• Bohaterki tekstu są samotne w macierzyństwie, bo ich partnerzy ciągle pracują. —Gdybym go zapytała, jak nazywa się nowa ulubiona koleżanki Marysi w przedszkolu albo jaki rozmiar buta ma Jasiek, to na pewno by tego nie wiedział. On po prostu jest nieobecny w naszej codzienności — twierdzi 37-letnia Agata, mama dwójki dzieci
  • — Nie spodziewałam się, że codzienność będzie tak wykańczająca, że zwyczajnie nie dam z nią sobie rady — zgadza się z nią 32-letnia Zośka, mama dwóch dziewczynek, której mąż pracuje na tirach
  • Młode mamy są przeciążone i często przemęczone obowiązkami. Próbują godzić opiekę nad dziećmi z pracą zawodową i dbaniem o dom. Od mam oczekuje się, by zawsze były silne i ze wszystkim dawały sobie radę
  • — Choć mówi się coraz głośniej, że tata to też rodzic, że dziecko go potrzebuje, to kiedy pary mówią, że np. tata wykąpał, został w domu, a mama wyszła ze znajomymi, w odpowiedzi słyszą: "Jak wspaniale, że pomaga!". Kiedy to mama to robi, nikt nie bije jej braw, uznaje się to za oczywiste. No bo kto, jak nie matka? — pyta psycholożka Maja Rosińska
  • Polska ma jeden z najwyższych wskaźników wypalenia rodzicielskiego. — Główne przyczyny to trudności w radzeniu sobie ze stresem, osamotnienie, brak wsparcia, przeciążenie codziennymi zadaniami oraz poczucie utraty kontroli nad własnym życiem — podsumowuje psycholożka
  • Więcej artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu
  • Szukasz pogłębionych treści? Wejdź na Onet Premium

Przychodzą do nich partnerzy i mówią, że znaleźli lepiej płatną pracę. Muszą tylko pracować dłużej albo wyjechać, ale wrócą do domu na weekend. Wychodzą więc rano i wracają o godzinie 21:00, gdy dzieci już śpią. Albo wyjeżdżają do pracy w niedzielę wieczorem, a wracają w piątek. Są wtedy uśmiechnięci, cieszą się pobytem z rodziną. A one są zmęczone, przeciążone, sfrustrowane, że wszystko jest na ich głowie. I tak bardzo samotne.

— Kiedy zakładaliśmy rodzinę, byłam pełna optymizmu. Widziałam te małe stópki biegające po domu, wspólne śniadania i długie spacery. Mam starszą siostrę, więc zdawałam sobie sprawę również ze wszystkich trudności, nieprzespanych nocy, chorób. Ale wciąż jednak czułam, że macierzyństwo jest piękną przygodą, której będzie mi dane doświadczyć. Nie spodziewałam się, że zostanę w nim sama, a codzienność będzie tak wykańczająca, że zwyczajnie nie dam z nią sobie rady — mówi 32-letnia Zośka, mama dwóch córek urodzonych w odstępie dwóch lat.

"Każdego dnia biegnę w maratonie, tylko mety nie widać"

Mąż Zośki pracuje na tirach. Jak mówi, mogło być gorzej, bo przecież mógłby wyjeżdżać do pracy za granicę, a on jeździ tylko po kraju. Wyjeżdża zwykle na początku tygodnia na cztery lub pięć dni. Zdarza się, że wróci po trzech dniach i wtedy w domu jest wielkie święto. Ale za chwilę znowu rusza w trasę, a ona zostaje sama z dziećmi.

—Amelka ma cztery lata, a Kornelka dwa. Nie jest łatwo opiekować się nimi, a przy tym wszystkim ja jeszcze pracuję zawodowo. Mam swoją działalność i na szczęście mogę regulować sobie godziny pracy, ale jeśli chcę zarobić, muszę swoje odpracować. Nikt mi nie zapłaci za dzień wolny, jeśli już jakiegoś dnia nie daję rady i odpuszczam pracę, to kolejnego dnia muszę to nadrobić. A gdzie w tym wszystkim codzienna logistyka? — pyta Zośka.

— Rano zawożę Amelkę do przedszkola, później robię szybkie zakupy i wracam z Kornelką do domu. To aniołek, a nie dziecko, więc po drugim śniadaniu daję jej coś do zabawy, a sama nadrabiam pracę. Pracuję też w czasie jej drzemek, które są już coraz krótsze. Muszę też wstawić pranie, posprzątać, ugotować coś do jedzenia, żeby nie zapychać dzieci bułkami... Później pędzę po Amelkę do przedszkola, dwa razy w tygodniu jeżdżę z nią na rehabilitację. Jeśli starsza przyniesie jakiegoś wirusa z przedszkola, cała moja logistyka leży. Czasem mam wrażenie, że biegnę w maratonie, w którym meta coraz bardziej mi się wymyka. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej zmęczona, ale przecież nie mogę odpuścić, bo nikt za mnie nie wykona tych obowiązków — kontynuuje.

Od razu wyjaśnia, że nie może zatrudnić opiekunki do dzieci, bo jej na to po prostu nie stać. Rodzice i teściowie mieszkają daleko i nie mogą pomóc przy wnuczkach. Musi radzić sobie sama.

— Oczekujemy, że mama "zawsze ogarnie", da radę. Z tego też wynika to słynne, memiczne już, proszenie taty o coś i jego odpowiedź: "Nie wiem, mamę zapytaj". Może to też wynikać z poczucia winy i wstydu, że mamy są egoistyczne albo niewystarczająco oddane rodzinie. Może wynikać z braku wsparcia, bo jeśli nie ma kogoś, kto chce słuchać, to po co w ogóle się odzywać? — komentuje psycholożka Maja Rosińska.

— Może to też być strach przed odrzuceniem lub konfliktami. Mamy boją się, że gdy "zaczną marudzić", będzie kłótnia. Już sama nasza narracja nas zniechęca – narzekam, żalę się, męczę. Tych słów często używają kobiety. A ja wolę mówić: zwierzam się, dzielę, opowiadam. Dochodzi też do tego brak świadomości swoich potrzeb. Mówiąc wprost: mama może być tak zapracowana i zajechana, że nawet nie pomyśli, że potrzebuje sama iść pod prysznic (bez dziecka płaczącego pod drzwiami) czy spotkać się ze znajomymi — dodaje.

"Dla ciotek tworzymy idealną rodzinę"

37-letnia Agata jest w podobnej sytuacji jak Zośka. Jej mąż, Piotr, jest przedstawicielem handlowym. Czasem Agata ma wrażenie, że ciągle pracuje — nie ma go w domu od rana do wieczora, często nadrabia pracę w weekendy albo wyjeżdża do innych miast. Przestała już go nawet pytać, dokąd znów jedzie i kiedy wróci. Wie, że sama musi zawieźć Jaśka do szkoły, a Marysię do przedszkola; że musi kupić prezent na urodziny koleżanki córki i że Jasiek potrzebuje nowych butów na piłkę. Musi też ugotować, posprzątać, uprać, zajrzeć do chorej mamy i poświęcić czas przyjaciółce, która właśnie się rozwodzi.

—Gdybym wiedziała wcześniej, że tak to będzie wyglądało, to dwa razy bym się zastanowiła. Kocham mojego męża, ale właściwie czuję się tak, jakby go w ogóle nie było — przyznaje ze smutkiem.

— Wiecznie jest w pracy, wiecznie zajęty swoimi obowiązkami. Gdybym go zapytała, jak nazywa się nowa ulubiona koleżanki Marysi w przedszkolu albo jaki rozmiar buta ma Jasiek, to na pewno by tego nie wiedział. On po prostu jest nieobecny w naszej codzienności. Syn bardzo się przez to buntuje, codziennie ze mną o wszystko walczy, jest zapatrzony w tatę jak w obrazek. A ja każdego ranka zastanawiam się, czy uda mi się ugasić poranne konflikty, czy zdążę po pracy pojechać z Marysią do okulisty i czy na pewno czegoś nie przegapiam w życiu Jaśka. Wiele razy rozmawiałam z Piotrem o tym, że powinien zmienić pracę, bo to nie może tak wyglądać. Twierdzi, że musimy wytrzymać jeszcze kilka lat, bo mamy do spłaty duży kredyt hipoteczny. Prawda jest jednak taka, że jesteśmy rodziną tylko od święta, na komuniach czy weselach. Wtedy słyszę zachwyty ciotek czy kuzynek, jaki Piotr jest wspaniały, jak dobrze, że ma taką dobrą pracę. A nikt nie wie, że to wszystko zżera mnie od środka — wyznaje Agata.

Ojcowie angażują się coraz bardziej, ale codzienność ogarniają mamy

Młodzi ojcowie dziś są bardziej zaangażowani w rodzicielstwo niż jeszcze dwadzieścia lat wcześniej. Przewijają dzieci, wychodzą z nimi na spacer, do lekarza, wożą na zajęcia. Nikt się jednak nie dziwi, jeśli nie robią tego, bo pracują. Przyjęło się nawet określenie stacjonarne matki, bo to mama zawsze jest tą osobą, która jest przy dziecku. Ojcu łatwiej jest się rozwijać zawodowo i zarabiać, bo wciąż pokutuje w Polsce przekonanie, że mężczyzna powinien przede wszystkim zarobić na rodzinę.

— Choć mówi się coraz głośniej, że tata to też rodzic, że dziecko go potrzebuje itd., to kiedy pary mówią, że np. tata wykąpał, tata został w domu, a mama wyszła ze znajomymi, w odpowiedzi słyszą: "Jak wspaniale, że pomaga!". Kiedy to mama to robi, nikt nie bije jej braw, uznaje się to za oczywiste. No bo kto, jak nie matka? Często kobiety przychodzące do mnie złoszczą się, że on pomaga, a przecież to jego obowiązek, by zajmować się dzieckiem, a nie tylko pomóc — komentuje psycholożka Maja Rosińska, współpracująca z Fundacją Mamą na Huśtawce, która oferuje wsparcie psychologiczne dla kobiet w ciąży i mam.

Jeśli kobieta trafia na empatycznego i wrażliwego mężczyznę, który chce mieć swój realny udział w wychowaniu dzieci, może realizować się na innych polach niż macierzyństwo i spełniać zawodowo. W takim związku łatwiej zachować jest równowagę, jest też większa szansa na to, że codzienność nie przytłoczy takiej pary.

Czym grozi ciągłe odkładanie swoich potrzeb na później?

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że codzienne odkładanie swoich potrzeb grozi nie tylko problemami emocjonalnymi i depresją, ale i wypaleniem rodzicielskim, o którym wciąż mówi się w Polsce zbyt mało.

— Polska ma najwyższe w Europie wskaźniki dotyczące wypalenia rodzicielskiego. Główne przyczyny wypalenia rodzicielskiego matek to trudności w radzeniu sobie ze stresem, osamotnienie, brak wsparcia, przeciążenie codziennymi zadaniami oraz poczucie utraty kontroli nad własnym życiem — przyznaje psycholożka Maja Rosińska.

Wypalenie rodzicielskie może doprowadzić nie tylko do emocjonalnego wyczerpania i osłabienia satysfakcji z rodzicielstwa, ale i do rozpadu rodziny. Młode mamy potrzebują wsparcia, nie tylko fizycznego w postaci pomocy w opiece nad dziećmi, ale też psychicznego. Powinny czuć, że otoczenie jest im przyjazne, że wysłucha ich żali, pocieszy, podniesie na duchu. Czasem wystarczy porozmawiać z przyjaciółką, przyznać, że jest ciężko, by zrzucić z siebie duży ciężar.

— Walczę z codziennością, pędzę od rana do wieczora, a wieczorem patrzę na słodko śpiące córki i mam ogromne wyrzuty sumienia... Wiem, że inne mamy mają gorzej. Wiem, że są kobiety, które chciałyby być na moim miejscu. Ale gdybym tylko nie była na co dzień tak bardzo samotna, to może byłoby mi łatwiej — mówi Zośka.

Zbliżający się Dzień Mamy to doskonały moment na refleksję. Czasem wystarczy uśmiechnąć się do kogoś na ulicy czy pocieszyć dobrym słowem, by młoda mama poczuła się lepiej. Empatia i zrozumienie — to dwa słowa, o których powinniśmy sobie częściej przypominać.