• Maria po raz pierwszy pojechała do sanatorium w wieku 68 lat. Tam zbliżyła się z Henrykiem, którego poznała w lubelskim domu seniora
  • Dziś są parą, zamieszkali razem i wybierają się na wakacje do Włoch
  • Zenek, emeryt z Krakowa, w Ciechocinku poznał miłość swojego życia
  • Żona Zenka chyba jakoś intuicyjnie, podskórnie wyczuła, że jej mąż tak sam na te spacery nie chodzi, bo już rzadziej dzwonił, zdjęcia wysyłał jakieś takie byle jakie, bez sensu
  • Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Maria poznała Henia na potańcówce w domu seniora. On rozwiódł się 20 lat temu, ona niedawno owdowiała. — Moja sąsiadka jest przewodniczącą w dzielnicowym domu kultury. To ona powiedziała mi, że są jakieś spotkania kobiet i mężczyzn 60 plus. Po śmierci męża bardzo mi pomagała. Widziała, jak wyglądały ostatnia lata mojego życia — opowiada 68-letnia mieszkanka Lublina.

Seniorka opowiada o chorobie męża. — Całe życie pracował fizycznie. Chorował na cukrzycę, miał problemy z kręgosłupem, stawami. Ostatnie dwa lata przeleżał w łóżku. W tygodniu w opiece pomagała mi opiekunka, w weekendy odwiedzały nas córki. Ale co tu dużo mówić, to głównie na mnie i moim kręgosłupie spoczywał ten ciężar.

"To jest proza życia, a nie jakieś amory"

Maria także nie tryska zdrowiem. W wieku 50 lat przeszła zawał, leczy się na nadciśnienie. — Jestem z tego pokolenia, które całe życie zajmowało się tylko domem, dziećmi, pracą, no i mężem, który odszedł z tego świata przede mną. Córki dorosły, pozakładały rodziny, a ja zostałam w tym wielkim domu sama jak palec.

Za namową sąsiadki w zeszłym roku zapisała się na zajęcia w domu seniora. — Szyjemy, malujemy, czytamy razem wiersze. Są też potańcówki, na którym poznałam Henryka. Jest trochę ode mnie starszy. Po rozwodzie został sam z kotem i psem. Nie ma dzieci. Zapisał się do domu seniora, bo bardzo doskwierała mi samotność.

To właśnie on namówił ją na wyjazd do sanatorium. — Nigdy nie byłam w Ciechocinku. Zresztą w niewielu miejscach byłam. Nie było czasu na podróżowanie, ani pieniędzy. Jak człowiek pojechał z rodziną raz w roku nad polskie morze, to czuł się, jakby załapał Pana Boga za palec — wspomina.

Razem z Marią do sanatorium pojechała jej sąsiadka i koleżanka z domu seniora. Mieszkały w jednym pokoju. — Henryk stacjonował na innym piętrze. To on wyciągał mnie wieczorem na tańce, nauczył chodzić z kijkami. Dużo rozmawialiśmy o życiu, o tym co za nami, ale też o tym, co byśmy jeszcze chcieli zrobić, przeżyć. Lista jest długa, a że czasu zostało pewnie niewiele, to trzeba się śpieszyć. I pomyśleć, że musiałam czekać 50 lat, żeby w ogóle pojechać do sanatorium i spędzić pół nocy na parkiecie! Bo z mojego Henryka okazał się niezły tancerz. W ogóle jak na swój wiek ma świetną kondycję, co jak mówi, zawdzięcza rowerowi — chwali 70-latka.

Po powrocie zaczęli się umawiać. Po roku uznali, że lepiej będzie zamieszkać razem. Ta decyzja zaskoczyła córki Marii. — Zupełnie nie wiem, dlaczego. Ciechocinek bardzo nas do siebie zbliżył. Przecież to zrozumiałe, że człowiek w moim wieku nie szuka miłości, bo on tę miłość już przeżył. Henryk to mój przyjaciel. Mam z kim wypić herbatę, pojechać po zakupy, do lekarza. To jest proza życia codziennego, a nie jakieś amory, ale cieszę się, że go mam. Moje wnuki zresztą też. Ostatnio wnuczek namalował swoją rodzinę. Na rysunku jestem też ja i pan Henryk z kijkami. Według Leosia "bardzo ładna z nas para". Przecież nie będę się kłócić z 5-latkiem — śmieje się 68-latka, którą niebawem czeka pierwsza podróż za granicę. Razem z córkami i panem Henrykiem polecą do Wenecji.

Zenek przez lata pracował w hucie, potem dorabiał jako ochroniarz. Dziś ma 67 lat, jest już definitywnie na emeryturze i mówi, że życie zaczyna od nowa. No może nie do końca od nowa, bo żona wciąż ta sama, stara. Ale ona nie podziela jego pasji do podróżowania, odkrywania nowych miejsc, do gotowania. Zresztą wcześniej Zenek nie był taki otwarty. Dopiero, jak zaczął mieć problemy ze zdrowiem, to przeszedł taką "metamorfozę", że może to jego ostanie lata, więc co sobie będzie żałował. Całe życie ciężko pracował, wszystko robił dla żony, dla rodziny, niech ma trochę luzu i szczęścia. Zasłużył na nie.

Żona się śmiała, że jeszcze się Zenek tak odmłodzi, że sobie przygrucha jakąś młodą koleżankę do tych wyjazdów i do tego gotowania. Dużo się nie pomyliła. Nie spodziewała się chyba tylko, że ukochana jej męża będzie od niej starsza, a nie młodsza.

Ona by Zenka umiała docenić

Grażynę Zenek spotkał w parku zdrojowym pierwszego dnia pobytu w Ciechocinku. Siedziała na ławce, czytała książkę. Zenek zwrócił na nią uwagę, bo wszyscy inni wpatrywali się w ekran telefonu, tylko ona przerwacała kartki.

— Coś mnie tknęło, podszedłem, zagadałem. Od słowa do słowa wyszło, że ona jest wdową, że jej mąż pracował na kopalni. Opowiedziałem jej o swoim życiu, a ona mnie słuchała tak, jak własna żona mnie nigdy nie wysłuchała. Wszyscy mnie ostrzegali, że Ciechocinek to miasto miłości, a ja się śmiałem — mówi 67-latek. — Ale pewnie jakbym Grażynę spotkał w każdym innym mieście i z nią porozmawiał, to też bym się zakochał.

Zenek i Grażyna wymienili się numerami telefonów i następnego dnia umówili się na kolejne spotkanie. Tym razem przegadali całe popołudnie. Wieczorem Zenek wrócił do swojego pokoju i poczuł coś, czego nie czuł od 40 lat: motyle w brzuchu. Grażyna zawróciła mu w głowie. Ale i ona nie pozostała obojętna na rozmarzony wzrok Zenka, jego świetną figurę i fakt, że SUDOKU rozwiązywał w rekordowym czasie. Pomyślała, że ten los niesprawiedliwy, bo ona by takiego męża umiała docenić.

Żona Zenka chyba jakoś intuicyjnie, podskórnie wyczuła, że jej mąż tak sam na te spacery nie chodzi, bo już rzadziej dzwonił, zdjęcia wysyłał jakieś takie byle jakie, bez sensu. Jak jednego dnia posłał jej zdjęcie, na którym widniało pół kaczki w fontannie, to zrozumiała, że trzeba interweniować. — Albo pijany chodzi, albo sobie kochankę znalazł — mówiła sąsiadce. — Nic dziwnego — odpowiadała Lidka z parteru. — Cud boski, że tyle lat z taką małpą wytrzymał. Okropna byłaś dla niego.

Zenek mówi, że samemu w sanatorium jest po prostu smutno. Że trzy tygodnie szlajać się samemu po tych tężniach i zieleniach to by mu się nie chciało. Pan Bóg mu chyba zesłał tę Grażynę na ziemię. To i Pan Bóg mu zdradę wybaczy.

— Człowiek chce się do kogoś przytulić, poklepać jakieś ciało, razem się pokołysać do muzyki, porozmawiać — tłumaczy. — A jak się przy okazji okaże, że spotkałeś miłość twojego życia, to na co właściwie czekać? Nic, tylko brać. Moja żona i tak mnie nigdy nie kochała.

"Ma swoją godność, nie będzie się kłócić"

Po trzech tygodniach wrócił Zenek do domu, ale nie wrócił do żony. Odmieniony, odmłodniały, jakiś taki bardziej atrakcyjny. Pojechał do Ciechocinka sam, wrócił już w nowym związku, szczęśliwy, spełniony.

A żona Zenka mówi, że trudno, na miłość nie ma rady. Nie będzie się na stare lata kłóciła z inną babką o emeryta, ma swoją godność. "Skoro oni się tak świetnie dobrali w tym sanatorium, że pojechali osobno, a wrócili razem, to niech już sobie razem będą. Dużo im czasu nie zostało, he, he" — napisała w SMS-ie do sąsiadki.

Tylko niech on sobie nie myśli, że mu ta "stara żona" w prezencie rozwodowym samochód zostawi, żeby mógł tę Grażynkę odwiedzać, zanim się do niej wprowadzić. Łatwo być nie może, miłość musi przecież jakieś trudności pokonać, a co.