Kup subskrypcję
Zaloguj się

Premier obiecuje gonienie Wielkiej Brytanii. Jakie są na to szanse? Ekspert komentuje

"Na 25. rocznicę Polacy będą zamożniejsi od Brytyjczyków" — obiecuje premier Donald Tusk. Dane Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego wskazują, że prędzej wyprzedzimy Hiszpanię i Włochy. — Owszem, dogonienie Wielkiej Brytanii jest wyobrażalne, ale na miejscu pana premiera byłbym ostrożny ze składaniem takich deklaracji — mówi Business Insiderowi ekonomista prof. Witold Orłowski.

Premierzy Polski Donald Tusk i Wielkiej Brytanii Rishi Sunak podczas spotkania w Warszawie w kwietniu 2024 r.
Premierzy Polski Donald Tusk i Wielkiej Brytanii Rishi Sunak podczas spotkania w Warszawie w kwietniu 2024 r. | Foto: Wojciech Olkusnik/East News / East News

Polska od kilku dekad wiecznie goni. Za pierwszej kadencji premiera Donalda Tuska mieliśmy być "drugą Irlandią". Potem prezes Jarosław Kaczyński zapowiadał w Polsce drugi Budapeszt, a kilka lat później — drugą Ankarę.

W ostatnich latach oczy polityków skierowały się na Zachód. Szef PiS mówił o gonieniu kolejnych krajów. — Najbogatsze są Dania i Holandia. Kilka kolejnych lat i możemy do nich dojść. Do Niemców też — takie wizje przed uczestnikami pikniku wojskowego w Zawichoście snuł w sierpniu 2023 r. Jarosław Kaczyński.

I wreszcie teraz, wiosna 2024 r. Polska ma nie tylko gonić, ale i przegonić Wielką Brytanię. Taką obietnicę złożył premier Donald Tusk, który chce Londynu w Warszawie. Z tą różnicą, że bez wychodzenia z UE. Chodzi mu tylko o poziom zamożności.

Zobacz także: "Życie w Londynie po trzydziestce nie ma już sensu". Polacy opowiadają o skutkach brexitu

"Kiedy my świętujemy 20 lat w Unii, w Wielkiej Brytanii toczy się ostra debata wywołana prognozą Banku Światowego, zgodnie z którą dochód na głowę będzie w 2025 wyższy w Polsce niż w UK. I to obiecuję: na 25. rocznicę Polacy będą zamożniejsi od Brytyjczyków. Lepiej być w Unii!" — napisał 1 maja szef rządu.

O co chodzi premierowi?

Co dokładnie na myśli ma szef rządu? Rzeczywiście, w Wielkiej Brytanii w ostatnich miesiącach sporo mówi się o tym, że dystans dzielący ten kraj od Polski pod względem ekonomicznym znacznie się zmniejsza.

— Jeśli obecna polityka gospodarcza się nie zmieni, Wielkiej Brytanii grozi to, że do 2030 r. pod względem PKB na osobę zostanie wyprzedzona przez Polskęostrzegał wiosną ubiegłego roku lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer. Wypowiedź tę można łatwo znaleźć w mediach społecznościowych, o czym pisaliśmy w Business Insider Polska.

Przywołując dane Banku Światowego, wskazał, że w latach 2010-21 średni roczny wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii wynosił 0,5 proc., podczas gdy Polski — 3,6 proc. W efekcie zmniejszył się dystans dzielący oba kraje pod względem PKB per capita.

W uproszczeniu: chodzi o wartość produkcji gospodarczej w danym kraju w przeliczeniu na głowę jednego mieszkańca. Dodatkowo jest on przeliczany według parytetu siły nabywczej, czyli odzwierciedla nie tylko nominalne kwoty, ale też niejako "urealnia" je, dostosowując choćby do kosztów życia w danym miejscu.

— To dobry wskaźnik, który pokazuje pewne tendencje. Za nim bardzo często idą też wynagrodzenia. Ale nie zapominajmy, że to niejedyny miernik bogactwa danego narodu — przestrzega w rozmowie z Business Insiderem prof. Witold Orłowski, ekonomista z Akademii Finansów i Biznesu Vistula oraz główny doradca ekonomiczny PwC.

Nasz rozmówca zwraca uwagę, że "bogactwo to przecież również zgromadzony majątek, a nie tylko dochody". — Pod tym względem to my Brytyjczyków nie dogonimy nawet i za 100 lat — przypomina.

Polska goni i wyprzedza

Wróćmy jednak do tego, jak w ostatnich latach wyglądał rozwój polskiej gospodarki. Jest on nierozerwalnie związany ze wstąpieniem naszego kraju do Unii Europejskiej w 2004 r.

To, co udało się Polsce przez te 20 lat wypracować, pokazywaliśmy w osobnym materiale w Business Insider Polska.

Zobacz także: Te wykresy otwierają oczy. Tak Polska zmieniła się przez 20 lat w UE

Przez ostatnie lata Polska była jednym z liderów wzrostu PKB w całej Europie. Odczyty na poziomie 4-5, a czasami nawet ponad 6 proc. były w naszym kraju czymś zupełnie normalnym, podczas gdy w innych krajach o takim wyniku mogli tylko pomarzyć.

Ostatnie kwartały pokazują jednak pewne wyhamowanie naszej gospodarki. Pisaliśmy niedawno w materiale Jacka Frączyka, że w czwartym kwartale ub.r. co prawda nastąpiło odbicie polskiej gospodarki, ale było "niemrawe". Trudno inaczej mówić o wzroście o 1 proc. Jak na standardy z ostatnich lat nie jest to dla nas powód do zadowolenia.

Jednak powodem do dumy jest już porównanie naszego wzrostu gospodarczego na tle innych krajów Europy. Mimo niewielkiego wzrostu gospodarczego dogoniliśmy w wartościach nominalnych Szwajcarię i poważnie zbliżyliśmy do Holandii.

Brytyjczycy na horyzoncie, ale najpierw Włochy i Hiszpania

Z kolei w danych przeliczonych na jednego mieszkańca Polska jest jednym z prymusów w UE. Gdy wstępowaliśmy do niej w 2004 r., PKB na osobę według parytetu siły nabywczej był dwukrotnie niższy niż średnia unijna. Wówczas tylko cztery kraje były mniej zamożne od Polski: Bułgaria, Litwa, Łotwa i Rumunia.

Przez blisko 20 lat Polska mocno nadgoniła zaległości i z uwagi na szybki wzrost gospodarczy przegoniła pod względem PKB per capita m.in. Grecję, Chorwację, Węgry, Portugalię i Słowację.

Teraz przed nami pojawiają się największe kraje "starej" Unii Europejskiej. Według kwietniowych prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego Polska już w 2029 r. powinna doszlusować do Włoch, pozostawiając w tym samym czasie w tyle Hiszpanię.

Ekonomiści Credit Agricole już w ubiegłym roku podkreślali, że różnice będą się zmniejszać. W swoich analizach wyliczyli wówczas, że Polska może dogonić Włochy pod względem PKB na głowę w 2033 r. Są one oparte na wieloletnich prognozach Komisji Europejskiej, sięgających 2035 r., które sugerują, że dynamika PKB będzie kształtowała się w przedziale 2,5-3 proc. w przypadku Polski.

Gdzie zatem Wielka Brytania? Z danych Banku Światowego wynika, że w ostatnich latach znacząco nadrobiliśmy stratę, którą jeszcze kilka lat temu mieliśmy do Zjednoczonego Królestwa.

W 2019 r. PKB per capita według parytetu siły nabywczej w Polsce wynosił 35 tys. dol., podczas gdy w Wielkiej Brytanii było to blisko 50 tys. dol. Dziś ta różnica jest znacznie mniejsza, bo wynosi nieco ponad 10 tys. dol. (dane na koniec 2022 r.)

— Dogonienie Wielkiej Brytanii jest wyobrażalne, natomiast w żadnym razie nie składałbym obietnic, że to się stanie na pewno — twierdzi prof. Witold Orłowski.

Jak dodaje, dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego mówią o tym, że do 2029 r. Warszawa pod tym względem zbliży się do Londynu na niewielką odległość, ale to wciąż tylko prognozy.

— Te mają to do siebie, że nie muszą się sprawdzić. Na miejscu premiera Tuska skupiłbym się na tym, żeby zapewnić Polsce jak najlepsze warunki do rozwoju, a nie na składaniu tego typu deklaracji — mówi ekonomista.

Jego zdaniem dużym uproszczeniem jest też mówienie na podstawie PKB per capita, że Polacy będą zamożniejsi od Brytyjczyków. — Pamiętajmy, że w PKB uczestniczą też właściciele kapitału. Polski wzrost nie oznacza więc zawsze, że te pieniądze wytworzone w naszym kraju zostają nad Wisłą — mówi prof. Orłowski.

Jakość życia i bogactwo to przecież nie tylko wartość PKB per capita. — Podam tu przykład. Irlandia od jakiegoś czasu ma ten miernik spektakularnie wyższy niż w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Jednak czy aby na pewno żyje się tam lepiej niż w Londynie, czy Berlinie? Śmiem wątpić — puentuje rozmówca Business Insider Polska.