Przynajmniej te, o których – jak zauważa Adam Traczyk, politolog i dyrektor zarządzający More in Common, międzynarodowej organizacji działającej na rzecz wzmocnienia demokracji oraz zmniejszania polaryzacji politycznej i światopoglądowej, wiemy dziś. Jak bowiem pokazały ostatnie lata, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w ciągu najbliższej kadencji PE wydarzy się coś, czego nikt obecnie nie jest w stanie przewidzieć. Tak jak w 2019 r., gdy po raz ostatni wybieraliśmy europosłów i europosłanki, nie wiedząc, że przyjdzie Europie mierzyć się z pandemią czy wojną.
Dlatego też w wyborach do Parlamentu Europejskiego (9 czerwca) nie dajmy się nabrać na znane twarze, wybierzmy – jak zachęcają twórcy kampanii #BrukselaToNieKurort – kompetentnych ludzi. Takich, którzy działali już aktywnie na forum PE, skutecznie budowali ponadnarodowe koalicje na rzecz europejskiej jedności i potrafili wykorzystać unijną legislację do ochrony polskich interesów. Zagłosujmy na tych, którzy rozumieją wyzwania współczesnego świata i potrafią na nie odpowiedzieć.
FORBES: Wkrótce wybierzemy posłów do PE. Jakie wyzwania postawi przed nimi Europa i świat?
Adam Traczyk: Pokój to nie wszystko, ale bez pokoju wszystko jest niczym – powiedział Willy Brandt. Dlatego kwestie bezpieczeństwa będą kluczowym wyzwaniem zarówno nowego Parlamentu Europejskiego, jak i nowej Komisji Europejskiej. Wsparcie walczącej z rosyjskim agresorem Ukrainy, ale i rozwijanie zdolności państw unijnych do odstraszania Rosji muszą być na topie listy priorytetów.
Parlament Europejski powinien być miejscem, w którym wypracowuje się nowe mechanizmy współpracy na tym polu. Powinien też wywierać presję na lepszą koordynację i przeznaczenie większych środków na obronność. I nie chodzi tu o medialnie nośne, ale nierealistyczne – nawet w średniej perspektywie – pomysły, jak stworzenie europejskiej armii, ale praktyczne i efektywne koncepcje zwiększające zdolności obronne państw UE.
Tego oczekujemy dziś od Unii? Roztoczenia nad Polską parasola ochronnego?
Dawny podział obowiązków pomiędzy NATO i UE się zaciera. Polki i Polacy widzą w Unii Europejskiej dostarczyciela bezpieczeństwa, czują, że dzięki członkostwu we wspólnocie jesteśmy silniejsi. Tych oczekiwań nie można zawieść. Z drugiej strony nie można poprzestać na kwestiach bezpieczeństwa.
Ważne jednak, by w kontekście wojny w Ukrainie Europa mówiła jednym głosem. Czy tak będzie i jaki to może być głos: bardziej odważny czy zachowawczy?
Nie można pozwolić sobie na zachowawczość, bo nie pozwala sobie na nią Władimir Putin. Ukraińcy walczą o europejską przyszłość dla swojego kraju i w nowych europosłach powinni mieć swoich sojuszników. Nie tylko z powodu sympatii dla Ukrainy, ale ze względu na twarde interesy Unii i bezpieczeństwo jej członków.
A inne wyzwania? Cyberataki, dezinformacja, rozwój AI – jak ważne są to dla Europy kwestie i czy możemy się spodziewać konkretnych działań w tych obszarach?
Spokojne czasy się skończyły, co do tego nie ma wątpliwości. Propaganda i dezinformacja zawsze były narzędziem, które obce reżimy starały się wykorzystać do swoich celów. Epoka cyfrowa dokłada jednak kolejne wyzwania, czyniąc rzeczywistość coraz bardziej nieprzejrzystą. To ważne, aby nowi europosłowie rozumieli skalę tych wyzwań, a nie powtarzali tylko chwytliwe bon moty. Ważne też, by współpracowali z ekspertami, by nie dali się otoczyć lobbystom.
Odzyskanie społecznej kontroli nad rozwojem nowych technologii to kluczowe wyzwanie dla naszej demokracji i wolności obywatelskich. Nie chodzi tu o katastroficzne wizje, w których komputery przejmują władzę nad światem, ale ograniczenie władzy cyfrowych gigantów. Ustanowienie demokratycznej kontroli nad algorytmami filtrującymi treści i ochroną prywatności będzie miało zasadnicze znaczenie dla tego, jak będą funkcjonować nasze społeczeństwa.
W najbliższych latach Europa nie może też zaprzestać walki ze skutkami postępujących zmian klimatu. Zadanie to niełatwe, także z uwagi na kontrowersje, jakie ten temat wywołuje.
Przeciwdziałanie zmianom klimatu jest wyzwaniem pokoleniowym, największym, przed jakim stoi obecnie ludzkość. Polki i Polacy, co pokazują nasze badania opisane w raporcie "Polityka klimatyczna z ludzką twarzą", choć krytycznie oceniają Europejski Zielony Ład, to nie chcą rezygnować z ambitnej polityki klimatycznej. Dostrzegamy zagrożenie i chcemy działać. Nowi europosłowie dostaną mandat do naprawy, ale nie rezygnacji z proaktywnej unijnej polityki klimatycznej.
Co więcej, zielona polityka to dziś nie tylko ochrona klimatu i środowiska. To przede wszystkim polityka transformacyjna i modernizacyjna, co pozwoli zapewnić europejskim gospodarkom konkurencyjność, a jej obywatelom i obywatelkom dobrobyt na kolejne dekady. Proszę spojrzeć, ile w zielone technologie inwestują Chiny i USA, jak pędzi rozwój elektromobilności, jak szybko rośnie efektywność OZE. Europa, jeśli nie chce przegrać tego wyścigu, musi wziąć się do roboty. I to ze zdwojoną siłą.
Ten temat jest szczególnie bliski młodym ludziom. Patrząc na ich zaangażowanie w wyborach parlamentarnych w Polsce, to właśnie oni mogą zdecydować, kto będzie nas reprezentował w PE.
Najmłodsi wyborcy wchodzili w dorosłość w okresie pandemii, wojny tuż za granicami UE, wysokiej inflacji, kryzysu energetycznego, do tego to oni będą ponosić największe koszty kryzysu klimatycznego. Tymczasem zamiast poważnego traktowania ze strony starszych dotyka ich stygmatyzacja i bagatelizowanie ich problemów. Poczucie sprawiedliwości społecznej, w tym i tej w wymiarze międzypokoleniowym, powinno więc być kompasem dla przyszłych europosłów i europosłanek.
Odpowiedź na współczesne wyzwania wymaga europejskiej jedności. Czy uda się ją uzyskać?
To kluczowa sprawa. Widzimy, jak w obliczu otaczających nas kryzysów łakniemy europejskiej jedności. Nie chcemy jałowych kłótni, ale konstruktywnej współpracy. Nie chcemy, aby Polska była hamulcowym, ale jednym z liderów.
A czego Polacy oczekuję dziś od polityki UE?
Przede wszystkim tego, abyśmy ją aktywnie współkształtowali. Po dwóch dekadach obecności w Unii nabraliśmy już pewności siebie i pewnej asertywności. Długo pokutowało przekonanie, że nasz euroentuzjazm jest powszechny, ale płytki. Teraz wydaje się, że może i jest on mniej powszechny, ale za to głębszy i trudniej nim zachwiać. Sami przyznajemy sobie prawo do krytyki pewnych poczynań Unii, bez kwestionowania samego członkostwa. Naszych europosłów i europosłanki wyślemy do Brukseli i Strasburga z zadaniem zadbania o sprawne i skuteczne funkcjonowanie Unii. Nie tylko dbania o polskie interesy, ale równolegle o interesy całej Wspólnoty.
Pójdziemy do urn, by świadomie dokonać wyboru?
Co pięć lat zastanawiamy się, czy kolejna kadencja będzie trudniejsza niż poprzednia. Rzecz w tym, aby wysłać do Parlamentu Europejskiego najbardziej kompetentnych i zaangażowanych ludzi, którzy kolejnych pięciu lat nie będą traktować jako wakacji czy odcinania kuponów. Być może są to osoby na dalszych miejscach wyborczych list, które nie dostaną premii za bycie liderem czy liderką. To nasze głosy zdecydują, czy do PE się dostaną, czy nie.
Pamiętajmy też, że największych wyzwań kolejnej kadencji jeszcze nie poznaliśmy. Możemy snuć różne plany, ale kto w 2019 r., gdy ostatni raz wybieraliśmy Parlament Europejski, spodziewał się wybuchu globalnej pandemii czy wojny w Europie? Były sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych Donald Rumsfeld mówił, że są znane wiadome, znane niewiadome i nieznane niewiadome. Przykładowo, wiemy, że rywalizujemy z USA czy Chinami na polu zielonych technologii i musimy w tym zakresie zwiększyć nasze wysiłki. Wiemy też, że za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, ale nie wiemy, jak daleko posunie się Kreml – musimy się więc szykować na różne scenariusze. Ale przed nami też wyzwania, o których dziś nie mamy pojęcia. Dlatego tak ważne jest, abyśmy wysłali do PE silną ekipę, która w momencie zmaterializowania się takiego wyzwania stanie na wysokości zadania.