• Zgodnie z rozporządzeniem warszawscy urzędnicy nie będą mogli eksponować symboli religijnych na swoich biurkach
  • — Komu przeszkadza krzyż w urzędzie? Wisiał od dekad i nagle jakiś polityk myśli, że ma prawo wywalić go do kosza — oburza się 42-latka z Mokotowa
  • — Uważam, że to, że krzyż wisi nad biurkiem urzędnika, nie czyni ani tego miejsca, ani tej osoby bardziej świętymi — komentuje inna, gorliwa katoliczka z Warszawy
  • — Nie mam nic przeciwko wierze, sama jestem agnostyczką. Natomiast ja nikomu nie wkładam swoich poglądów do gardła — podkreśla pani Maria
  • Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu
  • Szukasz pogłębionych treści? Wejdź na Onet Premium

— Warszawa jest pierwszym miastem w Polsce, które przyjęło taki dokument — skomentowała podpisane przez Rafała Trzaskowskiego zarządzenie Monika Beuth, rzeczniczka ratusza.

Warszawiacy komentują skutki decyzji prezydenta. Nawet w środowisku katolickim pojawiają się skrajne opinie.

"Kolejny atak na Kościół"

— Mam wrażenie, że ówcześni rządzący na czele z panem Donaldem Tuskiem chcą za wszelką cenę zniszczyć Kościół w Polsce. Zaczęli do wyprowadzenia religii w szkołach, choć na szczęście pan Hołownia i Kosiniak-Kamysz bronią poglądów większości katolików tego kraju — komentuje 42-letnia mieszkanka Mokotowa.

— Komu przeszkadza krzyż w urzędzie? Wisiał od dekad i nagle jakiś polityk myśli, że ma prawo wywalić go do kosza. To jest atak na Kościół. Nie przekonują mnie zapewnienia pana Trzaskowskiego, który zapewniam, że pracownicy będą mogli nosić symbole religijne indywidualnie, na przykład w formie medalików. Wątpię, by którykolwiek z podwładnych odważył się manifestować w pracy swoje poglądy religijne, skoro władzom nie jest z nimi po drodze — tłumaczy mama dwójki nastolatków.

Pani Maria uważa, że w przypadku tak kolosalnej zmiany wypadałoby zapytać warszawiaków o zdanie.

Szkoda, że nikt nie pomyślał o referendum. Chętnie poznałabym opinie większości mieszkańców stolicy, zwłaszcza ze środowiska katolickiego.

"Krzyż nie czyni żadnego miejsca świętym"

Zupełnie innego zdania jest pani Sandra, która również określą się jako osoba wierząca i praktykująca. — W przeciwieństwie do niektórych polityków PiS decyzja prezydenta wcale mnie nie oburza. Uważam, że to, że krzyż wisi nad biurkiem urzędnika, nie czyni ani tego miejsca, ani tej osoby bardziej świętymi. Ci, którzy wierzą w Boga, mają go w sercu i są w jego obecności niezależnie od tego, gdzie się znajdują i czy w danym miejscu jest krzyż, czy go nie ma. A niewierzącym jest on w najlepszym razie obojętny — argumentuje swoje poglądy 33-latka.

Odwołuje się także do funkcji, jaką powinny sprawować urzędy.

To miejsce publiczne, dostępne dla każdego, niezależnie od poglądów czy wyznania. W kościele owszem uważam, że krzyż dobrze, żeby wisiał, bo jest ważnym symbolem..., ale czy nabożeństwo bez niego nie mogłoby się odbyć? Albo byłoby mniej ważne? Nie byłoby tam Boga? Absolutnie nie! On jest tam, gdzie "dwóch lub trzech zbiera się w Jego imieniu". Tyle. Hipokryzją jest natomiast uważać, że powieszenie krzyża ma jakąś moc. Ile to razy w historii ludzie z krzyżem na piersi lub na ustach czynili wręcz okrucieństwa?

Gorliwa katoliczka nie chce, by decyzja prezydenta Trzaskowskiego podzieliła Polaków. — Bardzo nie lubię też klasyfikowania Polaków jako katolików. Owszem, zdecydowana większość jest "zapisana" do Kościoła katolickiego, bo w wieku niemowlęcym zostaliśmy ochrzczeni — dodajmy, że bez naszej zgody, a nawet świadomości. Ale ile procent Polaków faktycznie wierzy? Nie ma się co łudzić, zamydlać oczu i stwarzać pozorów. Jest to zupełnie bezcelowe, a wręcz śmieszne!

"Jeżeli wierzymy w Boga, to nie zmuszajmy do tego innych"

Pani Maria pracowała przez wiele lat w urzędzie miasta w małej miejscowości, po kilku latach przeprowadziła się do Warszawy, gdzie spełnia się, pracując w jednej ze spółdzielni mieszkaniowych. — Małe miasteczka mają to do siebie, że pewne rzeczy przychodzą tam później. Uwielbiałam pracę w dziale kultury w moim miasteczku, ale bogobojne panie skutecznie mnie wykurzyły. Przynosiły swoje polityczne przekonania i religię do pracy. Wiedziałam doskonale, że popierają Prawo i Sprawiedliwość oraz co niedzielę chodzą do Kościoła — opowiada nam 39-latka.

— Nie mam nic przeciwko wierze, sama jestem agnostyczką. Natomiast ja nikomu nie wkładam swoich poglądów do gardła. Dlatego uważam, że decyzja Rafała Trzaskowskiego o wyniesieniu krzyży z miejsc pracy w Warszawie, to pierwszy krok do wolnej Polski. I nie dlatego, że chciałabym zabronić chrześcijaństwa w naszym kraju całkowicie, ale dlatego, że wiarę powinno się przeżywać w zaciszu własnego domu — podkreśla Maria.

Bądźmy szczerzy, nie ma nic bardziej denerwującego niż księża mieszający się w sprawy polityczne czy społeczne. Nie rozumiem, dlaczego w naszym kraju musi panować to przekonanie, że wszyscy musimy wierzyć w Boga. A nawet jeżeli w niego wierzymy, to nie zmuszajmy do tego innych

— kwituje.

"Czy krzyże naprawdę komuś przeszkadzały?

Dorota uważa z kolei, że jest to kolejna nadmuchana sprawa, która ma odwrócić uwagę od istotnych spraw politycznych. — Mam wrażenie, że te krzyży nikomu na tych ścianach nie przeszkadzały, ale musimy narobić znowu afery. A może dlatego, żeby przepchnąć jakieś umowy pod biurkiem? Politycy wszelakiej maści słyną z tego, że potrafią nas nieźle mamić nieistotnymi szczegółami życia społecznego — podkreśla kobieta.

— Nie podoba mi się takie podejście do sprawy. Nie jestem jakaś super wierząca, ale mam krzyż nad wejściem do domu od wielu lat. Nawet na niego nie zwracam uwagi.

Czy naprawdę państwu w urzędach państwowych tak to przeszkadzało? Przecież to nie były ołtarze na kilkanaście metrów, ale malutkie krzyżyki. Świat chyba naprawdę zaczyna powoli wariować

— kwituje pani Dorota.