W poniedziałek, w takcie wywiadu na żywo w programie MSNBC "Morning Joe", prezydent Joe Biden potępił swoich krytyków jako "elity". Zapowiedział, że rzuci wyzwanie wszystkim, którzy chcieliby z nim konkurować, upierając się przy pozostaniu w wyścigu o drugą kadencję.
— Tak frustrują mnie elity... Teraz nie mówię o was, a o partyjnych elitach, tych wszystkich "Och, oni wiedzą o wiele więcej". Niech każdy z tych, według których nie powinienem kandydować, wystartuje przeciwko mnie. Zgłoście się na prezydenta, rzućcie mi wyzwanie na partyjnej konwencji" — mówił Biden parze prowadzących, dziennikarce Mice Brzezinski i Joemu Scarborough.
Podczas wywiadu Biden przerwał Brzezinski, gdy ta przedstawiła go jako "przypuszczalnego" kandydata Demokratów.
— Jestem więcej niż przypuszczalnym kandydatem. Będę nominatem Demokratów — zapewniał roześmiany prezydent.
"Przeciętny wyborca nadal chce Joego Bidena"
To niespodziewane wystąpienie medialne jest częścią kampanii Bidena, która ma na celu walkę z coraz głośniejszymi wezwaniami ze strony partyjnych liderów, aby prezydent wycofał swoją kandydaturę. Występ w MSNBC miał miejsce po weekendzie na kampanijnym szlaku i piątkowym wywiadzie Bidena dla ABC News. Także w tym tygodniu oczy całego świata będą zwrócone na prezydenta w związku ze szczytem NATO w Waszyngtonie, czwartkową konferencją prasową i kolejnymi przystankami na trasie kampanii pod koniec tygodnia.
Biden postanowił skoncentrować się na strategii, która przyniosła efekty w przeszłości: wskazuje na swoich krytyków jako na "elity", które mają inne zdanie niż przeciętny wyborca Demokratów. Jednym z głównych powodów, dla których trasa Bidena obejmuje wiece w całym kraju, było, zdaniem samego zainteresowanego, "upewnienie się, że mój instynkt był słuszny, że partia nadal chce, bym był jej nominatem".
Prezydent wykorzystał okazję, by pochwalić się "dużymi" i "entuzjastycznymi" tłumami, które przychodzą na wiece. Odrzucił też zarzuty, że polega na teleprompterze.
— Wszystko mówiłem z głowy. I nie widziałem żadnych śladów tego, o czym mi mówią. Chciałem się upewnić, że mam rację. Że przeciętny wyborca nadal chce Joego Bidena — upierał się prezydent. — I jestem przekonany, że tak jest.
"Nie obchodzi mnie, co te wielkie szychy myślą"
Biden pojawił się w popularnym programie "Morning Joe" wkrótce po wysłaniu w poniedziałek listu do kongresmenów i senatorów z Partii Demokratycznej, w którym stanowczo oświadczył, że pozostanie w wyścigu. W ten sposób stara się uciszyć kolejne wewnątrzpartyjne wezwania do ustąpienia.
Powtórzył swoje przekonanie, że jest najlepszym kandydatem, aby w listopadowych wyborach pokonać byłego prezydenta Donalda Trumpa, który, "od czasu debaty nie zrobił nic" i jedynie "jeździ w swoim wózku golfowym".
Czterech wysokich rangą demokratów powiedziało w niedzielę w prywatnej rozmowie z kierownictwem Izby Reprezentantów, że Biden powinien ustąpić. Wielu kongresmenów i senatorów prywatnie wyraziło obawy co do wieku i stanu Bidena od czasu jego katastrofalnego występu w debacie pod koniec czerwca, a liczba demokratów publicznie wzywających prezydenta do wycofania się ma wzrosnąć w nadchodzących dniach. Do tej pory odważyło się na to pięcioro polityków z partii Bidena.
— To wielkie szychy, ale nie obchodzi mnie, co te wielkie szychy myślą. Mylili się w 2020 r. Mylili się w 2022 r. co do czerwonej fali. I mylą się w 2024 r. — odpowiedział na ich apele Biden, nawiązując m.in. do mylnych prognoz dotyczących absolutnego triumfu Republikanów w wyborach blisko dwa lata temu.
— Chodźcie ze mną na zewnątrz i patrzcie, jak ludzie na mnie reagują — dodał prezydent.