Autorzy "Frontów Wojny" dzielą się z widzami zaskakującą informacją, która do nich dotarła: rzekomo o przedwyborczym terminie publikacji ich artykułu "Polscy żołnierze zakuci w kajdanki na granicy z Białorusią. W wojsku wrze", który wywołał szerokie reperkusje polityczne i społeczne, miało zadecydować zlecenie z PiS.
Dziennikarze Onetu przypominają, że przed parlamentarnymi wyborami w październiku 2023 r. również napisali artykuł, po którym byli posądzani o "nieprzypadkową datę publikacji" – jednak wtedy artykuł uderzał w PiS i sugerowano, że został napisany z inspiracji opozycji. Chodziło o tekst "Polskie bieda-wojsko na granicy z Białorusią. ‘Jedzenie kupujemy w Biedronce’".
Prawda jest taka, że za każdym razem naszym "zleceniodawcą" byli zwykli żołnierze, którzy nie mogli już wytrzymać tego, co się z nimi wyrabia.
"Kroplą, która przepełniła czarę goryczy było zranienie żołnierza na granicy z Białorusią"
Poniżej dalsza część tekstu oraz cała rozmowa w formie wideo:
W przypadku artykułu o "bieda-wojsku" chodziło o to, że ówczesny minister obrony z PiS Mariusz Błaszczak rzucił sześć tysięcy żołnierzy w zupełnie nieprzygotowany dla nich teren. Nie tylko nie mieli oni gdzie spać, ale nawet czego jeść lub gdzie wyprać swoich mundurów.
Jeśli chodzi o tekst o żołnierzach zakutych w kajdanki, to kroplą, która przepełniła czarę goryczy było zranienie żołnierza na granicy z Białorusią. To wtedy żołnierze zdecydowali się mówić o tym, że w momencie zranienia ich kolegi nikt nie zdecydował się na użycie broni, bo dwa miesiące wcześniej żołnierze widzieli, jak ich koledzy są za coś takiego wyprowadzani w kajdankach przez Żandarmerię Wojskową, a ledwie kilka tygodni później z tego samego powodu wszczęto postępowanie wobec innego ich kolegi.
Przy tej okazji Edyta Żemła i Marcin Wyrwał przypominają inne artykuły, w przypadku których posądzano ich o "nieprzypadkowy termin publikacji". Kiedy napisali artykuł o wadach polskiego karabinka Grot, ówczesny minister Mariusz Błaszczak sugerował, że chcieli storpedować szanse karabinka w przetargu na broń dla ukraińskiej armii. Wówczas dziennikarze wykazali, że nic takiego nie miało miejsca.
Kiedy ponownie napisali o krytycznym raporcie polskich specjalsów nt. karabinku, ówczesny resort obrony ogłosił, że ukraińska armia właśnie zdecydowała się kupić te karabinki. — Internetowy gwiazdor Jarosław Wolski donosił nawet o konkretnych liczbach zakupionej broni. Miało to być 20 tys. sztuk. Czy wiesz Edyto, o ile się pomylił? — pyta Marcin Wyrwał. — O 20 tys. – odpowiada Edyta Żemła. — Tak, bo ukraińska armia kupiła karabinki, ale z Czech – wyjaśnia Wyrwał.
"Straż Graniczna chętnie wzywa Żandarmerię Wojskową"
Następnie dziennikarze wyjaśniają, co doprowadziło nas do kryzysu z zakutymi w kajdanki żołnierzami. Chodzi o to, że wojsko bardzo nie lubi się ze Strażą Graniczną, której ma pomagać. Straż Graniczna chętnie wzywa Żandarmerię Wojskową, a ta lubi robić wyniki i "iść na grubo", co też stało się w przypadku zatrzymanych żołnierzy. Następnie żołnierze trafili do Departamentu Wojskowego prokuratury, który też lubi robić wyniki. A gdzie w tym wszystkim byli dowódcy?
— Występują w tej sprawie politycy, ministrowie. Ale gdzie jest szef sztabu generalnego gen. Wiesław Kukuła, który odpowiada za wojsko? To on dzisiaj powinien się tłumaczyć. To on powinien wyjść i powiedzieć obywatelom, co się stało. Gdzie jest gen. Maciej Klisz, dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, który odpowiada za granicę? Gdzie jest gen. Marek Sokołowski, który zawsze stoi po stronie żołnierzy? Jest z tego znany, a tymczasem co, jego również przerosła sytuacja? — pyta Edyta Żemła.
— To jeszcze czwartego dodam: gdzie jest dowódca 1 Warszawskiej Brygady Pancernej gen. Artur Kozłowski, którego żołnierze zostali zakuci w te kajdanki? — dodaje Marcin Wyrwał.
— To w takim razie gdzie jest też jego zwierzchnik, dowódca 18 Dywizji Zmechanizowanej gen. Arkadiusz Szkutnik? Mnie tu jeszcze brakuje gen. Rafała Miernika, ulubieńca byłego ministra obrony Mariusza Błaszczaka, który takie ładne pikniki urządzał i wówczas dowodził WZZ Podlasie. Ci panowie oficerowie dbają tylko o swoje kariery i karierki, natomiast mam wrażenie, że wojsko im przeszkadza — ocenia Żemła.
Dziennikarze Onetu wygłosili oświadczenie
Następnie dziennikarze tłumaczą rolę polityków w obecnym kryzysie.
— Ci żołnierze trafili na zły czas, bo strzelali na granicy 25 marca. A już 7 kwietnia była pierwsza tura wyborów samorządowych, 21 kwietnia była druga tura tych wyborów, a 9 czerwca mamy wybory do europarlamentu. No to gdzie polityk ma głowę, żeby martwić się tymi żołnierzami — wskazuje Wyrwał.
- PRZECZYTAJ: Kim jest prok. Tomasz Janeczek. "To najbardziej zaufany człowiek Ziobry, jest pod szczególną ochroną"
We "Frontach Wojny" dostaje się politykom koalicji rządowej, którzy pochłonięci wyborami całkowicie nie potrafią sobie poradzić z obecnym kryzysem związanym z wojskiem. Jednak autorzy wyjaśniają również, w jaki sposób ten kryzys jest rozgrywany przez polityków opozycji.
— Po tylu latach, po dziesiątkach tekstów, w których wykazywaliśmy, jak były minister obrony za nic ma żołnierzy, jak traktuje najciężej rannych weteranów, jak ściąga tych biednych wojskowych na partyjne pikniki wyborcze, kiedy zobaczyłem, jak on nagle wspiera się naszym tekstem i udaje słuszne oburzenie, to mi szczęka opadła — mówi Marcin Wyrwał.
— Wystąpił też prezydent Duda, który nawoływał do obniżenia temperatury sporu politycznego, a w rzeczywistości go podwyższał. W tym wystąpieniu był politykiem PiS – dodaje Edyta Żemła.
Dziennikarze Onetu mają także oświadczenie w związku z wykorzystaniem ich artykułu i nazwisk w wyborczym spocie Prawa i Sprawiedliwości:
"Przez dwie kadencje rządów PiS opisywaliśmy, jak wielu polityków tej partii za nic ma polskiego żołnierza i niszczy polską armię. Tylko po to, aby dziś ta partia stroiła się w piórka obrońców wojska, podpierając się naszym tekstem i naszymi nazwiskami. Prawnie nie możemy nic z tym zrobić, ale moralnie sprzeciwiamy się wykorzystywaniu naszych nazwisk w wyborczych spotach tej, jak i dowolnej innej partii".
Autorzy podcastu składają kondolencje rodzinie zmarłego po ataku na granicy żołnierza szer. Mateusza Sitka. — Rodzinie i kolegom zmarłego obiecujemy, że w ich sprawie zawsze będziemy patrzeć na ręce władzy — podsumowują.