 dol., czyli zdrożała w tydzień o prawie 19 proc., a w miesiąc o 36 proc. Gaz ziemny w kontraktach kwietniowych w Europie doszedł w poniedziałek do 255 euro za MWh i jest to absolutny rekord w historii notowań. W skali tygodnia podrożał o aż 130 proc., a w miesiąc o 190 proc. Za ropę płacimy dolarami, więc będziemy ich potrzebować więcej, czyli na sfinansowanie importu wzrośnie sprzedaż złotego, by kupić dolary. Za gaz płacimy w euro i w dolarach. To wszystko odbija się na pogłębianiu minusa w rachunku obrotów bieżących Polski.

Cała nadzieja teraz nie w interwencjach banku centralnego, ale w dynamice polskich eksporterów, ewentualnie w odblokowaniu Krajowego Planu Odbudowy. To czynniki, które mogą realnie umocnić złotego. Eksporterzy mają teraz teoretycznie lepszą sytuację na międzynarodowym rynku, bo z racji spadku złotego koszty im realnie maleją, w tym koszty wynagrodzeń, a przychody uzyskiwane za granicą rosną. Mogą teraz nawet obniżać ceny i mimo tego zwiększać zysk.

Kurs franka to z racji przewalutowania wielu kredytów walutowych coraz mniejszy problem frankowiczów, a coraz większy banków. Ci klienci, którzy wygrali w sądach, lub przystali na ugodę z bankiem, zamieniając walutę kredytu na złotego muszą się już martwić tylko podwyżkami stóp procentowych. Pozostali frankowicze, którzy nie wybrali żadnej z dróg: ani sądowej, ani ugodowej, będą musieli się teraz liczyć z wysokim wzrostem rat kredytowych w związku ze spadkiem kursu złotego.

– Dwoma klasycznymi metodami obrony kursu walutowego są interwencje walutowe oraz podwyżki stóp procentowych. Pierwsze działanie traktowane jest zwykle jako doraźne, ograniczające nadmierną presję w przypadku wystąpienia zaburzeń na rynku. Nie wiąże się ono z istotnymi negatywnymi konsekwencjami poza zmniejszeniem rezerw. Drugie działanie jest trudniejsze, bowiem oddziałuje w kierunku schładzania gospodarki. Niemniej w przypadku utrzymującej się negatywnej presji na kurs jest często jedynym sposobem, żeby zapobiec nadmiernej deprecjacji, ponieważ hamuje odpływ kapitału i zwiększa koszty spekulacji na osłabienie waluty – podali analitycy Ebury.