Kup subskrypcję
Zaloguj się

Koniec Polski i geografii, jaką znamy. Pięć widocznych skutków spadku populacji

Zmiany demograficzne zachodzące w Polsce oznaczają koniec geografii, jakiej uczyliśmy się w szkołach. Spadek liczby ludności poniżej 38 mln nie powinien nikogo dziwić. Duże miasta przestają być duże, większe robią się jeszcze większe, a to dopiero symboliczny początek ogromnych demograficznych przemian, od których nie uciekniemy.

Niekorzystne zmiany demograficzne odczujemy w codziennym życiu.
Niekorzystne zmiany demograficzne odczujemy w codziennym życiu. | Foto: ARKADIUSZ ZIOLEK/East News / East News

Według ostatniego raportu GUS Polaków jest już mniej niż 38 mln – dokładnie 37 mln 766 tys. osób, czyli o ponad 141 tys. mniej niż w końcu 2021 r. A będzie tylko gorzej. Opublikowane w tym roku prognozy Eurostatu wskazują, że Polska ma jedną z najgorszych perspektyw demograficznych na kontynencie. Populacja nad Wisłą do 2100 r. ma spaść o 8,14 mln osób.

A to i tak głównie dzięki przyjęciu ponad 5,2 mln imigrantów. Jak wylicza bowiem Eurostat, urodzi się u nas w tym czasie zaledwie 21 mln osób, przy aż 34,4 mln zgonów. Tak wielkie przemiany oznaczają koniec Polski, jaką dziś znamy. Co to oznacza z perspektywy zwykłego człowieka? Okazuje się, że całkiem sporo zmian.

Populacja Polaków się kurczy. Do szczytów z dawnych dekad daleko.
Populacja Polaków się kurczy. Do szczytów z dawnych dekad daleko. | Mateusz Krymski / PAP/zdjęcia

1. Osłabiony rynek pracy

To, do czego prowadzi depopulacja widać już na przykładzie części polskich miejscowości i powiatów. — 3/4 gmin w Polsce wyludnia się od kilkunastu lat, w niektórych te procesy zaczęły się jeszcze w latach 50. — to m.in. znaczące fragmenty Lubelszczyzny czy Podlasia. Tam już widać praktyczne skutki depopulacji – komentuje prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego.

— Przykładowo, w powiecie krasnostawskim liczba ludności spadła w bieżącym stuleciu o 25 proc. Tam wyraźnie widać, że inwestycje, które miały kiedyś sens, dziś okazują się zbyt wielkie. Takich przykładów jest więcej – przyznaje.

Wydawać by się mogło, że mniej osób, to mniejsza konkurencja na rynku pracy. Okazuje się jednak, że to tylko jedna strona medalu. — W teorii w miejscach, gdzie ludzi jest mniej, powinna być niższa również stopa bezrobocia. W praktyce jednak inwestorzy niechętnie patrzą na takie regiony, a w efekcie gospodarka cofa się w rozwoju – stwierdza prof. Piotr Szukalski.

2. Problemy firm i biznesu

Dlaczego tak się dzieje? To wina spirali, w jaką wpadają wyludniające się miejsca. — Zauważmy, że krajowi i zagraniczni inwestorzy, decydując się na nowe przedsięwzięcie, biorą pod uwagę dostępność kluczowych pracowników, którzy powinni mieć specyficzne, określone wykształcenie. Unikają miejsc, w których brakuje siły roboczej. W efekcie miejsca, które już i tak borykają się z depopulacją, jeszcze silniej w nią popadają – mówi prof. Piotr Szukalski.

Polskie społeczeństwo się starzeje, a prognozy nie są zbyt wesołe.
Polskie społeczeństwo się starzeje, a prognozy nie są zbyt wesołe. | Mateusz Krymski / PAP/zdjęcia

Zagraniczni inwestorzy pytani o zalety Polski jednoznacznie odpowiadają – to największy rynek tej części Europy, pozwalający na zbudowanie odpowiedniego efektu skali. To właśnie przyciąga wiele znanych przedsiębiorstw do lokowania nad Wisłą swoich zakładów. Znaczna część konsumentów to jednocześnie potencjalna siła robocza. Dostęp do dobrych i wykształconych pracowników również jest dużą zachętą do budowania zakładów przez nowoczesne firmy.

Spadek liczby ludności może zabrać Polsce oba te atuty. — Spadająca populacja oznacza zmniejszający się rynek zbytu, czyli spadek popytu na szereg produktów. A to przekłada się na funkcjonowanie firm i często lokalnego biznesu, a także wpływy budżetowe m.in. do instytucji samorządowych – podkreśla prof. Szukalski.

Atrakcyjność inwestycyjną regionu w dużej mierze tworzy system oświaty, który wraz z mniejszą liczbą obywateli, w wielu miejscach może zacząć kuleć.

— Szkołom trudno utrzymać dotychczasową ofertę edukacyjną. Okazuje się bowiem, że nie opłaca się otwierać np. klas z dość wąską specjalizacją, bo po prostu nie ma na to chętnych. A to z kolei w dłuższej perspektywie wymiernie zmniejsza atrakcyjność inwestycyjną regionu – zaznacza.

Przyrost naturalny na 1000 ludności w wybranych krajach w 2021 r.
Przyrost naturalny na 1000 ludności w wybranych krajach w 2021 r. | Mateusz Krymski / PAP/zdjęcia

3. Usługi publiczne w kryzysie

Mniej mieszkańców to także problem w utrzymaniu usług publicznych. Wyludniające się samorządy już mają poważne problemy, by wiązać koniec z końcem. A mniejsza aktywność firm, może znaleźć przełożenie w uszczupleniu publicznych budżetów – zarówno samorządowego, jak i centralnego. A jednocześnie starzejące się społeczeństwo rodzi też konieczność wyższych wydatków na ochronę zdrowia.

— Depopulacja powoduje problemy z utrzymaniem usług publicznych. Okazuje się, że szkoły, szpitale czy baseny, które niegdyś były wystarczające, okazują się przeskalowane i trudno je utrzymać. Mniejsze wpływy do lokalnych budżetów ograniczają możliwości inwestycji w drogi czy ochronę zdrowia – dodaje demograf z Uniwersytetu Łódzkiego.

Czytaj także: Ile PiS chce wydać na remonty bloków z wielkiej płyty? Minister wyliczył coś innego niż premier

— Jednocześnie spada aktywność w budownictwie. Deweloperzy nie mają zbytu na nowe mieszkania, a ludzie, którzy wciąż mieszkają w takich miejscach, skupiają się na remontach – mówi prof. Szukalski.

4. Koniec z dotychczasową mapą miast Polski

Przez lata zdążyliśmy się przyzwyczaić do wielkości polskich miast. Najprawdopodobniej ta wiedza już za jakiś czas odejdzie do lamusa, bo czeka nas większe rozwarstwienie w tym zakresie. Największe metropolie jeszcze będą rosnąć, wraz ze swoimi obrzeżami. — Zgodnie z prognozami GUS Warszawa czy Kraków będą jeszcze rosnąć, by w perspektywie 10-15 lat osiągnąć swój szczyt. Jeszcze dłużej ma wzrastać liczba ludności w tzw. obwarzankach, wokół najbardziej atrakcyjnych miast – zauważa prof. Szukalski.

Dalsza część artykułu pod wideo:

Depopulacja szybko dotknie jednak miast jeszcze niedawno uznawanych za duże. Tych, które mają od kilkudziesięciu do nawet ponad 200 tys. mieszkańców. — Od ok. 2005 r. miasta średniej wielkości zaczęły się depopulować i ten trend postępuje. Nie licząc niewielkich wyjątków, miasta wielkości od kilkudziesięciu do 200 tys. zauważalnie tracą i się kurczą – dodaje ekspert.

5. Migracja szansą, ale czy ratunkiem?

Czy zmiany demograficzne muszą doprowadzić do katastrofy? Oczywiście, nie zawsze niewielkie państwa muszą być biedne – przykłady zamożniejszych, acz mniejszych od Polski państw można mnożyć. Problematyczny jest jednak sam proces wyludniania. Wyludnianie się oznacza też, że aby zachować zamożność ludności, należy tworzyć dobra i usługi będące wysoko w łańcuchu wartości – Polska wciąż w tym zakresie jeszcze "goni" Zachód.

Problem zapaści demograficznej można nieco opóźnić migracją, choć jak wskazuje prognoza Eurostatu – nawet ona, choć zmniejszy skalę, to najprawdopodobniej nie odwróci procesu depopulacji. A na całkiem duży obszar wyludniającego się kraju jej wpływ może być znikomy. — W skali makro, napływ migrantów może w dużej mierze powstrzymać niekorzystne trendy demograficzne. Migranci mają jednak tendencję do osiedlania się w miejscach będących jednocześnie najbardziej atrakcyjnymi rynkami pracy. Nie sądzę, żeby stanowili odpowiedź mogącą rozwiązać problemy wyludniających się mniejszych gmin i powiatów – mówi ekspert.