• O pierwszych przypadkach usłyszeliśmy pod koniec lutego. Oczywiście mało kto się tym przejmował i życie toczyło się jak zwykle
  • Z dnia na dzień robiło się coraz gorzej. Ludzie ruszyli do supermarketów po zapasy. Półki z warzywami, mięsem czy papierem toaletowym nagle opustoszały - mówi moja rozmówczyni
  • W kraju ogłoszono zamknięcie szkół, centrów handlowych, restauracji i barów

Cały świat przygląda się obecnie temu, jak Włochy radzą sobie z walką z koronawirusem. Według ostatnich danych w całym kraju zakażonych jest ponad 20 tys. osób, z czego zmarło ponad dwa tys. pacjentów. Tymczasem nie mniejsze problemy z wirusem będzie mieć prawdopodobnie Hiszpania. Zakażonych już teraz jest ok. 11 tys. osób, zmarło prawie 500 osób.

Najwięcej przypadków zachorowań i zgonów notowanych jest na terenie wspólnoty autonomicznej Madrytu – odpowiednio 4871 oraz 213. Drugim pod względem zachorowań regionem jest Katalonia, gdzie zanotowano już 1394 przypadki infekcji oraz 18 zgonów.

- O pierwszych przypadkach usłyszeliśmy pod koniec lutego. Oczywiście mało kto się tym przejmował i życie toczyło się jak zwykle. Temat przejawiał się głównie w odniesieniu do Włoch, Hiszpanii to przecież jeszcze nie dotyczyło i chyba nikt nie wierzył, że tutaj też tak będzie - mówi Dominika.

Koronawirus. "Półki z warzywami, mięsem nagle opustoszały"

A jednak sytuacja w Hiszpanii w zeszłym tygodniu zaczęła się gwałtownie zmieniać i z dnia na dzień zaczęło przybywać coraz więcej przypadków zakażonych wirusem. W reakcji, rząd wprowadził restrykcje w handlu. - Głośno zrobiło się w mediach i ludzie ruszyli do supermarketów po zapasy. Półki z warzywami, mięsem czy papierem toaletowym nagle opustoszały, mimo zapewnień rządu, że niczego nie zabraknie - dodaje moja rozmówczyni.

Pytam Dominikę, jak Hiszpanie oceniają zachowanie rządu w czasach kryzysu. - Jest on bardzo krytykowany za podejście do całej sytuacji. Dopiero w zeszły piątek, kiedy zakażonych było już kilka tysięcy, poszczególne regiony zaczęły zamykać szkoły, a premier Pedro Sanchez ogłosił stan alarmowy - mówi mi Dominika i tłumaczy dalej zawiłości hiszpańskiej polityki.

- Działania władz spotkały z wielką krytyką ze strony rządu Katalonii, który uważa, że zaproponowane środki są niewystarczające i już w piątek zażądał całkowitego odizolowania Katalonii. Jednak aby to było możliwe, rząd hiszpański musi wydać na to zgodę. Dopiero w poniedziałek, kiedy zakażonych było już ponad dziewięć tys., postanowiono zamknąć granicę lądowe z Francją, Marokiem i Portugalią - dodaje Polka.

W królewskim dekrecie ogłoszono zamknięcie szkół, centrów handlowych, restauracji i barów. - Z domu możemy wyjść po zakupy do supermarketu (jedna osoba z rodziny i metrowe odstępy w kolejkach), do apteki i do pracy. Hiszpanom, narodowi bardzo towarzyskiemu, który większość czasu przebywa poza domem, nie jest łatwo dostosować się do tych reguł - kontynuuje.

W Polsce, kto tylko może, pracuje z domu. A jak sytuacja przedstawia się w Hiszpanii? - Większość firm pracuje zdalnie z domu, ale niestety nie wszyscy mają taką możliwość. W mojej firmie nadal nie ma możliwości pracy zdalnej, więc codziennie gromadzi się prawie tysiąc osób w jednym budynku. Wczoraj poinformowano nas, że jest pierwszy potwierdzony przypadek zakażenia wirusem wśród naszych kolegów. Jak się okazało, dyrekcja wiedziała już o tym od kilku dni i ukrywała to przed pracownikami. Środkiem, który podejmują, jest dziś przeprowadzana dezynfekcja budynku, tak aby w środę wszyscy mogli wrócić do pracy jak gdyby nigdy nic - dodaje.

- Zarażona osoba miała styczność z setkami osób w zeszłym tygodniu, które teraz mogą również zarażać innych, ale dla firmy nie wydaje się to być problemem. Jesteśmy oburzeni i podejmujemy legalne kroki, aby walczyć z tym - podkreśla stanowczo.