Odkąd w zeszłym tygodniu Budapeszt przejął rotacyjną prezydencję w Radzie UE, węgierski przywódca Viktor Orben szaleje z podróżami.
Zaczął od Kijowa, by spotkać się z nielubianym przez siebie Wołodymyrem Zełenskim. Potem udał się do Moskwy na pogawędkę z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem oraz do Pekinu na spotkanie z przywódcą Xi Jinpingiem. Węgierski premier realizuje oszałamiający program globalnej dyplomacji, który — jak twierdzi — ma zaprowadzić pokój w Ukrainie.
Ale aktywność Orbana sprawiła, że europejscy prezydenci przewracają oczami, a przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel potępiają węgierskiego przywódcę, który kradnie ich uwagę i miesza w Brukseli.
"Człowiek z misją"
Zamieszanie rozpoczęło się w mediach społecznościowych w ubiegły wtorek — drugiego dnia sześciomiesięcznej węgierskiej prezydencji w Radzie UE — od szumnego wideo na Facebooku, które celowo przedstawiało Orbana jako "człowieka z misją".
Wielki konwój z syrenami i migającymi niebieskimi i czerwonymi światłami w drodze "po pokój". Dramatyczna muzyka, ujęcia w stylu kina akcji i — 2,1 tys. km później, już w stolicy Ukrainy — pojawia się człowiek, który twierdzi, że może zapobiec wojnie światowej.
Muzyka stała się mocniejsza, gdy Viktor Orban przybył do pałacu prezydenckiego w Kijowie, gdzie usiadł na "trzy godziny negocjacji" z prezydentem Ukrainy, które zakończyły się uśmiechami obu stron i konferencją prasową z uściskiem dłoni.
Zaledwie trzy dni później Orban ponownie wyruszył w podróż — wywołując znacznie większe kontrowersje wśród przywódców UE, którzy twierdzą, że nie przemawia on w ich imieniu, a jego rola jako premiera Węgier w Radzie UE jest dyplomatycznie nieistotna.
Dyplomacja w stylu Orbana
Tym razem węgierski przywódca podał tę samą rękę Putinowi, który od lat prowadzi wojnę w Ukrainie i zagraża powojennej architekturze bezpieczeństwa Europy.
Pomimo protestów z Brukseli Orban z dumą oświadczył, że przybył do Moskwy jako wysłannik Unii Europejskiej. — Nie możemy osiągnąć pokoju bez dialogu i kanałów dyplomatycznych — powiedział na Kremlu. — Przekonałem się, że stanowiska są od siebie dalekie, ale jeśli chodzi o przywrócenie dialogu, dziś został zrobiony pierwszy ważny krok — dodał. Pod koniec jego wideo z podróży pojawiło się logo węgierskiej prezydencji z trumpowskim hasłem: "Make Europe Great Again" ("Uczyńmy Europę znów wielką").
Wizyta u Putina, podczas której Orban wydawał się pozbawiony brawury widocznej w kijowskim wideo, miała efekt bumerangowy, gdy w poniedziałek rano siły Kremla zbombardowały szpital dziecięcy w Kijowie.
Według jednego z brukselskich ekspertów misja dyplomatyczna zabiła prezydencję Węgier w UE.
To nie koniec podróży
— Państwa członkowskie były już zirytowane hasłem "MEGA". Ale spotkanie z Putinem na stałe położy się cieniem na węgierskiej prezydencji — mówi w rozmowie z POLITICO unijny dyplomata, który poprosił o zachowanie anonimowości. — Przez takie spotkanie prezydencja kończy się, zanim tak naprawdę się zaczęła.
Ale czy Orbanowi naprawdę na tym zależy? A może wykorzystuje prezydencję jako narzędzie, by zachowywać się tak, jak nazywają go jego zwolennicy w kraju: jak przywódca Europy?
"Człowiek z misją" zameldował się w Pekinie w poniedziałek rano.
— Chiny są jedyną światową potęgą, która wyraźnie angażuje się na rzecz pokoju. To ważne dla Węgier i całej Unii Europejskiej — powiedział Orban, kłaniając się przed chińskim przywódcą Xi Jinpingiem, którego Stany Zjednoczone — sojusznik Węgier w NATO — oskarżyły o wspieranie agresji Rosji w Ukrainie.
Prawdziwa przyczyna burzliwego pierwszego tygodnia prezydencji Orbana w UE może jednak leżeć bliżej domu.
Część strategii węgierskiego premiera
Partia premiera, Fidesz, właśnie uzyskała najsłabszy od 15 lat wynik w wyborach europejskich i ma nowego przeciwnika. Peter Magyar był wieloletnim sojusznikiem Orbana, ale w lutym zwrócił się przeciwko budapeszteńskiemu establishmentowi, założył ruch społeczny, który stał się partią — i zdobył prawie 30 proc. głosów przy urnach wyborczych. Był to najsilniejszy wynik węgierskiej opozycyjnej partii w ciągu ostatnich 15 lat.
Po poważnej recesji i z pustym budżetem Orban ma społeczeństwu niewiele do zaoferowania. Mógłby jednak zaprezentować się jako "rozjemca", tak jak robił to podczas kampanii wyborczej.
— Praktycznie od 2014-2015 r. Orban tradycyjnie konstruuje narrację rozszerzającej się polityki zagranicznej. Obecnie oczywistą konsekwencją jest narracja "misji pokojowej", która dotyczy również realizacji jego własnych interesów gospodarczych i którą bardzo mocno zbudował dla własnej bazy wyborców w ostatnich wyborach — mówi Botond Feledy, analityk geopolityczny w firmie konsultingowej Red Snow, w rozmowie z POLITICO.
Taktyka Orbana może jednak obrócić się przeciwko niemu. Ambasadorowie UE będą dyskutować o prezydencji i jego ostatnich podróżach podczas środowego spotkania w Brukseli. To pierwszy sygnał, że urzędnicy UE mogą przejść od publicznych potępień do konkretnych działań, których celem będzie ograniczenie prezydencji Budapesztu.
Polityczna dezaprobata
Według drugiego unijnego dyplomaty obawy dotyczące Orbana rosną. — Powinno być jasne, że reprezentuje on tylko swój kraj, ale zamiast tego celowo pozostawił wiele niejasności — mówi źródło.
Dodaje, że po pierwszym tygodniu prezydencji napięcia są duże i oczekuje się, że wzrosną jeszcze bardziej przed posiedzeniem Rady do Spraw Zagranicznych 20 lipca, ponieważ Węgry nadal blokują finansowanie, aby pomóc Ukrainie uzyskać pieniądze na zakup broni z UE.
Trzeci unijny dyplomata, któremu również zapewniono anonimowość, mówi: "dyskutujemy, co dokładnie zrobić w środę. Istnieje bardzo wyraźna polityczna dezaprobata".
Jest mało prawdopodobne, aby Bruksela miała ochotę na natychmiastowe uderzenie w Węgry w związku z globalną postawą Orbana. Jednocześnie analitycy twierdzą, że istnieją mechanizmy, które mogą pozbawić węgierskiego premiera prezydentury.
Radykalne opcje na stole
— Jeśli wykażą się determinacją, by udzielić właściwej odpowiedzi na dyplomację Orbana, której celem jest trollowanie i ośmieszanie UE, mogą pozbyć się węgierskiej prezydencji w ciągu kilku tygodni — twierdzi Daniel Hegedus, starszy pracownik German Marshall Fund.
Zmiana harmonogramu rotacyjnych prezydencji i przesunięcie daty rozpoczęcia polskiego przywództwa o kilka miesięcy wymagałyby kwalifikowanej większości czterech piątych głosów w Radzie Europejskiej.
Viktor Orban działa bez żadnej powściągliwości, a Bruksela z chęcią odebrałaby mu dowództwo.
Ze swojej strony węgierski premier nie wykazuje żadnych oznak, że słucha apeli Brukseli. Nadal realizuje swój harmonogram podróży i jest w drodze do Waszyngtonu na odbywający się w tym tygodniu szczyt NATO.