Emmanuel Macron w jakże francuskim stylu ukradł show zwycięzcom wyborów europejskich na całym kontynencie. Tuż po opublikowaniu sondaży exit poll prezydent rozwiązał parlament i rozpisał przedterminowe wybory na 30 czerwca (I tura) i 7 lipca (II tura). Decyzja szokująca, bo Macron na własne życzenie może doprowadzić do powstania rządu skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (ZN). To właśnie partia Marine Le Pen prowadziła w przedwyborczych sondażach, drugi był sojusz partii lewicowych, a macronowski centrowy blok Odrodzenie (Renaissance) zajmował dopiero trzecie miejsce.

Pierwsza tura ten rozkład sił potwierdziła. W drugiej turze — która odbędzie się 7 lipca — wyborcy zagłosują tylko na tych kandydatów, którzy w pierwszej turze uzyskali co najmniej 12,5 proc. głosów w swoim okręgu.

Frekwencja w pierwszej turze wyniosła 67 proc. i była najwyższa od blisko trzech dekad, co odzwierciedla, jak wysoka jest stawka.

Czytaj też: Czy z tą Unią? Analizujemy wpływ wyników na politykę, kursy walut i Zielony Ład

Emmanuel Macron sprawił, że na rynki wróciły obawy o kryzys