Organizatorzy protestów ogłosili niedzielę "dniem oporu", nawołując do manifestacji i strajków w całym kraju. Demonstranci domagają się ustąpienia rządu premiera Binjamina Netanjahu i rozpisania nowych wyborów. W ich oczach to właśnie rząd jest odpowiedzialny za brak zawieszenia broni, które mogłoby uwolnić wciąż przetrzymywanych zakładników.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Akcje protestacyjne rozpoczęły się o symbolicznej godz. 6.29, kiedy to dziewięć miesięcy temu Hamas rozpoczął swój atak na Izrael. W ciągu dnia demonstranci zablokowali kilka głównych dróg i skrzyżowań w całym kraju, a wieczorem planowane są marsze i demonstracje w Tel Awiwie i Jerozolimie.

Antyrządowe demonstracje w Izraelu. Protestujący żądają zawieszenia broni

Koalicja Israel Democracy HQ, która koordynuje demonstracje, wyraziła swoje cele w sposób jasny: "zablokować cały kraj i doprowadzić do bezprecedensowej presji na rząd". Eran Szwarc, szef koalicji, w rozmowie z dziennikiem "Haarec" stwierdził, że "absolutna większość społeczeństwa straciła zaufanie do tego gabinetu i domaga się wyborów jeszcze w tym roku".

Wśród protestujących znaleźli się także ci, którzy skierowali swoje działania w stronę Arnona Bar-Dawida, szefa największej centrali związkowej Histadrut. Domagają się od niego ogłoszenia strajku generalnego w całym kraju. W odpowiedzi, około 150 firm zwolniło swoich pracowników w niedzielę, która jest w Izraelu dniem roboczym, by mogli wziąć udział w protestach.

Pomimo rosnącej presji, walki w Strefie Gazy nie ustają. W nocy z soboty na niedzielę trwały izraelskie naloty, w których zginęło co najmniej 13 Palestyńczyków.