Ceny mieszkań nie przestaną rosnąć. Dane nie pozostawiają złudzeń
Dalsze wzrosty cen mieszkań wydają się nieuniknionym scenariuszem w kontekście kolejnego rządowego systemu dopłat — ocenia dyrektorka badań rynku Otodom Analytics Katarzyna Kuniewicz. Jej zdaniem jeśli nic się nie zmieni, na rynku nieruchomości pozostaną jedynie najbogatsi.
- Dochodzimy do momentu, w którym ludzi przestaje być stać na "luksus posiadania"
- Młodzi zostają w domach rodziców, starsi idą na rynek najmu
- Zakupem jest zainteresowanych pozostałe 10-15 proc. najbogatszych konsumentów — ostrzega ekspertka
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
"Ceny wprawdzie nie mogą rosnąć w nieskończoność, ale wciąż rosnące wynagrodzenia oddalają moment, w którym popyt powie dość. Dlatego dalsze wzrosty wydają się — po ogłoszeniu kolejnego systemu dopłat — nieuniknionym scenariuszem, który ponownie wychyli rynek na popytową stronę. Wprawdzie podaż w końcówce roku wzrosła, ale [...] nie dlatego, że deweloperzy uwierzyli w stabilność popytu i rynku, a dlatego, że po skokowym wzroście cen opłacalność realizacji wybranych projektów wyraźnie wzrosła" — czytamy w komunikacie.
Mimo wzrostu wynagrodzeń w największych miastach relacja ceny zakupu 1 m2 mieszkania (w cenie średniej) do średniego wynagrodzenia w III kw. 2023 r. wahała się od 0,57 w Warszawie do 0,76 w Łodzi (danych za IV kw. jeszcze nie ma). Oznacza to, że za przeciętną pensję w największych miastach można było kupić 0,6 — 0,8 metra mieszkania.
Co czeka kredytobiorców w najbliższym czasie?
Wszystko co trzeba wiedzieć o rynku kredytów hipotecznych, cenach mieszkań, zdolności kredytowej, stopach procentowych, a także nowym programie “Mieszkanie na start” we wspólnym opracowaniu Lendi i Business Insider.
Wypełnij formularz i pobierz darmowy ebook podsumowujący sytuację na rynku kredytów hipotecznych.
"Kiedy przelicznik spada poniżej 0,5, czyli: za średnie wynagrodzenie nie możemy kupić nawet pół metra mieszkania, sytuacja staje się niepokojąca. Ludzi przestaje być stać na luksus posiadania. W konsekwencji idą na rynek najmu. Młodzi zostają w domach rodziców. Przy tak niskim przeliczniku na rynku pozostaną najbogatsi, czyli jakieś 10-15 proc. zainteresowanych zakupem. I o ile nie zostanie wzmocniona strona podażowa, może z tą myślą powinniśmy zacząć się oswajać" — powiedziała Kuniewicz, cytowana w materiale.
Ci, którzy potrzebują zwykłego mieszkania albo je wynajmą, albo kupią tańsze na obrzeżach albo pod miastem. Albo pod miastem kupią działkę i zbudują dom, a to doprowadzi do wzmocnienia problemu jakim jest rozlewania się miast, ocenia ekspertka.
Zobacz także: Odwiedziłem słynne osiedle z memów. "Ten się śmieje, kto się śmienie ostatni"
"Z całą pewnością potrzebujemy kompleksowego programu mieszkaniowego, a nie kredytowego, którym w gruncie rzeczy był BK2 proc. i którym ma być jego następca »Mieszkanie na start«. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że na rynek mieszkaniowy w Polsce trzeba przestać patrzeć globalnie. Nie ma jednej recepty dla wszystkich miast razem wziętych, bo nie ma jednolitego rynku. Problemy mieszkaniowe trzeba rozwiązywać w ścisłej współpracy z poszczególnymi samorządami największych miast. Na pewno trzeba przyspieszyć procedurę uzyskiwania pozwoleń na budowę, trzeba sprawdzić, jakie tereny w miastach można uwolnić np. poprzez dopuszczenie rozbiórek i wyburzeń. W wielu przypadkach trzeba wyprostować stan prawny nieruchomości. Trzeba działać na wielu polach, by równoważyć, a nie wychylać rynek to w jedną, to w drugą stronę" — podsumowała Kuniewicz.