Konie znikają z Tatr. Historia polskich gór pokazuje, że może to być katastrofalna decyzja
Rozpoczął się proces likwidacji transportu konnego, jaki działa na szlaku do Morskiego Oka w Tatrach. To nie opinia, to fakt. Koniec wozaków nie nastąpi dziś ani jutro, ale skoro Tatrzański Park Narodowy ogłosił, że nie będzie już wydawał nowym woźnicom licencji na przewóz, wydaje się pewne, że wozy znikną z Tatr w ciągu maksymalnie kilku lat. Czy jest to dobra informacja? Po przeanalizowaniu wszystkich "za" i "przeciw" stwierdzam, że wcale nie. Konie w Tatrach powinny zostać, tak jak zostały tam... owce. Dziś wielu osobom może wydawać się to dziwne, ale ponad 70 lat temu także i te zwierzęta wyrzucono z gór. Efekt był tragiczny i do dziś nieodwracalny.
17 maja w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego odbył się "okrągły stół dla koni". Zaraz po jego zakończeniu, wychodząca ze spotkania ministra klimatu i środowiska — Paulina Hennig-Kloska — krzyknęła z balkonu parkowej dyrekcji do zgromadzonych pod budynkiem fiakrów: "Panowie! Spokojnie. Możecie dalej pracować". W ramach podziękowań kilku z górali szybko weszło na taras i zaśpiewało minister gromkie "sto lat", a następnie życzyło "szczęścia i zdrowia".
Dziś wydaje się, że tamte deklaracje polityczki Trzeciej Drogi wydają się już nieaktualne. W zeszłym tygodniu TPN ogłosił, że na wyraźne życzenie Ministerstwa Klimatu i Środowiska będzie powoli wygaszał transport konny na szlaku do Morskiego Oka. Jak już wielokrotnie pisałem na łamach Onetu, nie można zrobić tego z dnia na dzień. Nie zgodzi się na to starosta tatrzański, który zarządza szlakiem-drogą. Park weźmie więc górali na swoiste przeczekanie i nie będzie wydawał im nowych licencji na przewozy.
Radosne hasanie po łące? Te konie czeka śmierć
Wozaków pracujących w tym miejscu jest 60. Co roku kilku odchodzi jednak na emeryturę lub rzuca to zajęcie. Na ich miejsce dotychczas przychodzili kolejni. Teraz nie będą mogli. Wozacka społeczność zacznie się więc wykruszać, a wraz z nią konie. Ostatecznie zwierzęta zastąpią autobusy elektryczne lub zasilane gazem ziemnym — ewentualnie meleksy. Ich testy już trwają i są pozytywne. Moim zdaniem, jeśli taki scenariusz faktycznie się zrealizuje, będzie źle.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.