Poniżej publikujemy list od pani Justyny. Zachęcamy was do dzielenia się swoją opinią oraz własnymi historiami pod adresem: redakcja_lifestyle@lst.onet.pl. Wybrane e-maile opublikujemy w serwisie Kobieta Onet.

Moi znajomi co roku wyjeżdżają gdzieś na wakacje. Rok w rok wypoczywają w nadmorskich kurortach w ciepłych krajach. Wiem, bo mój Facebook zalewa wtedy fala zdjęć dokumentujących te luksusy. Palmy, słoneczne plaże, błękitna woda, drinki — można pozazdrościć. Ja nawet nie marzę o tym, by lecieć do Grecji czy Egiptu, ale by zapakować dzieci w auto i pojechać w góry na tydzień. Czy to tak wiele? Niestety tak.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Wychowuję dwóch synów samodzielnie, więc te z was, które też mają podobną sytuację, wiedzą, że nie zawsze jest kolorowo. Alimenty i osiemsetki to jakaś pomoc, ale nie oszukujmy się, za to się dzieci nie da utrzymać. Jest jeszcze moja praca, bo odkąd dzieciaki podrosły, mogę sobie pozwolić na pełen etat, i nie tylko. Niestety, im większe dzieci, tym większe wydatki na nie, więc to, co zarobię ekstra, mam na co przeznaczać. Koszty życia w dużym mieście wciąż rosną, a zarobki niekoniecznie. Najniższa krajowa to mało, dlatego tłukę nadgodziny, czasem podejmuję się także innych dorywczych zleceń, dzięki czemu zawsze dodatkowy grosz do kieszeni wpadnie. Wtedy mam jeszcze mniej czasu dla dzieci, ale coś za coś.

Niestety mam to "szczęście", że co odłożę jakąś sumkę pieniędzy, zawsze coś wyskoczy do naprawy albo zakupu, albo dzieci się pochorują. Mogłabym też odmawiać im ekstra przyjemności, by więcej odkładać, ale dlaczego one mają na tym cierpieć? Dlaczego nie mają mieć hulajnogi, konsoli do gier czy lepszego telefonu? Owszem, mogę też wziąć kredyt, jak mi poradziła bardziej obrotna znajoma, tyle że później trzeba go spłacać. To nie jest dla mnie dobre rozwiązanie.

Moi synowie notorycznie dopytują, kiedy pojedziemy w Tatry. Marzą o wędrówce szlakami górskimi, chcieliby zobaczyć Morskie Oko, Zakopane. Są miłośnikami dzikiej przyrody i gór. Z nadzieją obdzwoniłam kilka miejsc i włos mi się na głowie zjeżył od proponowanych cen za pobyt i nocleg dla trójki osób przez tydzień. W dodatku nóż mi się w kieszeni otworzył, gdy wzięłam pod uwagę cenę za paliwo na dojazd, bilety na większe atrakcje oraz kwestię wyżywienia. Dodałam do tego pamiątki i oczywiście ekwipunek, który muszę kupić w góry. Przecież w zwykłych tenisówkach na szlak nie wyjdziemy... Patrząc na to wszystko, w kwocie, którą jestem w stanie wygospodarować, nie mamy szans się zamknąć. Ta świadomość mnie przytłacza i sprawia, że nawet nie marzę o tym, by w tym roku gdzieś pojechać. Tylko, jak to wyjaśnić dzieciom?

Szczerze mówiąc, to czuję się jak przegryw, gdy siłą rzeczy porównuję się z innymi. Powinnam cieszyć się z tego, co mam, bo są tacy, którzy mają jeszcze mniej, ale boleśnie odczuwam różnice mną a zamożniejszymi znajomymi. Po prostu nie stać mnie na to, żeby pojechać nawet w te nasze polskie góry, a co dopiero myśleć o dalszych, bardziej luksusowych wyjazdach.

I właśnie dlatego moje dzieci co najwyżej pojadą do dziadków na wieś. Wiem, że dobrze się tam czują i mają znajomych, ale mimo wszystko jest różnica pomiędzy wyjazdem w dobrze znane kąty, a odkrywaniem nowych widoków, przyrody, poznawaniem historii i kultury.

Mam o to żal do losu, że mimo starań tak mi się to wszystko słabo układa. Nie dziwcie się więc, że mam tego dość. Liczę na to, że w przyszłości uda mi się zmienić pracę na lepiej płatną i wreszcie będzie stać nas nie tylko na to, by marzyć, ale też, by realizować te marzenia. Oby tak było.