W Polsce według danych podawanych przez Kampanię Przeciw Homofobii w związkach jednopłciowych wychowywanych jest około 50 tys. dzieci. Dzieci, do których prawa ma tylko jedna z osób, które tworzą takie związki. Jeśli więc dla przykładu w takiej rodzinie biologiczny rodzic umrze, dziecko zostanie drugiemu z nich zabrane. Kontynuacji tej krzywdy chcą Kosiniak-Kamysz, Piotr Zgorzelski, Marek Sawicki i inni politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego.
  • Pod koniec ubiegłego roku Donald Tusk zapowiadał, że rządowy projekt związków partnerskich będzie gotowy "jeszcze tej zimy". Potem w kwietniu mówił, że "projekt jest już gotowy"
  • PSL chce zaklinać rzeczywistość, bo pary jednopłciowe w Polsce wychowywały dzieci lata temu, wychowują je teraz i będą je wychowywały w przyszłości
  • 12 grudnia ubiegłego roku Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok mówiący, że brak uznania i ochrony związków osób tej samej płci w Polsce narusza art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka
  • Więcej opinii znajdziesz na stronie głównej Onetu

Związki partnerskie miały być jedną z pierwszych spraw, które rząd Donalda Tuska będzie chciał wprowadzić do porządku prawnego po przejęciu władzy. Pod koniec ubiegłego roku premier zapowiadał, że rządowy projekt na ten temat będzie gotowy "jeszcze tej zimy". Potem w kwietniu mówił, że "projekt jest już gotowy".

Jednak finalnie pół roku od utworzenia nowej Rady Ministrów nie wystarczyło, żeby choćby spróbować wprowadzić związki partnerskie. Przeszkodą nie okazało się weto prezydenta, ale polityczny cynizm Władysława Kosiniaka-Kamysza i jego kolegów z partii. W tym momencie nie tylko nie wiadomo, kiedy rządowy projekt trafi do procedowania, ale czy w ogóle tak będzie, i czy KO oraz Lewicy nie pozostanie jedynie możliwość złożenia projektu poselskiego.

Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem wideo.

Dzieci zakładnikami PSL-u

Część najbardziej "konserwatywnych" (a raczej: chcących dyskryminować niektórych obywateli) polityków PSL, takich jak np. marszałek senior Marek Sawicki, nie chce ustawy w żadnym kształcie. Inna część, m.in. Urszula Pasławska, torpeduje element ustawy dotyczący przysposobienia dzieci jednego z partnerów przez drugiego. Co to oznacza? To, że jeśli osoby tworzące związek partnerski będą wychowywać dziecko jednej z nich, druga osoba nie będzie miała do tego dziecka żadnych praw. W praktyce, kiedy — dla przykładu — mamy sytuację, gdzie biologiczny rodzic dziecka w parze jednopłciowej umiera, drugiej z osób dziecko zostaje odebrane.

Politycy PSL-u chcą podtrzymania tego stanu rzeczy. Dlaczego? Ponieważ, jak to powiedział na antenie Polsatu marszałek Piotr Zgorzelski, jest to ich zdaniem "otwarcie furtki do adopcji dzieci przez pary homoseksualne". Abstrahując od tego, że w adopcji dzieci przez pary homoseksualne nie ma nic złego — badania na temat dzieci wychowywanych w takich związkach jednoznacznie pokazują, że rozwijają się one prawidłowo — ten argument to oczywiście tylko wymówka, bo doskonale wiemy, że na wprowadzenie takiego rozwiązania nie ma dzisiaj większości politycznej. Prawdziwym powodem jest to, że spora część PSL-owców jest równie zacietrzewiona w kwestii praw osób LGBT+ co Prawo i Sprawiedliwość, a do tego dochodzi jeszcze polityczny cynizm — partia nie chce po prostu oddać zupełnie pola Konfederacji jako jedynej niepisowskiej prawicowej siły.

Zaklinanie rzeczywistości

Dlatego właśnie Kosiniak-Kamysz i jego koledzy są zdecydowani poświęcić dobro około 50 tys. dzieci wychowywanych w Polsce przez tęczowe rodziny, w których skład łącznie wchodzi około 150 tys. osób (takie dane podaje Kampania Przeciw Homofobii). Blokowanie wprowadzenia możliwości przysposobienia jest więc uderzaniem w rodzinę, czyli coś, co dla konserwatystów powinno być wymagającą szczególnej ochrony podstawową komórką społeczną. Już dawno zrozumieli to konserwatyści w Europie Zachodniej, którzy przestali udawać, że w społeczeństwie istnieje tylko jeden jej model — "chłopak, dziewczyna, normalna rodzina". Dla przykładu w Wielkiej Brytanii to będący w latach 2010-2016 premierem ówczesny lider Partii Konserwatywnej David Cameron zalegalizował w 2013 r. małżeństwa jednopłciowe.

PSL nadal jednak chce zaklinać rzeczywistość, bo przecież pary jednopłciowe w Polsce wychowywały dzieci lata temu, wychowują je teraz i będą je wychowywały w przyszłości. Brak możliwości przysposobienia w tej kwestii nic nie zmieni, a będzie po prostu kontynuacją dyskryminowania przez państwo części swoich obywateli i narażania na krzywdę najsłabszych, najbardziej wrażliwych jednostek, jakimi są dzieci.

Czy PSL posłucha własnych wyborców?

Może się też okazać, że politycznie dla PSL-u taka postawa okaże się zgubna. Dlaczego? Bo wyborcy Trzeciej Drogi mają na związki partnerskie zgoła inne poglądy niż ich politycy. Według sondażu przeprowadzonego w bieżącym miesiącu przez IBRIS dla "Rzeczpospolitej", aż 84 proc. wyborców koalicji Polski 2050 oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego popiera związki partnerskie.

Dlaczego więc politycy PSL ignorują głos własnych wyborców? Oprócz przedkładania swoich własnych poglądów nad zdanie elektoratu chodzi tu zapewne o pozostanie drugą atrakcyjną obok Konfederacji opcją dla grupy powoli odchodzących od Prawa i Sprawiedliwości wyborców. Moim zdaniem ta logika polityczna jest wadliwa i krótkoterminowa. PSL nigdy w sprzeciwie wobec praw osób LGBT+ (czyli mówiąc wprost — w dyskryminacji swoich obywateli) nie będzie tak autentyczny i wyrazisty jak Konfederacja, a nowe pokolenia wyborców, nawet jeśli popierają Konfederację… to popierają też związki partnerskie. We wspomnianym wcześniej sondażu 9 proc. wyborców Konfederacji zdecydowanie poparło takie rozwiązanie prawne, a aż 75 proc. stwierdziło, że jest "raczej na tak".

Polska prawie praworządna

Rząd nie chce zrealizować wyroku europejskiego trybunału. Rząd Zjednoczonej Prawicy? Nie, rząd tworzony przez KO, Lewicę i Trzecią Drogę.

12 grudnia 2023 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał bowiem wyrok mówiący, że brak uznania i ochrony związków osób tej samej płci w Polsce narusza art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka mówiący o prawie do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. Był to efekt wcześniejszego pozwania państwa polskiego przez pięć par gejów oraz pięć par lesbijek wspieranych przez organizacje pozarządowe.

Jednocześnie już 15 grudnia mogliśmy na stronie internetowej rządu przeczytać, że "w dniu inauguracji nowego rządu Premiera Donalda Tuska, Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski skierował listy do Przewodniczącej Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) Síofry O’Leary oraz do członków Komitetu Ministrów Rady Europy, w których wyraził wolę i determinację Polski do wykonywania wyroków ETPC".

I co? I nic. Głosów o tym, że wprowadzenie związków partnerskich to nie sprawa łaski wicemarszałka Zgorzelskiego czy wicepremiera Kosiniaka-Kamysza, ale kwestia respektowania wyroków, ze strony rządu nie słychać w ogóle. Od wspomnianej deklaracji "woli" minęło już pół roku, a społeczność LGBT+ nie otrzymała nie tylko związków partnerskich, ale nawet ustawy, która zrównywałaby jej ochronę przed dyskryminacją do tej, jaką mają np. osoby mogące być dyskryminowane ze względu na swoje wyznanie. To ostatnie jest za to ciągle dla wielu polityków pretekstem, by kontynuować dyskryminowanie innych.