- Media społecznościowe polityków prawicy zalewają zdjęcia i filmiki osób o ciemnym kolorze skóry, które przechadzają się po ulicach polskich miast. Sugerują, że mogą to być osoby, które nielegalnie wjechały do Polski
- Niemal cała Polska słyszała o przystanku wsi Czerlonka, gdzie na pomoc czekało kilku migrantów, którzy przedostali się przez granicę
- Wpis wyświetlono ponad 2,2 mln razy, pojawiły się setki rasistowskich i szczujących na ludzi o innym kolorze skóry komentarzy. Zaczęła się nagonka na obcokrajowców
- Wicemarszałek woj. lubelskiego Piotr Breś zamieścił w sieci zdjęcie modlących się muzułmanów w Warszawie. Jak ustaliliśmy, fotografię zrobił Hindus, który od lat mieszka w Polsce i tu prowadzi swój biznes
- — W tym momencie obserwujemy taką populistyczną rywalizację o głosy tych Polaków, którzy czują się zaniepokojeni, i próbę przekształcania tego niepokoju w niechęć, a niechęć w nienawiść — podsumowuje prof. Przemysław Sadura
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Media społecznościowe polityków prawicy zalewają zdjęcia i filmiki osób o ciemnym kolorze skóry, które przechadzają się po ulicach polskich miast. Czasem pytają ich, skąd są, a jeśli nie, to wrzucają zdjęcia, sugerując, że mogą to być osoby, które nielegalnie wjechały do Polski. Tymczasem prawda dla PiS jest brutalna — to właśnie za czasów rządu Zjednoczonej Prawicy, tylko od 2021 r. do Polski wjechało 259 tys. osób z Azji i Afryki. Tyle wydano im legalnych wiz.
Zdecydowana większość z nich przyjechała tu do pracy lub na studia. Wystarczy przejść się w okolicach wyższych uczelni w Lublinie, m.in. Uniwersytetu Medycznego lub Akademii Wincentego Pola, by zobaczyć, że te osoby przyjechały po naukę. Nietrudno zrobić zdjęcie grupie osób o ciemnej karnacji skóry. Tak jest w wielu innych miastach.
Przystanek niezgody
Kilka dni temu w sieci pojawił się wpis, który rozlał się po internecie. Do prowadzących kanał na platformie X zgłosiła się sołtys przygranicznej wsi Czerlonka w gm. Białowieża i jednocześnie radna gminna Anna Borowska-Berend i "poprosiła o pomoc w nagłośnieniu tematu, bo nikt nie chce jej pomóc".
Zaalarmowała, że codziennie w jej wsi na niedużym drewnianym przystanku "przesiadują i okupują go nielegalni imigranci", przez co mieszkańcy boją się wyjść, a dzieci oczekiwać na autobus szkolny. Winą za to obarczyła organizacje pomocowe cudzoziemcom w przygranicznych lasach, a w szczególności Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne. Przystanek w Czerlonce uznała za "punkt zbiorczy", którego lokalizację przekazują osobom, które przedostają się na polską stronę, gdzie "imigranci wypełniają dokumenty o pełnomocnictwo i wniosek o azyl w Polsce, następnie czekają godzinami na Straż Graniczną, z której zrobili sobie wręcz taksówkę do ośrodka". Sołtys zgłosiła też, że POPH "przywozi w to miejsce nielegalnych imigrantów z innych miejsc, być może zebranych z okolicznych lasów".
Sołtyska poskarżyła się też na służby, że policja tłumaczy jej, że nie może nic zrobić, bo obcokrajowcy są w miejscu publicznym, a SG "robi co może, ale braki kadrowe i obłożenie zadań na granicy też robią swoje". Do wpisu dołączono zdjęcie pięciu ciemnoskórych mężczyzn.
Onet skontaktował się z sołtyską Czerlonki. Odmówiła komentarza, odsyłając do zamieszczonego wpisu służb w akcji. — O bezpieczeństwie i tym, co się tutaj działo, udzielę informacji na sesji rady gminy 28 czerwca — dodała.
Antyimigrancka fala
W sieci zawrzało. Wpis wyświetlono ponad 2,2 mln razy, pojawiają się setki rasistowskich i szczujących na ludzi o innym kolorze skóry komentarzy i tysiące przekierowań. Zaczęła się nagonka na obcokrajowców. Prawicowi publicyści i portale zagrzmiały, siejąc strach o "koszmarze podlaskiej wsi". Prawicowi politycy, w tym posłowie Janusz Kowalski, Mariusz Błaszczak czy Anna Krupka powielali zdjęcie przystanku w Czerlonce i krytykowali obecną władzę.
Na oficjalnym facebookowym kanale wpis przekopiowała Konfederacja, a w komentarzach rasistowski hejt wypłynął na szerszą skalę.
W niedzielę antyimigrancką narrację ze zwielokrotnioną siłą rozpoczął poseł Dariusz Matecki. Opublikował kilkanaście wpisów i straszył, że "trwa inwazja w centrum Szczecina", publikując przy tym przypadkowe zdjęcia przypadkowych osób, tyle że z ciemniejszym odcieniem skóry. W jednym ze wpisów powtarzał "Tusk oznacza dewastację bezpieczeństwa w Polsce".
Odpowiedział im premier Donald Tusk, co też odbiło się echem i kolejnymi komentarzami z odwracaniem retoryki, jak chociażby, że jest to "szczucie na legalnie pracujących w Polsce i dobrze się asymilujących Azjatów i Białorusinów to wyższy poziom podłości".
Zdjęcie żyje własnym życiem
Sołtyska Czerlonki zaznacza, że nie chce być mieszana w polityczne sprawy, bo jest apolityczna, a wpis "nabrał takiego tempa, że nie czyta już komentarzy w sieci". Twierdzi, że nie spodziewała się, że jej zgłoszenie nabierze takiego politycznego oddźwięku, "bo jest społecznikiem, a próbuje się ją teraz wciągnąć w swoje rzeczy".
Pytana, czy służby zbagatelizowały jej zgłoszenia — zaprzecza. Mówi o zmęczeniu mieszkańców i wszystkich ludzi z Podlasia całą trzyletnią sytuacją na polsko-białoruskiej granicy. Jej zgłoszenie "było powiedzeniem dość, że ja już więcej tego nie wytrzymam i tak samo mieszkańcy". — Chcę to wszystko powiedzieć od początku do końca na sesji rady gminy, żeby nikt nic więcej nie dodawał, nie wymyślał — sołtyska dodaje, żeby "nie robić afery" i zaprasza do Białowieży.
Mieszkanka okolicznej wsi, która pomaga ludziom w przygranicznych lasach w ramach jednej z organizacji pomocowych, zna ludzi w Czerlonce i okolicy. Mówi Onetowi, że wpis szybko wymknął się spod kontroli i rozlał się medialnie.
— To, co poszło dalej, jest bardzo przekłamane i są mówione bzdury. Ci ludzie siedzą tam w oczekiwaniu na SG, żeby dopełnić formalności ze złożeniem podania o azyl — kobieta tłumaczy, że cudzoziemcy nie mają wyjścia, bo nikt ich nie może zawieźć do placówki, że to strażnicy muszą przyjechać do nich, zabrać i wypełnić dokumenty. — Możemy gdybać, dlaczego dojazd zajmuje im miedzy 5 a 12 godzin. To nasz rekord czekania z migrantami i uchodźcami na SG — kobieta dodaje, że na pytania słyszeli, że strażnicy jeszcze nie mają czasu. — Trudno stwierdzić, czy jest tak dlatego, że strażników jest za mało i nie mają pojazdów i funkcjonariuszy, czy jest to taka gra na przetrzymanie — zaznacza, że takie działania strażników to nowość.
Do tego zauważa, że ludzi, którzy chcą azylu w Polsce, jest dużo więcej niż kiedykolwiek i są z krajów objętych wojnami jak Erytrea i Somalia. — Nikt sobie nie siedzi na tym przystanku, żeby kogoś denerwować czy straszyć dzieci. Musimy podać punkt, gdzie SG ma dojechać, przecież nie będą biegać pieszo po lesie. Chcą, by doprowadzić ludzi do oczywistego miejsca i tam podjeżdżają — mieszkanka pow. hajnowskiego zaznacza, że miejsce pojawiło się przypadkowo, kiedy padało, a potem to miejsce się powielało. Sytuacja trwała około dwóch tygodni. — Niezgodne z procedurami jest zawiezienie cudzoziemców własnymi samochodami aktywistów i Straż Graniczna mówi nam, żeby czekać — przypomina. — To co, płynie w prawicowych mediach, jest strasznie przekłamane, bo SG nie jest taksówką dla osób, które starają się o azyl.
Głucha wieś
Po medialnej burzy wokół przystanku w Czerlonce dzisiaj w niedużej wsi niemal nie sposób spotkać nikogo na ulicy. O godz. 13.30 trafiamy jedynie na autobus, który zabiera nastolatkę spod pustej wiaty, zawraca i jedzie dalej. Nieduży przystanek stoi znacznie oddalony od pierwszych zamieszkanych domów, tuż pod lasem, na wjeździe do wsi od strony Białowieży.
Pytamy policję o ich działania po zgłoszeniach z Czerlonki. — Od początku czerwca na numer 112 takich zgłoszeń było dziewięć. Wszystkie informacje, które do nas wpłynęły, przekazaliśmy funkcjonariuszom Straży Granicznej — podinsp. Tomasz Krupa, rzecznik prasowy podlaskich policjantów przypomina, że nie podejmują oni czynności wobec wskazanych osób, bo to nie są kompetencje policji, ale jeśli policjanci mają podejrzenie, że są to osoby, które nieleganie przekroczyły granicę, to przekazują je w ręce SG. — Nic mi nie wiadomo, żeby wpłynęły jakieś zgłoszenia dotyczące zakłócania porządku w Czerlonce — dodaje Krupa.
Mieszkańcy pow. hajnowskiego i osoby pomagające obcokrajowcom w podlaskich lasach są zaskoczone rozmiarem i absurdem całej sytuacji. — Nic nie poradzimy, że czas oczekiwania na strażników granicznych jest tak długi, a ludzie o ciemniejszym kolorze skóry nie mogą siedzieć na ławkach w miejscu publicznym — słyszymy od jednej z osób zaangażowanych w pomoc uchodźcom i migrantom.
Zapewne miażdżąca większość osób, które tak szeroko rozpisywały się na temat sfotografowanych w Czerlonce obywateli Etiopii i Erytrei, nigdy do tej wsi nie dotrze i nie pozna rzeczywistości każdej ze stron, które trzeci rok trwają na granicy z Białorusią. Jednak nienawiść się wylała.
Pytamy Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne oskarżane w internetowym wpisie za tę sytuację w Czerlonce. — Jedyne, co robią ludzie przedstawieni na udostępnianym zdjęciu, to oczekiwanie na przyjazd Straży Granicznej, którą zgodnie z prawem wzywamy do podjęcia czynności wobec cudzoziemców. To jak długo oczekują, zależy bezpośrednio od Straży Granicznej. To jest nasze oficjalne stanowisko — przekazuje nam jedna z działaczek pogotowia.
Pytania o komentarz do sytuacji w Czerlonce, w poniedziałek wczesnym popołudniem, wysłaliśmy też do Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w Białymstoku. Wciąż czekamy na stanowisko strażników.
Niemiecka policja podrzuca Polsce migrantów
O problemie związanym z przyjmowaniem migrantów świadczy również sytuacja z ostatnich dni. Niemieccy policjanci przywieźli rodzinę migrantów z Bliskiego Wschodu do przygranicznej miejscowości Osinów Dolny. Z radiowozu wysiadły dwie osoby dorosłe i troje dzieci.
Zdarzenie z ostatniego piątku potwierdziła polska Straż Graniczna. W komunikacie czytamy, że odbyło się to z "naruszeniem zasad współpracy obu służb i prawa regulującego kwestie przekazywania osób". We wtorek komendant główny Straży Granicznej rozmawiał o tym incydencie z prezydentem Prezydium Policji Federalnej w Niemczech.
Do sprawy odniósł się również premier Donald Tusk, który zapowiedział rozmowę z kanclerzem Scholzem o "niedopuszczalnym incydencie z udziałem niemieckiej policji i rodziny migrantów po naszej stronie granicy". Zdaniem lidera PO sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona.
Manipulacja wicemarszałka PiS
"Tak już wygląda »uśmiechnięta Polska« a dokładnie Warszawa na Woli" — napisał w niedzielę w mediach społecznościowych Piotr Breś, wicemarszałek województwa lubelskiego z PiS.
Samorządowiec zamieścił zdjęcie hali sportowej pełnej osób o śniadej i ciemnej karnacji. Siedzą na dywanikach, z których muzułmanie korzystają na czas modlitwy.
Były szef radnych PiS w Radzie Miasta Lublin nie reaguje na próby zwrócenia mu uwagi, że te osoby mogą przebywać w Polsce legalnie.
Zamiast tego wrzuca jeszcze filmik, na którym widać czarnoskórego mężczyznę próbującego włamać się do samochodu w Warszawie. Próbuje też zaczepiać innych mieszkańców stolicy. "Ten z filmiku w linku też pewnie mieszka i pracuje w Polsce" — stwierdza Breś.
Na zdjęcie Bresia reagują ludzie związani z PiS — radni miejscy i powiatowi, bliscy współpracownicy Przemysława Czarnka oraz były kandydat na prezydenta Lublina.
"Przylecieli na dywanach, by nas ubogacić" — pisze w komentarzu pod postem Bogna Bender-Motyka, dyrektorka Muzeum Wsi Lubelskiej.
"Przedstawiciele koalicji 13 grudnia z wielką chęcią przyjmą do swoich domów tych biednych ludzi" — pisze Damian Wierak, dyrektor Lubelskiego Zarządu Obsługi Przejść Granicznych i radny powiatu chełmskiego.
Jak ustalił Onet, zdjęcie pochodzi z 16 czerwca br. Prezentuje modlitwę muzułmanów podczas święta Eid Al-Adha w Hali Piłkarskiej Bemowo w Warszawie. Wydarzenie zorganizowała Muzułmańska Fundacja na rzecz Edukacji i Integracji. Po odmówionej modlitwie odbyła się zabawa świąteczna. Podobne wydarzenia są organizowane przez różne instytucje co rok.
Zdjęcia modlących się muzułmanów zamieścił pochodzący z Indii właściciel restauracji w jednej z podwarszawskich miejscowości. Mieszka w Polsce przynajmniej od kilkunastu lat. Na pozostałych fotografiach widzimy jego żonę Polkę oraz dzieci. Restaurator życzy wszystkim błogosławieństwa oraz miłosierdzia.
Poprosiliśmy organizatora wydarzenia o komentarz do wpisu Piotra Bresia, jednak zarząd MFEI podjął decyzję, iż nie będzie się na ten temat wypowiadał.
Przeprosiny albo wpłata na WOŚP
To nie pierwszy raz, kiedy Piotr Breś manipuluje. We wrześniu 2022 r. jako szef klubu radnych PiS w Lublinie zarzucił prezydentowi Krzysztofowi Żukowi i byłemu przewodniczącemu rady miasta Piotrowi Kowalczykowi kolesiostwo. Radny stwierdził, że w 2017 r. "Piotr Kowalczyk wygasił szkołę na Spokojnej", a następnie kupił ten budynek i teraz sprzedaje tam apartamenty.
W reakcji na te słowa Kowalczyk zapowiedział pozwanie Bresia. Następnego dnia radny PiS zorganizował kolejną konferencję prasową, podczas której stwierdził, że "nie da się zastraszyć", a następnie odczytał z kartki sprostowanie, ponieważ — jak sam przyznał — w kilku punktach omyłkowo źle się wyraził. Tłumaczył, że być może stało się to przez jego nieuwagę.
To mu niewiele pomogło. Ostatecznie Piotr Kowalczyk pozwał Piotra Bresia, domagając się przeprosin oraz wpłaty 50 tys. zł na WOŚP. Sprawa jest w toku. Próbowaliśmy skontaktować się z Piotrem Bresiem w sprawie zdjęcia oraz procesu. Wicemarszałek nie odbierał od nas telefonu ani nie odpisał na wiadomość SMS.
Prof. Przemysław Sadura: to pandemia populizmu
Prof. Przemysław Sadura z Uniwersytetu Warszawskiego przypomina, że antyuchodźcza oraz antyimigrancka kampania jest prowadzona w Polsce co najmniej od 2015 r. Obecne nasilenie tego rodzaju wpisów w mediach społecznościowych jest zaledwie kolejną odsłoną akcji, która ma na celu zbudowanie wrogości do obcych.
— Te wybory 2015 r. były przełomem, ponieważ mainstreamowy polityk użył języka, którego wydawało się, że nigdy już nie doświadczymy w polityce. A jednak sięgnął po taki język, który jest rasistowski, ksenofobiczny i przypomina to, czego nie chcielibyśmy pamiętać z historii Europy. Wówczas ta kampania okazała się skuteczna i prawica nieraz sięgała po ten oręż — przypomina socjolog.
Nasz rozmówca wskazuje, że podobną narrację wobec uchodźców — choć na mniejszą skalę — stosowała Koalicja Obywatelska przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi. Obecnie podobną retorykę można zauważyć u przedstawicieli rządu określanego mianem koalicji 15 października.
— To trochę przypomina to, co robiło PiS. Oczywiście trzeba pamiętać, że partie opozycyjne stały przed dylematem, czy po raz kolejny przegrać, czy tym razem jednak skopiować strategię populistów i próbować wygrać tymi samymi narzędziami. Miejmy nadzieję, że to jest ciągle maska, która nie przyklei się do twarzy — mówi Onetowi Przemysław Sadura.
Naukowiec z UW nie wyklucza, że ta antyimigrancka kampania zadziała, ponieważ politycy mogą w ten sposób zdobyć łatwe punkty dla swojego ugrupowania.
— W tym momencie obserwujemy taką populistyczną rywalizację o głosy tych Polaków, którzy czują się zaniepokojeni i próbę przekształcania tego niepokoju w niechęć, a niechęć w nienawiść. Obserwujemy też posługiwanie się wzmożeniem patriotycznym, dezinformacją, fake newsami, czego dowodem jest zmienianie kontekstu zdjęć krążących w internecie. To nam pokazuje, jak będzie wyglądała kampania przed wyborami prezydenckimi, bo nie sądzę, aby to był jednorazowy incydent. Ten temat, ten wątek będzie przewijał się przez całą kampanię — przewiduje prof. Sadura.
Tuż po wyborach samorządowych socjolog robił badania w miejscowościach nadgranicznych. Jak mówi, szczególnie tam u ludzi można zauważyć bardzo duże poczucie zagrożenia. Jego zdaniem politycy powinni pokazać złożoność sytuacji migrantów wykorzystywanych przez reżim Łukaszenki do prowadzenia wojny hybrydowej. Wśród nich mogą znaleźć się przeszkoleni prowokatorzy, ale znaczna część to desperaci uciekający przed zagrożeniem.
— Mamy do czynienia z pandemią populizmu, bo przecież nie jest to tylko problem Polski. Zagrożenie, co pokazały wyniki eurowyborów, rośnie w innych krajach Unii Europejskiej, w szczególności w tych takich największych, czyli we Francji i w Niemczech. Czekamy na wynik przyspieszonych wyborów we Francji, ale nastroje są raczej pesymistyczne. Parę dni temu byłem w Berlinie na konferencji. Nastroje w Niemczech są też bardzo pesymistyczne. To próba zwierania szeregów pod hasłem budowania "Twierdzy Europa" — uważa nasz rozmówca.