Zarejestruj się lub jeśli masz konto Zaloguj się

Kurtyzana, w której król zakochał się jak nastolatek. Do roli kochanki przyuczano ją cztery lata!

Ludwikowi XV wydawało się, że to już koniec. Kiedy zmarła madame Pompadour, angażował się w przelotne miłostki, jednak stanowisko oficjalnej metresy było cały czas do wzięcia. Król na stare lata popadł w marazm, jego potencja ledwie się tliła, a on sam zaczął coraz więcej rozmyślać o śmierci. Gdy w jego życiu pojawiła się Jeanne du Berry, nie tylko na nowo odkrył seks, ale zakochał się jak nastolatek.

  • Libido Burbonów było słynne na całą Europę. Nie inaczej było z kolejnym francuskim królem wywodzącym się z tej dynastii: Ludwikiem XV, który przez całe życie otaczał się kochankami. Zawsze przy jego boku dodatkowo gościła główna metresa, która dzieliła z nim nie tylko łoże, ale wszystkie jego sekrety. Była jego niepisaną żoną
  • Kiedy blisko 60-letni monarcha poznał Jeanne du Berry, nie był w najlepszym stanie psychicznym. Jednak już po pierwszej nocy, jaką spędził w jej ramionach, nie mógł wyjść za podziwu dla jej umiejętności. Wtedy nie miał jeszcze pojęcia, że była kurtyzaną
  • Młoda, wesoła kobieta o błękitnych oczach i blond włosach zawładnęła do tego stopnia Ludwikiem, że potrafił paść przed nią na kolana, nie bacząc, że na jego umizgi patrzy cały dwór!
  • Dworzanie i politycy na najwyższych stanowiskach bali się, że historia się powtórzy, a Jeanne niczym madame Pompadour będzie sterować monarchą i mieszać się do polityki. Dlatego rozpuszczano o niej najohydniejsze plotki

Najsłynniejszą kochanką Ludwika XV była bez wątpienia madame Pompadour. Kiedy zmarła w 1764 r., król zgodnie z etykietą nie mógł uczestniczyć w jej pogrzebie. Smutno jedynie wyglądał z balkonu Wersalu, wzrokiem odprowadzając jej karawan pogrzebowy. Wprawdzie już od dawna z nią nie sypiał, jednak sentyment pozostał. Skoro stanowisko oficjalnej metresy się zwolniło, wiele kobiet miało nadzieję, że to im uda się zdobyć tę zaszczytną, ale i lukratywną funkcję. Nie chodziło tylko o sam seks, ale organizowanie królowi czasu, zabawianie go czy poprawianie mu humoru. Wiedział o tym Jean Baptiste du Barry — sutener, który postanowił wychować Jeanne Bécu, nieślubną córkę prostej szwaczki i mnicha, na królewską metresę.

Zanim Jeanne trafiła do Wersalu, jej życie nie przypomniało życia księżniczki. Urodziła się w 1743 r. Dopiero kiedy jako pięcioletnia dziewczynka zamieszkała u kochanki kochanka (!) swojej matki zobaczyła, czym jest zbytek. Stamtąd dla odmiany trafiła do zakonu w Paryżu, gdy jej matka wyszła za mąż i wyjechała z mężem na Korsykę. Zdobyła tam całkiem niezłą edukację, jednak gdy po dziewięciu latach opuściła jego mury, od razu zeszła na złą drogę. Jako 15-letnia dziewczyna wdała się w romans ze swoim pracodawcą i zaszła z nim w ciążę. Jej córeczka od razu trafiła do zakonu, a ona znów musiała szukać pracy. Służąc madame de la Garde, nie dość, że sypiała z jej synami, to niewiele brakło, by wdała się w romans również z jej synową! Nic dziwnego, że ją zwolniono. Następnie znalazła zatrudnienie w domu mody, do którego przychodzili tylko bogaci klienci. Widząc śliczną blondynkę o niebieskich oczach, niektórzy chętnie płacili nie tylko za towary, które im oferowała. Jeanne była prawdziwą pięknością: miała niezwykle gęste włosy, proste, białe zęby, co w tamtych czasach było dość nietypowe, jasną, gładką, choć usianą piegami cerę i kształty biust.

Dojna krowa

W 1763 r. poznała Jeana Baptiste'a du Barry'ego. Mężczyzna był zwykłym stręczycielem, który wynajdywał kochanki dla francuskich arystokratów. Uznał, że Jean jest idealna i nadaje się nawet do królewskiego łoża. Najpierw sam postanowił ją sprawdzić, a później podszkolić jej erotyczne umiejętności. Za zgodą jej matki i ojczyma umieścił ją w swoim domu i nie tylko zaczął z nią sypiać, ale i udostępniał ją innym mężczyznom, również tym ze szczytów, m.in. księciowi de Richelieu. Zrobił z niej prostytutkę, co odnotował francuski inspektor policji. W notatce, jaką sporządził, napisał, że Jeanne prowadzi się haniebnie, a dla du Barry'ego jest niczym dojna krowa.

Dzięki niemu przeniknęła do towarzystwa i jako doskonała obserwatorka przyswoiła sobie jego sposób bycia. Du Berry przez cztery lata uczył jej wszystkiego, co mogłoby się jej przydać na francuskim dworze. Zdawał sobie sprawę, że jeśli znajdzie się już przed obliczem króla, musi być gotowa, bo pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Wymyślił, że Ludwik XV powinien zobaczyć ją przez przypadek. Wysłał ją więc do Wersalu, by rozmówiła się z księciem de Choiseul. Wychodząc od niego, natknęła się na króla, który, gdy tylko ją ujrzał, nie mógł o niej zapomnieć.

Ludwik XV - Bewphoto/Alamy limited

Po pierwszej nocy nie mógł się jej nachwalić

Po raz pierwszy trafiła do łoża króla końcem czerwca 1768 r., zaledwie kilka dni po śmierci królowej, Marii Leszczyńskiej, córki polskiego króla Stanisława Leszczyńskiego. Ludwik XV miał być zachwycony jej umiejętnościami. Zazwyczaj kobiety podchodziły do niego z pewną rezerwą i dozą nieśmiałości. Był w końcu królem! Jeanne z kolei z pełnym profesjonalizmem, wiedząc, że właściwie w tym momencie waży się jej przyszłość, pokazała wszystko, czego nauczyła się u de Berry'ego. Musiała spisać się znakomicie, bo monarcha nie mógł się jej nachwalić.

Nowa kochanka wyrwała go z marazmu, a on widocznie odmłodniał, mimo że zbliżał się już do sześćdziesiątki. Po śmierci madame Pompadour był pogrążony w melancholii. W ciągu ostatnich lat stracił nie tylko ją, ale wielu członków swojej rodziny – aż sześcioro z dziesiątki jego dzieci! Wydawało mu się, że oto nadszedł schyłek życia i często myślał o śmierci. Zdawało się też, że szczyt jego seksualnych możliwości był pieśnią przeszłości. Tymczasem Jeanne dużo się śmiała, umiała go zarazić swoją radością, a poza tym była tak różna od madame Pompadour, dla której seks był przykrym obowiązkiem, a jej libido praktycznie nie istniało. Dobrze wiedziała, jak ma utrzymać zainteresowanie króla, szczególnie w jego łożnicy. Prawie 60-letni mężczyzna, który nie korzystał z usług doświadczonych prostytutek, chcąc uniknąć kiły, dowiedział się, co to znaczy profesjonalizm. Do tej pory zachodził tylko do Jeleniego Parku, swojego osobistego domu rozpusty, żeby nie powiedzieć haremu, w którym pracowały jednak bardzo młode i raczej zielone w kwestii seksu dziewczęta, raczej zawstydzone swoją rolą i samym królem.

"Jeśli zechcę, wszyscy będą leżeć u jej stóp"

Początkowo, gdy król miał ochotę zobaczyć nową kochankę, wzywał ją do siebie. Zaangażował się na tyle w tę relację, że całkiem poważnie zaczął myśleć, by uczynić ją swoją główną metresą. Był jednak pewien szkopuł. Brakowało jej nie tylko tytułu. Pochodziła z nieprawego łoża, nie była mężatką, a w dodatku uznawano ją za prostytutkę. Król początkowo znał tylko małą część jej biografii, bo jego słudzy opowiedzieli mu bardzo okrojoną i raczej mocno upiększoną historię Jeanne. Był nią jednak tak zafascynowany, że gdy wreszcie dowiedział się całej prawdy, wpadł w furię i nie uwierzył w ani jedno słowo, które usłyszał. Nie miał też zamiaru zmieniać swoich planów.

Żeby dopełnić dworskiej etykiety i żeby Jeanne bez przeszkód mogła zostać przyjęta na dworze jako oficjalna królewska kochanka, musiała wyjść za mąż. Ślub musiał być kościelny, mężczyzna, który miał być jej mężem, nie mógł być jej znany, a małżeństwo nigdy nie miało zostać skonsumowane. Ot, ślub pro forma, by panującym w Wersalu zwyczajom stało się zadość. O wszystko zadbał Jean Baptiste du Barry, który w 1768 r. wydał swoją podopieczną po prostu za swojego brata. Ten uzyskał nie tylko dożywotnią pensję, ale też tytuł hrabiego, więc Jeanne automatycznie jako jego żona stała się hrabiną.

Teraz już nie było przeszkód, by Jeanne dostąpiła zaszczytu, o którym marzyło wiele Francuzek. Zamieszkała w niewielkim apartamencie w Wersalu, a ostatnim, co trzeba było uczynić, to oficjalnie przedstawić ją na dworze. To nie podobało się w szczególności królewskim córkom. Te właściwie nie były w stanie pogodzić się z żadną kobietą przy boku ojca, która nie była ich matką — nawet po jej śmierci. Ludwik XV miał tego szczerze dość. Stawiał sprawę jasno: "Jest piękna, podoba mi się i to wystarczy. Jeśli zechcę, wszyscy będą leżeć u jej stóp" – napisał w liście do swojego ministra spraw zagranicznych. U jej stóp nie leżał jednak nikt prócz niego samego. Pewnego razu publicznie padł przed nią na kolana, mówiąc, że powinien przed nią klęczeć przez całe życie!

Miłość króla i byłej prostytutki była trudna, jeśli nie niemożliwa do zaakceptowania dla większości dworzan. Zazdrośnicy próbowali im ją obrzydzić, rozpowszechniając ośmieszające ich wierszyki i rozpuszczając złośliwe plotki. Mówiono m.in. że hrabina używa bliżej nieokreślonego specyfiku w bursztynowym kolorze do smarowania swojego łona. Niektóre z kobiet faktycznie miały w zwyczaju perfumowanie części intymnych, co miało wzmagać pożądanie u ich kochanków. Nie wiadomo, czy Jeanne również uciekała się do tego sposobu. Ponieważ każdy dzień zaczynała od kąpieli, perfumami i innymi wonnościami, jedynie podbijała swoją urodę, a nie tak jak inne dworki maskowała zapach brudu.

Oficjalna kochanka króla

Jak już wspomniano, aby hrabina mogła wreszcie zostać podniesiona do godności oficjalnej kochanki, musiała zostać oficjalnie wprowadzona na dwór przez protektorkę — powszechnie szanowaną kobietę. Któż jednak mógłby poręczyć za wywodzącą się z nizin Jeanne? Trzeba było znaleźć więc kogoś, kto mógłby na tym więcej zyskać niż stracić. Księżna d'Aiguillon, przyjmując na siebie to brzemię, dzięki pracy, której nikt nie chciał się podjąć, nie tylko pozbyła się długów, ale także załatwiła intratne posady dla swoich synów.

Oficjalne przyjęcie na dworze miało nastąpić w lutym 1769 r., jednak seria niefortunnych zdarzeń spowodowała, że wszystko odsunęło się w czasie aż od dwa miesiące. Gdy wreszcie nadszedł moment, na który wszyscy czekali, Jeanne mocno się spóźniała. Niektórzy zaczęli szeptać, że może zabrakło jej odwagi, by stanąć przed całym dworem. W momencie, kiedy wreszcie się pojawiła, wszystkim zaparło dech. Zaprezentowała się w złoto-srebrnej sukni wyszywanej diamentami, za którą ciągnął się długi tren. Odniosła sukces, choć wielu miało nadzieję, że coś pójdzie nie tak i publicznie się ośmieszy. Największym wyzwaniem dla Jeanne miało być złożenie trzech głębokich ukłonów przed królem. Nie byłoby w tym nic trudnego, gdyby nie to, że trzeba było je wykonać, jednocześnie wycofując się ku wyjściu i mając na sobie kilometrowy tren! Poszło jej jakby uczyła się tej umiejętności od urodzenia!

Kupił jej nawet przyjaciół

Mimo że związek hrabiny du Berry z królem stał się już oficjalny, dworzanie dalej się do niej nie garnęli. Wręcz przeciwnie. Gdy wchodziła do jakiegoś pomieszczenia, kobiety rozpierzchały się po kątach, byle tylko nie zamienić z nią słowa. Organizowane przez nią przyjęcia cieszyły się mierną popularnością, a gdy chciała zagrać w karty, mogła co najwyżej sama ułożyć sobie pasjansa. Robiła dobrą minę do złej gry, ale ich zachowanie wcale nie było jej obojętne, bo Ludwikowi wypłakiwała się w ramię.

Zatroskany król postanowił kupić jej przyjaciół — po prostu opłacił dworzan, którzy mieli dotrzymywać jej towarzystwa. Wkrótce zrozumieli, co monarcha w niej widzi. Jeanne nie zadzierała nosa, traktowała z szacunkiem damy dworu, nie interesowała się polityką i nie wtrącała się w sprawy państwowe, czego wielu się obawiało. Co więcej, jej salon był otwarty dla wszystkich i całkiem sporo można było u niej załatwić, a nawet zyskać wstawiennictwo u króla, który już nie wyobrażał sobie bez niej życia! Odkąd została jego oficjalną metresą, prawie nigdy się nie rozstawali. Starzejący się Ludwik nie umiał się bez niej obejść — do tego stopnia, że hrabina przebywała głównie w swoich komnatach, żeby kochanek zawsze mógł ją znaleźć.

Ikona stylu z długami

Nawet ci, którzy nie lubili Jeanne, nie mogli zaprzeczyć, że miała swój styl, który wiele kobiet wkrótce zaczęło naśladować. Ubierała się w stylu "pasterskim", często zakładając białe lub pastelowe, wyszywane w kwiaty suknie, a na głowie wianek. Na ogół nie pudrowała swoich blond włosów ani nie spinała ich w wymyślne fryzury, nosząc je po prostu całkiem luźno.

Poza tym uwielbiała biżuterię. Jej ilość można byłoby liczyć w kilogramach. Lubowała się szczególnie w drogocennych kamieniach i hołdując barokowi, zamawiała biżuterię, w której łączono ich różne kolory. Większość oczywiście była prezentem od zakochanego w niej do szaleństwa monarchy. Co ciekawe, wcześniej w stosunku do swoich kochanek nie przejawiał takiej hojności. Teraz nie miał żadnych oporów, by ukochanej Jeanne dawać to, co sprawiało jej radość. Poza biżuterią sprezentował jej też kilka posiadłości, ale i zadbał o pieniądze na "drobne" wydatki, bagatela 200 tys. franków miesięcznie. Kwotę tę później zwiększył do 250 tys.! Biorąc pod uwagę, że potrafiła wydać 450 tys. na suknię wysadzaną diamentami, jej kieszonkowe mogło jej nie wystarczać i tak faktycznie było. Ciągle miała długi! Pieniądze wydawała głównie na przyjemności. Ze swojej kieszeni opłacała także swoją liczną świtę: lokajów, pokojówki itp.

Zyskujący na popularności styl Jeanne nie robił jednak wrażenia na 14-letniej Marii Antoninie, austriackiej księżniczce, która przybyła do Francji, by poślubić wnuka Ludwika XV i przyszłego następcę tronu — również Ludwika. Kiedy dowiedziała się, kim jest Jeanne i poznała jej pochodzenie, zaczęła nią pogardzać i ostentacyjnie ignorować. Potrafiła nawet odesłać jej przepiękną kolię, którą ta jej podarowała. Król był wściekły. Nie godził się, by ktokolwiek robił afronty jego ukochanej. W końcu krnąbrna księżniczka uległa. Na wyraźne polecenie matki przełamała się i publicznie odezwała się do swojej rywalki. Wypowiedziała wprawdzie jedno nic nieznaczące zdanie, jednak ten gest miał symboliczny charakter. Był po prostu wyrazem szacunku dla królewskiej metresy. Chociaż pozycja Jeanne wydawała się lekko chwiać, od tej pory wydawało się, że nie ma zmartwień. To były tylko pozory!

Ludwik XV i Jeanne Becu:

Odprawił ją, by zostać zbawionym

Czarne chmury nad hrabiną zaczęły się zbierać, kiedy Ludwika Maria, córka króla, wstąpiwszy do zakonu, zaczęła ojca bombardować prośbami, by zadbał o swoją duszę i porzucił życie w grzechu. Rozwiązaniem jego problemów miałaby być młoda kobieta, którą pojąłby za żonę. Znaleziono już nawet kandydatkę. Ludwika XV faktycznie gryzło sumienie. Czasem nawet unikał spotkań z Jeanne, jednak nie mógł długo bez niej wytrzymać. Był jej oddany całym sobą. Sypiał praktycznie tylko z nią, a ona nie miała nic przeciwko, by raz na jakiś czas się rozerwał w ramionach innej kobiety, uważając, że należy mu się czasem odmiana. Sama wyszukiwała mu kochanki, które każdorazowo musiały przejść kontrolę zdrowia. Ludwik XV nie mógł ryzykować, że zostanie czymkolwiek zarażony.

Zakochany Ludwik szukał jakiegoś rozwiązania, które zapewniłoby zbawienie jego duszy. Wszak jego pradziadek i poprzednik ożenił się ze swoją kochanką madame de Maintenon, tworząc z nią morganatyczny związek. Jeanne wszak już była mężatką, więc to rozwiązanie nie wchodziło w grę. Wprawdzie mogłaby się rozwieść z mężem, jednak duchowni wcale nie byli skorzy takowego rozwodu udzielić i przyczynić się do jej małżeństwa z królem.

Król jako grzesznik w oczach kościoła nie uczestniczył w spowiedzi wielkanocnej, bo żeby dostać rozgrzeszenie, musiałby się przyznać do życia w grzechu i zadeklarować chęć poprawy. Nie był gotowy na rozstanie z Jeanne, jednak kres jego życia zbliżał się nieuchronnie.

Pod koniec kwietnia 1775 r. Ludwik źle się poczuł. Spędzał akurat czas z kochanką w Petit Trianon, posiadłości zbudowanej dla madame Pompadour, którą ostatecznie podarował hrabinie du Barry. Medycy zdecydowali, że władca powinien wrócić do Wersalu. Niedługo później okazało się, że ma ospę. Wydawało się, że nie może już na nią zachorować, bo miał przejść ją jako nastolatek. Krosty jednak wskazywały jasno na to, co mu jest. Na stare lata Ludwik XV był zafascynowany śmiercią i można rzec, że sam ją na siebie ściągnął, ponieważ zaraził się ospą od zmarłej na nią dziewczyny, której trumnie postanowił z bliska się przyjrzeć.

W XVIII w. ospa była bardzo niebezpieczna. Zmarła na nią czwórka dzieci króla. Mimo sporego ryzyka Jeanne, chcąc okazać mu wierność, mimo że sama nie chorowała, chciała się nim opiekować. Wkrótce stało się jasne, że to już koniec. Ludwik, wiedząc, że umiera, wezwał ją po raz ostatni, by się z nią pożegnać, ale i… kazać opuścić jej pałac, bo nie chciał stanąć przed Bogiem jako grzesznik. Obiecał jej, że jego ludzie zadbają o nią, nawet gdy jego już nie będzie. Na łożu śmierci został jednak zmuszony przez swojego spowiednika do podpisania lettre de cachet, na mocy którego Jeanne miała trafić do klasztoru. To miało być warunkiem jego zbawienia. Ludwik XV zmarł 10 maja 1774 r.

Ludwik XV - Alamy Limited/Realy Easy Star / Bewphoto

Skazana na śmierć

Jeanne znała już życie zakonne, więc łatwo się do niego przystosowała. Na miejscu miała nawet swoją pokojówkę. Początkowo zakonnice traktowały ją wrogo, jak wielką grzesznicę, jednak wkrótce znalazła drogę do ich serc, ujmując je swoją pobożnością. Przebywała tam przez rok, a kiedy wreszcie pozwolono jej opuścić wilgotne mury klasztoru, na policzkach niektórych mniszek zagościły prawdziwe łzy smutku.

Mimo że hrabina wyszła na wolność, początkowo miała nie zbliżać się do Paryża i Wersalu. Ten nakaz został w końcu zniesiony. Ludwik XVI łaskawie nie tylko zezwolił jej na powrót do pałacu Louveciennes, ale i zatrzymanie tego, co podarował jej jego dziadek. W tej posiadłości odwiedzali ją nawet ci, którzy kiedyś odwracali się do niej plecami. Co poniektórzy mieli odwagę przyznać, że kierowała nimi zazdrość — osiągnęła pozycję, o które marzyła większość kobiet!

Jeanne jako jeszcze całkiem młoda, 33-letnia kobieta nie miała zamiaru żyć jak mniszka. Jej kochankiem został książę de Brissac, burmistrz Paryża. Kiedy wybuchła rewolucja francuska, opowiedziała się po stronie rojalistów. Była nawet na tyle wspaniałomyślna, że chciała pomóc rodzinie królewskiej ukryć się przed rewolucjonistami. Nie udało się jej jednak uniknąć ich losu, chociaż miała taką szansę, ponieważ w 1791 r. wyjechała do Anglii, by sprawdzić, czy klejnoty, jakie tam znaleziono, należą faktycznie do niej — miesiąc wcześniej została bowiem obrabowana. W związku z ich kradzieżą wielokrotnie podróżowała do Wielkiej Brytanii, a to nie uszło uwadze władz rewolucyjnych. Zaczęto podejrzewać ją o szpiegostwo. Gdy zarekwirowano jej pałac, mogła już spodziewać się najgorszego, jednak, zamiast zostać w Londynie, gdzie była bezpieczne, wróciła do swojej ojczyzny.

Aresztowano ją w 1793 r. i wydano na nią wyrok śmierci. Próbowała ratować się jeszcze swoimi klejnotami. Zaczęła zdradzać strażnikom, gdzie je ukryła, a ci robili jej nadzieję, że uda się ujść jej z życiem. Na próżno. Los 50-letniej hrabiny du Berry był przesądzony. 8 grudnia wysłano ją na szafot, wcześniej ogoliwszy jej głowę, pozbawiając ją jej największej ozdoby – gęstych blond loków. Była przerażona. Nie miała zamiaru umierać z godnością. Wiła się, krzyczała i szarpała. Gawiedź chciała krwi i tę krew dostała. Ciało Jeanne du Berry spoczęło w zbiorowej mogile ofiar rewolucji.

__________

Źródła:

  • Craveri B., Kochanki i królowe. Władza kobiet, Warszawa 2005
  • Herman E., W łóżku z królem, Warszawa 2006
  • Leslie C., Królewskie romanse, Warszawa 2014
  • Morato C., Królowe przeklęte, Warszawa 2016
  • Watała E., Cuchnący Wersal, Warszawa 2007
Źródło:

Flirtuj, rozmawiaj, poznawaj ludzi