Publikacja użytkownika Arkadiusz Stęplowski

Zobacz profil użytkownika Arkadiusz Stęplowski; grafika

Lubię pl(ac|ot)ki

warszawa a tak na serio od dawna mnie to wkurza że rządowe i urzędowe strony są monitorowane przez googla. Na wielu poziomach jest to złe. Sądzę że oprócz Michał Gramatyka reszta rządzących też powinna się wstydzić za ten stan rzeczy.

Zobacz stronę organizacji użytkownika Informatyk Zakładowy; grafika

13 796 obserwujących

Sprawa dzieje się przed wejściem do budynku sądu, gdzieś w Polsce. Próbujesz wejść do środka, ale zatrzymuje cię jakiś mężczyzna i pyta: — Доброе утро. Dokąd to? Do sądu? W jakiej sprawie? Nie kryjesz zaskoczenia: — Chwila, kim pan jest? — Jestem obcokrajowcem ze wschodu i wydaję przepustki. Tak jesteśmy umówieni z prezesem sądu. Idący na rozprawę mogą wchodzić bez pytania, ale do sekretariatu potrzeba przepustki. — To tak można? A jak ktoś się dowie? — Pan się właśnie dowiedział, i co? Jeśli do sekretariatu, to tu jest formularz. — Jak to, mam zapisać swój wiek, kod pocztowy, posiadany model telefonu i zainteresowania? Na co komu takie dane, kto i co z nimi zrobi? — Panie, wypełniasz pan, czy nie? Bez tego przepustki nie będzie. — No dobra, oto moje dane. — Хорошо, спасибо. Oto pańska przepustka. Brzmi głupio? Niedorzecznie? Groteskowo? A gdybym powiedział wam, że to wszystko szczera prawda? Bo tak naprawdę to zmyślone jest tylko jedno - obcokrajowiec jest z zachodu, a dokładnie - z Irlandii. Z nieznanych przyczyn osoby odpowiedzialne za informatyzację polskiego sądownictwa uznały, że świetnym pomysłem będzie przekazanie części swych kompetencji pracownikom spółki Google Ireland Limited mieszczącej się w Dublinie. Chodzi o mechanizm reCAPTCHA wykorzystywany w Wyszukiwarce raportów z Systemu Losowego Przydziału Spraw. Chcesz zalogować się do Portalu sądowego? Bez problemu. Chcesz pobrać raport z losowania sprawy? Decyzja należy do Google. Serwis przygotowany przez polską administrację publiczną nie pozwala mi na pobranie żądanego dokumentu. Muszę dodatkowo poprosić o zgodę amerykańską megakorporację poprzez jej europejską spółkę-wydmuszkę. I to mi się *bardzo* nie podoba. Jako polski obywatel oczekuję, że moje państwo będzie mnie szanować, tymczasem nie dość, że moje dane wędrują za ocean, to co jakiś czas muszę rozwiązać graficzną łamigłówkę której rezultat Google użyje do trenowania algorytmów rozpoznawania obrazu. Obecny stan jest dowodem słabości państwa, dowodem braku wyobraźni projektantów i polityków odpowiedzialnych za cyfryzację polskich usług publicznych. Tak, spoglądam tu znacząco w stronę Ministra Cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego oraz Wiceministra Cyfryzacji Michał Gramatyka Dlaczego piszę o tym dzisiaj? Z dwóch powodów. Po pierwsze - bo Fundacja Panoptykon rozpoczęła kampanię skierowaną przeciwko temu, by podmioty publiczne dzieliły się naszymi danymi z Google i innymi cyfrowymi gigantami Po drugie - bo choć raporty Systemu Losowego Przydziału Spraw możesz pobrać bez captchy z prowadzonej przeze mnie strony Monitor SLPS, to same pliki PDF nie mają podpisu cyfrowego. Mógłbym je zmodyfikować, nie powinniście mi ufać! Strona http://slps.pl/ jest szybsza i wygodniejsza, ale nadal potrzebujecie weryfikowalnego źródła danych w publicznym serwisie internetowym, z którego skorzystacie bez pytania Google o zdanie. I to tyle. Wpisujcie miasta.

  • Brak alternatywnego opisu tekstowego dla tego zdjęcia

Ostatnio na spotkaniu z Barceloną uchwyciłam odwrotną tendencję. Spotkanie pod tytułem Data Driven Policy, na którym przedstawiciele Barcelony mówili, że dopuszczają dane od big techów, a nawet je rekomendują. Powód? Nie są w stanie konkurować z nimi, a w dobie AI i dezinformacji zależy im na zwiększaniu zasięgu usług publicznych, czego bez pomocy gigantów nie są w stanie zapewnić. Ponadto uznali, że im więcej danych, tym lepiej dla budowania usług publicznych dopasowanych do mieszkańców. Bez tych danych nie są w stanie tworzyć predykcji dla usług. Przy okazji tematu, kilka tygodni temu szeroko dyskutowano o doradztwie dla MC w obszarze AI, które świadczy człowiek, który dorobił się na wykorzystywaniu danych konsumentów w Chinach. Więc.... możemy mówić o etyce i zasadach, ale też trzeba spojrzeć realistycznie na potrzeby ludzi i zastanowić się czy to właśnie nie sami odbiorcy usług - mieszkańcy, konsumenci, powinny być bardziej świadomi tego, do czego służą dane? Bez tego elementu edukacyjnego, nie będziemy w stanie powstrzymać wpływu dyżych firm na administrację.

Aby wyświetlić lub dodać komentarz, zaloguj się