Poniżej publikujemy list od pani Ewy i zachęcamy was do dzielenia się swoją opinią oraz własnymi historiami pod adresem: redakcja_lifestyle@lst.onet.pl Wybrane maile opublikujemy w serwisie Kobieta Onet.

Milion razy słyszałam, jak ciężarne narzekały na wścibskość, brak empatii, czy zwyczajny brak kultury innych osób, jednak traktowałam to trochę z przymrużeniem oka. Jednak odkąd sama jestem w ciąży, przekonałam się na własnej skórze, ile nieprzyjemności musi się nasłuchać przyszła mama. Ludziom puszczają hamulce. Przez myśl by mi nie przeszło, że ktoś może tak potraktować dorosłą, obcą kobietę. To jakaś farsa!

Wszystko zaczyna się wtedy, gdy brzuch jest już widoczny. Szybko przekonałam się, że problemem jest nie tylko powszechne obmacywanie, ale komentowanie absolutnie wszystkiego, a najczęściej pojawiającą się mądrością, jest to, że "kiedyś było gorzej i nikt nie narzekał". Jak jeszcze raz usłyszę, że kiedyś kobiety rodziły w polu, pod drzewem, a potem wracały do roboty, oszaleję! I wcale nie chodzi jakieś narzekanie.

Siadam w autobusie, a ktoś: "kiedyś kobiety rodziły w polu"

Idę do fryzjera i słyszę: "kiedyś kobiety rodziły w polu"

Ktoś pyta, czy mam wybrany szpital, a potem dodaje, że "teraz to dobrze, bo kiedyś kobiety rodziły w polu".

Wchodzę na badania, np. na test glukozy, który jest bez kolejki i co? "Kiedyś kobiety rodziły w polu", "kiedyś kobiety nie wpychały się do kolejki" — rozlega się poczekalni. No naprawdę, chyba się w głowach nam młodym poprzewracało, że w ciąży te badania robimy i rodzimy w szpitalach – myślę sobie. Bo nie bardzo wiem, jak inaczej interpretować takie rzucane wprost lub w eter komentarze.

Zazwyczaj taka cenna lekcja historii pochodzi od pań 50 plus. Muszą być oczytane, bo jakoś nie przypuszczam, żeby któraś z nich rodziła w polu i chciała się podzielić doświadczeniem. Skąd się biorą, po co i czemu mają służyć te przytyki? Nie wiem. Usłyszałam to nieszczęsne "pole" nawet na zakupach w sklepie dziecięcym! Nie wiem, czy to bardziej śmieszne czy straszne. Jednak komentarz chyba miał podkreślić, jakie to teraz wszystko ładne i drogie, a kiedyś to tak nie było.

I co ja mam z tymi informacjami zrobić?Mam dziecko po porodzie fartuchem owinąć i w czapce z gruszkami nosić?

Zdążyłam się już dowiedzieć, że nie powinnam jeździć komunikacją, bo dziecko narażam, ale jednocześnie nie powinnam prowadzić samochodu (ani z pasami zapiętymi, ani bez). Lepiej też nie pracować, ale też nie chodzić na L4, bo naciągam innych. Nie powinnam stać w kolejce w sklepie, ale też lepiej, żebym jadła tylko niektóre rzeczy i w ogóle jadła za dwóch. Najlepiej, żebym nie robiła nic, bo zaszkodzę dziecku, albo poszła już na to pole na żniwa i przy okazji czekała na skurcze, bo w szpitalu chyba mi za lekko będzie. Jednocześnie powinnam rodzić więcej, bo teraz to się młodym "nie chce mieć dzieci", żeby sobie "kłopotu nie robić".

Ach i nie powinnam z tym brzuchem stać w kolejce do przymierzalni w normalnym sklepie, bo przez takie jak ja trzeba czekać, a kolejka i tak wystarczająco długa.

Na szczęście jakoś szczególnie mnie to nie dotyka. Jednym uchem wpada, a drugim wypada. Częściej się z tego śmieje, czasem odgryzam, ale mam normalną, wspaniałą rodzinę, która nie serwuje mi takich tekstów. Współczuję wszystkim babeczkom w ciąży, które tego wysłuchują w kółko, z każdej strony, także od najbliższych.