A do tego potrzebne było coś jeszcze: szczęście.
Medical Inventi: sztuczna kość made in Poland
Maciej Maniecki i prof. Grażyna Ginalska, twórcy Medical Inventi, podjęli się jednego z najtrudniejszych wyzwań w biznesie: skomercjalizowania biotechnologicznej innowacji. A konkretnie tzw. sztucznej kości. Produkowany przez ich spółkę FlexiOss to kompozyt kościozastępczy na bazie wapnia, który po wszczepieniu integruje się z kością pacjenta i daje efekt tworzenia się kości własnej. A to eliminuje konieczność ponownej operacji w celu usunięcia implantu.
– Stworzyliśmy jeden z najlepszych, a być może najlepszy materiał kościozastępczy na świecie, który może znaleźć zastosowanie w wielu branżach i w każdej szerokości geograficznej. Naszym celem jest stworzenie globalnej firmy technologicznej – deklaruje Maciej Maniecki.
Czytaj też: Oni dodadzą wam brakujących centymetrów. Jedyne czego potrzeba to pieniądze
Medical Inventi powstało na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie, ale historia tego biznesu sięga Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. To Alma Mater prof. Grażyny Ginalskiej, utytułowanej biolożki, biochemiczki i biotechnolożki.
– Któregoś dnia – kilkanaście lat temu – zgłosili się do mnie ortopedzi z pytaniem, czy nie zechciałabym podjąć się opracowania poręcznego chirurgicznie i biozgodnego materiału implantacyjnego do zabiegów ortopedycznych, ponieważ te, z których korzystają, nie dają pożądanych efektów. To wtedy zainteresowałam się tym tematem – opowiada prof. Grażyna Ginalska.
Dwie wynalazczynie z Lublina — i jedno rewolucyjne odkrycie
Z czasem przeniosła te zainteresowania na Uniwersytet Medyczny w Lublinie, gdzie objęła katedrę biochemii. Rozpoczęła tam współpracę z dr hab. Anną Belcarz. Po kilku latach zaprezentowały swój biomateriał do uzupełniania ubytków kostnych, nazywany w uproszczeniu sztuczną kością.
– Opracowałyśmy kompozyt, który jest w stanie suchym twardy, ale po wchłonięciu płynów, np. soli fizjologicznej, staje się elastyczny, sprężysty i można go kroić, formować i poręcznie umieszczać w ubytki kostne. Oczywiście na początku nie było jasne, czy zda egzamin w chirurgii ortopedycznej, a więc czy będzie miał właściwości mechaniczne podobne do kości i czy okaże się biokompatybilny wobec komórek kościotwórczych. Musiałyśmy to przebadać laboratoryjnie oraz przeprowadzić implantacje u zwierząt laboratoryjnych, a potem u pacjentów z kliniki w ramach eksperymentów medycznych. Ale gdy zobaczyłyśmy, jak naszym biomateriałem zachwycają się lekarze, zrozumiałyśmy, że mamy w rękach potencjalny hit – mówi prof. Ginalska.
Od odkrycia, do biznesu. Dołącza Maciej Maniecki
Był rok 2009, gdy o sztucznej kości z Lublina zrobiło się głośno, także w międzynarodowych mediach. I niemal od razu pojawiły się pierwsze problemy biznesowe: jak z akademickiej innowacji zrobić spółkę biotechnologiczną.
– Do dzisiaj brakuje mechanizmów ułatwiających transfer technologii z uczelni do biznesu, ale kilkanaście lat temu to była biała plama – nikt nie wiedział, jak to wykonać. Na naszej uczelni próbowaliśmy tego jako pierwsi. Byliśmy też pierwsi w kraju. Dlatego trwało to koszmarnie długo – opowiada prof. Ginalska. – Na szczęście zarówno po stronie założycieli spółki, jak i uczelni była wola, aby na bazie tego innowacyjnego biomateriału zbudować firmę. Koniec końców to nam się udało, a uniwersytet do dziś jest jednym z udziałowców spółki.
Czytaj też: Jego firma nie generuje zysku — ale to element planu. W Indiach miał dojeżdżać do pracy dwie doby, w Polsce chce zrewolucjonizować rynek Med-Tech
Medical Inventi powstało w 2010 roku. Prof. Ginalska i jej wspólnicy dobrze się czuli w pracach naukowych, dzięki czemu firma szybko zdołała potwierdzić w badaniach klinicznych na zwierzętach, że jej materiał się sprawdza. Tyle że dla większości potencjalnych inwestorów to było zdecydowanie za mało.
Sytuacja zaczęła się zmieniać w 2013 roku, wraz z pojawieniem się w spółce Macieja Manieckiego. To jeden z pionierów polskiego biznesu informatycznego. W 1990 roku założył Safo, lubelską spółkę produkującą oprogramowanie ERP. Po 17 latach sprzedał ten biznes Asseco i zaczął inwestować w start-upy. Jeden szczególnie przypadł mu do gustu – Maniecki najpierw został inwestorem, a z czasem także prezesem Medical Inventi. Profesor Ginalska szefuje zaś radom naukowym i radzie nadzorczej spółki.
– Przez jakiś czas dość swobodnie inwestowałem w różne projekty. Wiele z nich już nie istnieje. Ale na szczęście dowiedziałem się także o projekcie prof. Ginalskiej, poznałem ją i jej zespół, uwierzyłem, że z tymi ludźmi i z tym kompozytem można stworzyć coś niezwykłego – opowiada Maniecki. – Ale im lepiej rozumiałem rynek biotechnologiczny, tym bardziej się martwiłem, czy nam się to uda. Nie wiedzieliśmy, jak taki materiał wprowadzić na rynek, w jaki sposób zacząć go produkować na dużą skalę ani ile to wszystko może kosztować. Obawialiśmy się, że mimo ogromnego potencjału kompozytu niezwykle trudno będzie go skomercjalizować. Mieliśmy wiele momentów, w których myśleliśmy, że już nic z tego nie będzie – dodaje.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo.
Plany na komercjalizację: jeśli nie produkt, to know-how
Mimo tego parli przed siebie i stopniowo rozbrajali kolejne wyzwania. Z czasem Medical Inventi uzyskało szereg patentów i dopuszczenie na rynek europejski. Po latach prototypowania i eksperymentowania stworzyło własną linię technologiczną. Znalazło zastosowanie dla swojego materiału nie tylko w ortopedii, ale także w weterynarii i stomatologii, tworząc produkty dedykowane tym branżom, a więc FlexiOss®Vet i FlexiOss®Dent. I co być może najważniejsze – znalazło na to wszystko pieniądze.
Do tej pory budowa Medical Inventi pochłonęła ponad 25 mln złotych. Około 40 proc. środków pochodzi z najróżniejszych dotacji (m.in. od Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości, PARP czy BGK), a reszta od funduszu z grupy Rockbridge i prywatnych inwestorów. Ci ostatni z czasem – tak jak kiedyś Maniecki – zaczęli wierzyć w sukces spółki.
– Mamy tu do czynienia z kompozytem, który jest innowacyjny, ale jednocześnie nie jest całkowicie nowy, ponieważ podobne materiały od dawna wykorzystywane są w medycynie. To dobrze, bo dzięki temu spółka ma łatwiejszą ścieżkę rejestracji w amerykańskiej FDA. Ma także punkt odniesienia na rynku, czyli firmę BoneSupport, która mimo mniejszego zaawansowania prac nad swoim produktem może się pochwalić wysoką wyceną – mówi partner zarządzający funduszu 21 Concordia Dawid Sukacz, który zainwestował w start-up z Lublina w 2020 roku. – Za Medical Inventi stoi świetny zespół naukowo-biznesowy, firma zanurza się w trzy dochodowe rynki, czyli ortopedyczny, stomatologiczny i weterynaryjny, a dodatkowo może jeszcze wejść w onkologię. Poza tym jest to względnie bezpieczny projekt z perspektywy inwestycyjnej, ponieważ nawet jeśli się go nie uda w pełni skomercjalizować, będzie można sprzedać jego imponujące know-how.
Czytaj też: Polak zbudował kosmiczny biznes wart miliard dolarów. "Walczymy o Świętego Graala"
Sztuczna kość Medical Inventi może znaleźć zastosowanie w ortopedii, stomatologii, weterynarii, a być może także onkologii.
Fot.: Materiały prasowe
Zalety polskiego wynalazku: praktyczność i plastyczność
Wspomniana spółka – BoneSupport – to notowany na giełdzie w Sztokholmie start-up biotechnologiczny, aktualnie wyceniany na 15,18 mld koron szwedzkich (około 1,4 mld dolarów). Jego flagowym produktem jest Cerament, czyli ceramiczny substytut kości, który wstrzykuje się w celu wypełniania pustych przestrzeni lub szczelin. Ale jak zaznaczają twórcy Medical Inventi, ich FlexiOss ma nad podobnymi rozwiązaniami wiele przewag.
– Proszki czy granulaty nie są zbyt poręczne chirurgicznie. Co innego nasz materiał, który jest dostępny w jednym bardzo plastycznym kawałku. To sprawia, że można go używać nie tylko przy drobnych wypełnieniach, ale także w zabiegach, gdy brakuje większych fragmentów kości. Dlatego nasze rozwiązanie może być pierwszym, które znajdzie zastosowanie w ortopedii onkologicznej. Prowadzimy badania mające potwierdzić, że kompozyt jest bezpieczny i nie przyspiesza odbudowy komórek nowotworowych – mówi Maniecki.
– Lekarze wielokrotnie wykorzystywali FlexiOss w zabiegach implantologicznych, gdy zabiegi z użyciem innych materiałów nie dawały pożądanych efektów.
Nie ma drugiego produktu na rynku, który sprawdzałby się tak dobrze przy dużych ubytkach, a jednocześnie ułatwiał wchłanianie leków przeciwbakteryjnych, co często ratuje pacjentom życie – dodaje prof. Ginalska.
Twórcom Medical Inventi nie można odmówić wiary w ich produkt, ale także optymizmu biznesowego. Choć spółka dopiero zaczyna komercjalizować swoją technologię (w 2023 roku zanotowała około 600 tys. złotych przychodu i 3,1 mln zł straty netto), liczy na bardzo dynamiczne wzrosty sprzedaży – celuje w 4–5,3 mln zł przychodu w 2024 roku i nawet 30 mln w kolejnym. Mają w tym pomóc dystrybutorzy, którzy obiecują spółce milionowe kontrakty w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Chile czy Indonezji.
Kolejny przełom powinno przynieść wejście na amerykański rynek. Maciej Maniecki ma nadzieję, że już w pierwszym kwartale 2025 r. otrzymają zielone światło od FDA.
– Formujemy niewielkie kule śnieżne w ortopedii, weterynarii i stomatologii, licząc na to, że z tych kul zrobią się lawiny i przychody spółki wzrosną skokowo – tłumaczy obrazowo Maniecki. – Oczywiście mam zbyt duże doświadczenie, aby wierzyć, że to będzie łatwe. Ale jednocześnie jestem przekonany, że nasz materiał może się stać złotym standardem w przeszczepach kości. A wtedy Medical Inventi przekształci się w wielki biznes.
Podsumowanie
Skuteczny transfer technologii z uczelnianego laboratorium do biznesu to nie lada wyzwanie. Ale twórcy Medical Inventi są na dobrej drodze, aby mu sprostać – Krzysztof Domaradzki