Z Marcinem Chmielewskim spotkaliśmy się trzy dni po jego wyjściu na wolność. Po prawie 26 latach spędzonych w zamknięciu. Został warunkowo zwolniony z więzienia. Jest skazany na dożywocie za zabójstwo braci Neflów w Giżycku, 11-letniego Szymona i 15-letniego Adama. Nigdy nie przyznał się do winy, a za kraty trafił mimo braku dowodów. Z analizy akt sprawy wynika, że został wrobiony w morderstwo, którego nie popełnił. Podobnie jak Krzysztof Kaczmarczyk, też z wyrokiem dożywocia, który zmarł w zeszłym roku w więzieniu.

Nie do wiary

Tego dnia pracowałem od szóstej do 14. Składałem ekspozytory. Wiedziałem, że w tym czasie w sądzie w Białymstoku ważą się moje losy. Nie robiłem sobie zbyt wielkich nadziei. Nie chciałem się rozczarować. Bardziej obstawiałem, że nakreślą jakiś plan, co do moich dalszych losów. Może dadzą pierwszą przepustkę. Marzyłem o wspólnym obiedzie z rodziną.

Kilka dni wcześniej od wychowawczyni usłyszałem: A może będzie dobrze?

Mówiłem, że to niemożliwe, że potraktują mnie jak zwykle. Jak przedmiot albo gorzej. Ale popatrzyłem na nią i powiedziałem: Gdybym jednak miał wyjść, to proszę mi obiecać, że to pani po mnie przyjdzie i odprowadzi do bramy.

Pokiwała głową.

Gdy zbliżała się 14, odruchowo oglądałem się za siebie. Błądziłem wzrokiem po hali. Tak bardzo chciałem ją zobaczyć. Ale nie było jej.

Skończyliśmy pracę. Kiedy szedłem z innymi skazanymi do wyjścia, zobaczyłem ją przy pawilonie. Zbliżała się. Spuściłem wzrok. Pomyślałem: Nie, to niemożliwe.

Ale ona wyraźnie szła w moją stronę.

Zatrzymała się przy mnie, powiedziała: Marcin, obiecałam ci coś. Wychodzisz na wolność.